Zobaczyć to bezgranicznie zdziwienie w oczach Inspektora dr Mariusza Sokołowskiego – bezcenne. I te z trudem powstrzymywane łzy, zdające się krzyczeć: „jak tak można?”
Oj można Panie Sokołowski, można. Wiem jakie to uczucie. Pamietam jak dziś ,co czułem gdy 11.11.11 po powrocie z Marszu Niepodległości zobaczyłem w telewizji Inspektora dr Mariusza Sokołowskiego, przedstawiającego wielką patriotyczną i pokojową manifestację jako rozróbę garstki bandziorów rzucających kamieniami w "strzegących porządku" policjantów. Ze zdziwienia gały wyłaziły mi z orbit i też krzyczałem w duchu: "jak tak można?" Przecież byłem tam i na własne oczy widziałem, że było nas kilkadziesiąt tysięcy, a burdy wszczynały agresywne psy, brutalnie atakujące przypadkowych przechodniów. I to poczucie bezsilności, wynikające ze świadomości, że to Inspektor doktor dysponuje obrazem i nim zarzadza i nic nie da się z tym zrobić.
I dzisiaj nie jest dla mnie ważne, że detektyw Rutkowski to gamoń i pozer, że przez swoją bezmyślność mógł doprowadzić do tego, że los małej Magdy pozostał by na zawsze nieznany. To nieważne. I nie ważne też to, że kłamie w żywe oczy. Ważne jest tylko to, że to on ma film z przyznaniem się matki Magdy i to on zarządza przekazem, a dzięki temu jeździ na was psy, jak na starej szkapie. I lansuje się aż furczy. On, ta jego laska Luiza i ci jego kominiarze. Po "usługi" detektywa Rutkowskiego znowu ustawia się kolejka, a Pan Inspektor dr Mariusz Sokołowski może się tylko temu bezradnie przyglądać z wyrazem twarzy zbitego psa. Gdy tak patrzę na te przerażone i bezgranicznie zdziwione oczęta Inspektora doktora , to czuję jakby ktoś wylewał miód na moje serce. Myślę, że nie tylko ja tak czuję.To chyba jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu.