Nie ma takiej władzy, której lud nie zdołałby obalić i nie ma takiego społeczeństwa, gdzie lud nie stanowi większości.
Wszystko da się podporządkować jeśli nie poprzez indoktrynację, to przy pomocy gróźb, jeśli i to będzie za mało wtedy należy zastosować środki bardziej radykalne pozostające w dyspozycji państwa policyjnego.
Obserwując scenę polityczną i ekonomiczne zawirowania w Europie odnosi się niepohamowane wrażenie, że znowu zaczyna robić się brunatnie. Dużo cech wspólnych z początkami lat poprzedniego stulecia. Postępujący kryzys i niepohamowana żądza władzy, władzy absolutnej.
Jeśli przyjmiemy, że kreską ułamkową jest budżet, to w miejsce licznika wstawić należy szeroko pojętą władzę. W tym ułamku mianownik stanowić będzie społeczeństwo. Precyzując – ciemny lud, któremu znowu można nałożyć jarzmo.
Nad kreską ułamkową znajduje się władza z całym swoim zbrojnym aparatem. Pod kreską społeczeństwo skutecznie spychane poza margines*, gdzie obywatel staje się pariasem.
Parias nie może zbyt wiele, ale musi coraz więcej. Musi na czas płacić niebotyczny haracz w rożnych formach: podatku, akcyz, rat i należności wynikających z użytkowania.
W tym układzie margines stanowi wolność, która dramatycznie kurczy się na rzecz panującej kasty, która rozrasta się w zakasującym tempie i rozmiarach.
Społeczeństwo wielowarstwowe jest w zaniku. W wyniku kryzysu wyraźnie kształtuje się ogromna bieda i niewyobrażalne bogactwa. Klasa średnia obłożona niebotycznym ciężarem podatków znalazła się na kolanach, dogorywa zmuszona wyzbywać się swoich dóbr. Lichwa, jak kiedyś, szybko się rozwija, bogaci się na rozmaitych szwindlach i przekrętach. Biedota nie ma już nic do stracenia, dawno stracili, a wąskiej jej rzeszy zostały resztki godności, jeśli taka może w ogóle istnieć w fazie totalnego ubóstwa przeistaczającego się w nędzę. Czy nie tak wyglądał feudalizm?
Demokracja stała się dekoracją – istnieje jedynie jako szyld dla uspokojenia sumień skorumpowanej i bezwzględnej władzy, której bezpieczeństwa strzeże dobrze uzbrojona armia właściwych służb. Taką rolę – właściwych służb – dziś pełnią również media, które w pewnym momencie przestały informować i służyć społeczeństwu, a zaczęły chronić interesu władzy.
Zatem kto dziś patrzy władzy na ręce?
Jeśli komuś nadal wydaje się że opozycja, to wyjaśniam, że jest w błędzie – biorą ciężkie pieniądze z tej samej puli. Za co?
Za niemerytoryczną szarpaninę i skuteczny proces samo-wyniszczania. Wygląda na to, że wszyscy postradali rozum i każdy chce być jak najwyżej na górze: w tym obrabianiu sobie tyłów zupełnie zatracili instynkt samozachowawczy. Całkowita klęska, to tylko kwestia czasu.
Ten smutny obraz wypełniają: kłamstwa i komunały oraz wartość długu, który będzie zmuszony spłacić współczesny parias.
Jest tylko rzecz jedna, o której zdaje się zapominać władza – granica wytrzymałości i gniew wywołany beznadzieją, którego w najważniejszym momencie – próbie sił – nie zdołają zatrzymać nawet kule.
Nie ma takiej władzy, której lud nie zdołałby obalić i nie ma takiego społeczeństwa, gdzie lud nie stanowi większości.
Kiedy spada tolerancja na biedę własnego narodu wtedy wprost-proporcjonalnie rośnie brak oddania dla władzy. Państwo to nie partia, naród to nie urzędnicy.
Jeśli i tym razem uda się wzmocnić/dozbroić aparat, to nie na długo.
Przychodzi taki czas, że niewolnik zrywa kajdany, a wtedy może zdarzyć się wszystko. Wolność to nie tylko sztampa – „róbta co chceta”. Wolność to prawo czynienia tego, co czynić należy.