„Nikanderowi” wyszło jak zawsze
16/09/2012
444 Wyświetlenia
0 Komentarze
9 minut czytania
Polacy, jak wiadomo, to sam cymes. Ale nie wszyscy, tylko ci „prawdziwi”, w odróżnieniu od Polaków „fałszywych”.
A kto jest „prawdziwym Polakiem”? Wyjaśnił to niedawno pan red. Jan Engelgard, który chyba raczej na pewno tak, też jest prawdziwym Polakiem. Otóż prawdziwym Polakiem może być tylko komunista. Mamy zatem cały poczet prawdziwych Polaków, chwalebny orszak, który otwiera – no, któż by, jeśli nie Julian Marchlewski? Zasługi Juliana Marchlewskiego dla Polski, jako prawdziwego Polaka, przedstawił Stefan Żeromski w opowiadaniu „Na probostwie w Wyszkowie”. Zaraz po Julianie Marchlewskim kroczy – jakże by inaczej – Feliks Dzierżyński, a póżniej – „męczenników orszak biały” w osobach Juliana Leszczyńskiego ps. „Leński”, Adolfa Warskiego, ps. „Warszawski”, Marii Koszutskiej, ps. „Kostrzewa”, Marcelego Nowotki, Pawła Findera, Małgorzaty Fornalskiej, Bolesława Bieruta – nie zapominając o tych, którzy palmy męczeńskiej nie zdobyli, a więc – Grzegorzu Korczyńskim, co tak naprawdę nazywał się Stefan Kilanowicz, Edward Gronczewski, słynny partyzant „Przepiórka” („jo strzylołem, a un piniundze broł”), którego inni prawdziwi Polacy potrafili wystrugać nie tylko na dyplomatę, reprezentujacego naszą niezwyciężoną armię w Chińskiej Republice Ludowej, ale nawet – na „pracownika naukowego” w chederze pod nazwą „Wojskowy Instytut Historyczny”, Mikołaju Tichonowiczu Diomko, ps. Mieczysław Moczar no i oczywiście – prawdziwi Polacy pochodzenia żydowskiego tzn. Jakub Berman, Hilary Minc i Roman Zambrowski („Bo Berman oraz Minc Hilary, ludowej władzy dwa filary, leżą strzaskane Gnoma ręką i nawet im nie wolno jęknąć”), aż wreszcie dochodzimy do naszej najukochańszej duszeńki w osobie generała Wojciecha Jaruzelskiego. Generał Wojciech Jaruzelski – „umiłowanie i słodycz rodzaju ludzkiego”, wprawdzie w młodości ulegał sprośnym błędom Niebu obrzydłym, ale potem się z nich otrząsnął, a właściwie – nie tylko „otrząsnął” – ale je zwycięsko przezwyciężył, dając początek licznemu duchowemu potomstwu „prawdziwych Polaków”, których misją jest, jak wiadomo, dyscyplinowanie Polaków fałszywych, żeby nie zasmucali Władimira Władimirowicza Putina oraz jego następców na drewniem Kremlie. Pracują nad tym liczne drużyny prawdziwych Polaków – od „Gazety Wyborczej” aż do „Myśli Polskiej” – oczywiście pod wypróbowanymi rękoma cienkoszyich wodzów.
Obok oddziałów regularnych, to znaczy – umundurowanych i z książeczkami wojskowymi, mamy do czynienia również z operacjami partyzanckimi. Uczestnicy operacji partyzanckich – chociaż – ma się rozumieć – też podlegają Centrali, chociaż oczywiście – za pośrednictwem Sztabu Partyzanckiego. Formalje partyzanckie – jak to w partyzantce – ani nie wdziewają mundurów regularnego wojska, ani nie uzywają nazwisk, posługując się pseudonimami. I taki właśnie partyzant o pseudonimie „Nikander”, ruszył do ataku, domagając się usunięcia z „Nowego Ekranu” między innymi mnie, jako wroga ludu pracującego miast i wsi. Rozpoczął swoja filipikę od popisania się wykształceniem – niestety wyszło jak zawsze. Oto początek filipiki „Nikandera”: „Jak to było u Cycerona w tej mowie w obronie Katyliny? Zdaje się tak: „a Korwina Mikke trzeba stąd wywalić!” Oto przykład zadufanego w sobie durnia z wykształceniem średnim, to znaczy – że coś się wie, coś się nie wie. „Nikander” słyszał o Cyceronie i Katylinie – ale pogadanki oficera politycznego kompletnie mu się w głowie zlasowały. Najwyraźniej bowiem uważa, że Cyceron Katyliny bronił i w jego obronie wygłaszał mowy, niczym mecenas Roman Giertych, który najwyraźniej postanowił przystać do „prawdziwych Polaków”, w obronie Michała Tuska. Tymczasem konsul Marek Tulliusz Cycero serię swoich przemówień wygłoszonych PRZECIWKO Katylinie w 63 roku przed Chrystusem rozpoczął od słynnego zdania: „Quousque tandem abutere Catilina patientia nostra” – co się wykłada: dokądże Katylino będziesz nadużywał naszej cierpliwości? O żadnym „wywalaniu” Katyliny skądkolwiek nie ma tu mowy – ale bo też Cyceron znikąd Katyliny „wywalić” nie mógł, jako że ten właśnie nie został wybrany konsulem, a spisek mający na celu m.in pozbawienie Cycerona życia, zawiązał w celu UZYSKANIA tej posady. Ale coś jest na rzeczy, bo o „wywalaniu” też w starożytnym Rzymie mówiono, a konkretnie – nie tyle o „wywalaniu”, co o zburzeniu. Jak można się domyślić, nie mogło w tym przypadku chodzić o „zburzenie” jakiejś osoby, tylko obiektu, a konkretnie – miasta Kartaginy. Takim wezwaniem kończyć miał KAŻDE swoje przemówienie, nawet jeśli dotyczyło jakiegoś innego przedmiotu, Katon Starszy. Problem polega na tym, ze Katon Starszy z Cyceronem nie miał nic wspólnego między innymi dlatego, że umarł prawie sto lat przed wygłoszeniem przez Cycerona wspomnianej pierwszej mowy przeciwko Katylinie. Słowem – naszemu „Nikanderowi” wszystko się w głowie zlasowało, a to, co mialo być popisem erudycyjnym, okazało się tylko demonstracją nieuctwa.
W tej sytuacji nikogo nie powinno dziwić, że „Nikander” domaga się „wywalenia” Korwina-Mikke i mnie z „Nowego Ekranu”, używając określenia: „bezmuzgowe (pisownia oryginalna – SM) tałatajstwo”. Domyślam się, że w naszym towarzystwie musi czuc się trochę nieswojo, niczym prezydent naszego nieszczęsliwego kraju Lech Wałęsa w gronie „mędrców Europy”. Najwyraźniej „Nikander” musiał być w młodości często bity w ciemię, skoro nawet opanowanie zasad ortografii okazało się zadaniem przekraczającym jego intelektualne możliwości. To chyba właśnie takich durniów i nieuków miał na myśli Franciszek książę de la Rochefoucauld pisząc, że „nikt nie jest zadowolony ze swojej fortuny, każdy – ze swego rozumu” – no i oczywiście – z „prawdziwego Polactwa”. Jako człowieka o pogodnym usposobieniu, tacy publicyści bardzo mnie bawią, więc byłbym szalenie zmartwiony, gdyby z jakiegoś powodu „Nikander” zaprzestał delektowania czytelników „Nowego Ekranu” sekrecjami swoich szarych komórek. Czasy są i tak ciężkie, więc już chociaż z tego powodu każdemu należałoby się trochę wesołości.
Stanisław Michalkiewicz