Niewygodny sondaż jak kamfora
13/10/2012
480 Wyświetlenia
0 Komentarze
2 minut czytania
Ostatnio w Warszawie, w kuluarach mówi się nie tylko o sondażu, który przyniósł PiS wzrost o 8%, PO spadek o 6% i w efekcie prowadzenie partii Jarosława Kaczyńskiego 38% do 33%. Mówi się też o sondażu zamówionym przez PO w pracowni SMG-KRC (…) .
Gdy ośrodki (pracownie) badania opinii publicznej robią owe badania, np. pod kątem popularności partii politycznych, to zwykle ktoś za to płaci. Kto? Bardzo często same partie polityczne (zwykle, dziwnym trafem, rządzące). Wprost lub pośrednio.
W ostatnich kilku latach media zamawiały mało takich badań. Dlaczego? Ano dlatego, że otrzymywały je dosłownie w prezencie od ośrodka badawczego. Dlaczego tak? Czyżby ów ośrodek (pracownia) był świętym Mikołajem skłonnym do prezentów i akcji charytatywnych? Bynajmniej. Takie instytucje mogły owymi wynikami badań szastać do mediów na prawo i na lewo (raczej na lewo…), bo i tak zainkasowały za to wcześniej pieniądze. I zawsze chętnie publikowały, boć to przecież koszt żaden, a splendor (powiedzmy) i owszem.
Ostatnio w Warszawie, w kuluarach mówi się nie tylko o sondażu, który przyniósł PiS wzrost o 8%, PO spadek o 6% i w efekcie prowadzenie partii Jarosława Kaczyńskiego 38% do 33%. Mówi się też o sondażu zamówionym przez PO w pracowni SMG-KRC, który został już przez tę pracownię obiecany ponoć i "Gazecie Wyborczej" i "TVN" i "Newsweekowi". Żadna z tych redakcji owego sondażu jednak nie dostała. Co się stało? Okazało się, że – jak wieść gminna głosi – przyniósł on zwycięstwo PiS, a nie partii zamawiającej czyli PO. Postąpiono więc wedle zasady: "fakty przeczą naszej teorii (propagandzie) – tym gorzej dla faktów".
Jak widać pasjonujące są nie tylko te sondaże, które są publikowane, ale też niepublikowane.