Niepublikowane dotąd zdjęcia ze Smoleńska
04/03/2011
365 Wyświetlenia
0 Komentarze
12 minut czytania
Z racji wykonywanego zawodu codziennie żegluję po rosyjskojęzycznym Internecie. Dzisiaj rano natrafiłem przypadkiem na sensacyjny materiał. Jeden z działających od niedawna niezależnych portali (http://zapravduiswobodu.ru/) opublikował nieznane fotografie ze Smoleńska. Fotografie mogące wywołać u wielu osób szczękościsk i skoki ciśnienia. Fotografie rzucające nowe światło na 10/4. Fotografie rewidujące dotychczas ustalony porządek wydarzeń. Niestety, zanim zafascynowany znaleziskiem zdążyłem ściągnąć całość na swój komputer, wszystko zniknęło. Reakcja „nieznanych sprawców” była błyskawiczna. W kosmos uleciały nie tylko fotki wraz z opisami, lecz i cały portal nagle przestał być widoczny – jak gdyby go nigdy nie było. Szybkość, z jaką „ktosie” usuwają dowody budzi jednocześnie podziw i przerażenie. Zanim opiszę to, co zdążyłem zobaczyć na zdjęciach, tytułem wstępu należy krótko opisać portal […]
Z racji wykonywanego zawodu codziennie żegluję po rosyjskojęzycznym Internecie. Dzisiaj rano natrafiłem przypadkiem na sensacyjny materiał. Jeden z działających od niedawna niezależnych portali (http://zapravduiswobodu.ru/) opublikował nieznane fotografie ze Smoleńska. Fotografie mogące wywołać u wielu osób szczękościsk i skoki ciśnienia. Fotografie rzucające nowe światło na 10/4. Fotografie rewidujące dotychczas ustalony porządek wydarzeń.
Niestety, zanim zafascynowany znaleziskiem zdążyłem ściągnąć całość na swój komputer, wszystko zniknęło. Reakcja „nieznanych sprawców” była błyskawiczna. W kosmos uleciały nie tylko fotki wraz z opisami, lecz i cały portal nagle przestał być widoczny – jak gdyby go nigdy nie było. Szybkość, z jaką „ktosie” usuwają dowody budzi jednocześnie podziw i przerażenie.
Zanim opiszę to, co zdążyłem zobaczyć na zdjęciach, tytułem wstępu należy krótko opisać portal „Za prawdę i wolność”. Powstał on na początku tego roku jako inicjatywa szerzej nieznanej organizacji politycznej „Demokracja Liberalna” z Samary. Organizacja nie jest powszechnie znana, znany jest natomiast jej założyciel, Wiktor Suwonin. Nazwisko tego człowieka niewiele mówi ogółowi. Z kolei zajmującym się profesjonalnie tematyka wschodnią hasło „Suwonin” zapala w głowach lampki alarmowe. Uczciwie należy powiedzieć, że nie bez powodu.
Urodzony w 1950 r. Suwonin całe swoje dorosłe życie spędził w strukturach KGB, do którego został zwerbowany jeszcze za czasów studenckich, gdzieś na początku lat 70. Zajmował coraz wyższe stanowiska, uwaga, uwaga, z a s t ę p c ó w. Zastępców wydziałów, departamentów, rezydentur itd. Nigdy, o ile wiadomo, nie pełnił samodzielnej funkcji kierowniczej. Zawsze pozostawał w cieniu, tuż za plecami swoich – zapewnie formalnych – przełożonych. Ta nieco osobliwa kariera od dawna interesowała analityków zachodnich wywiadów, najprostsze wytłumaczenie: „nadzorca z ramienia naczalstwa KGB” wyglądało… zbyt prosto. Czekistowscy szefowie się zmieniali, sekretarze generalni się zmieniali, a Suwonin cały czas zastępował kogoś coraz bardziej ważnego.
Zagadka wyjaśniła się po 1990 roku. Na fali pierestrojki wszystkim otworzyły się usta, można było paplać na temat dowolnych tajemnic. Szybko temu chaosowi położono kres, niemniej sowieckie tajne służby poniosły wymierne straty. Z relacji licznych uciekinierów oraz zdezorientowanych wolnością służbistów wyłonił się następujący obraz. Otóż w KGB przez całe dekady istniała zakonspirowana komórka bezpieczeństwa wewnętrznego, podległa i odpowiedzialna wyłącznie przed Biurem Politycznym. Ani szefowie KGB, ani sam gensek nie mieli nad nią samodzielnej władzy. Ta tajna komórka, zwana niekiedy Komisją Chlestakowa, pozostawała niezależna nawet wówczas, kiedy szef KGB był jednocześnie członkiem Politbiura (jak Andropow). Biuro w ten sposób kontrolowało zarówno naczelnego czekistę, jak i siebie nawzajem. Delegowani przez Komisję Chlestakowa funkcjonariusze stawali się cieniem decydentów największego nawet kalibru.
Wkrótce po ujawnieniu zakamuflowanej czekistowskiej komórki bezpieczeństwa politycznego Suwownin znika. Nikt nie wie, gdzie się podziewa. Plotkuje się, że wybył poza granice wtedy już Rosji gdzieś na Bliski Wschód, do jednego z państw zaprzyjaźnionych z Moskwą. Wypływa dopiero pod koniec 2000 roku, pojawia się nagle w Moskwie i szybko znajduje zatrudnienie w strukturach administracji prezydenckiej. A prezydentem wówczas był Włodzimierz Putin, były oficer operacyjny KGB na NRD. Putin „pracował” w NRD w latach 1985-1990. Zbiegiem okoliczności – a może raczej k r z y c z ą c y m f a k t e m – jest to, że Suwonin w latach 1989-90 był zastępcą rezydenta wydziału zagranicznego KGB w Berlinie (wydział ów nie zajmował się jedynie swoja wschodnioniemiecką kolonią, lecz całą Europą Zachodnią). Jak pamiętamy 9 listopada 1989 roku obalono mur berliński, można powiedzieć, że na oczach Putina i Suwonina. Ciekawostka czy znacząca okoliczność?
Coś jednak musiało być na rzeczy, jeśli odrzucić najprostsze wytłumaczenie (nepotyzm). Suwonin, nadal nie rzucając się w oczy, pracuje u boku Putina aż do września 2009 roku. Wtedy odchodzi, rzekomo zwolniony dyscyplinarnie za pijaństwo – tak jakby to w Rosji komuś przeszkadzało w gronie starych przyjaciół. Znajduje sobie zadziwiająco szybko nowe zajęcie – tworzy wspomniane wyżej opozycyjne stowarzyszenie „Demokracja Liberalna”. Organizacja zrzesza kilkuset członków, zajmuje się głównie krytykowaniem rządu Putina, aczkolwiek niezbyt hałaśliwie. Ugruntowuje opinię niezbyt radykalnych przeciwników reżimu, zatem nie robi specjalnej kariery w mediach i polityce. Czemu ma to wszystko służyć?
W połowie stycznia 2011 roku DL zakłada portal internetowy „Za prawdę i wolność”. Ponoć ma być to wstęp do pierwszej w dziejach organizacji ofensywy politycznej, w praktyce poza powielaniem i przeżuwaniem aktualnych informacji nic się tam nie dzieje. Dopiero dziś rano portal publikuje swoją bombę – dokumentację fotograficzną z miejsca upadku polskiego Tu-154. Wkrótce portal zostaje anihilowany, niemniej wielu internatów – w tym niżej podpisany – ma okazję zapoznać się z wstrząsającymi zdjęciami. Przypadek to czy zamierzona prowokacja? A może kontrolowany przeciek? Tylko w czyim interesie? Co wieloletni przyjaciel Putina chce w ten sposób osiągnąć?
Pytań jest wiele. Tym bardziej, że to, co zdążyłem obejrzeć, stawia włosy na głowie.
Fotografie, o ile zdążyłem się przyjrzeć, były robione bezpośrednio po katastrofie, zaraz po tym, jak mgła się rozwiała. Należy dokładnie sprawdzić okoliczności i porównać czasy, jako że fotografie, niezwykle ostre, robione były w pełnym słońcu. Przez „pełne słońce” rozumiem nie tylko dużą jasność, lecz i krótkie cienie, czyli chodzi o okolice zegarowego południa. Czy bezpośrednio po katastrofie wyszło nad Smoleńskiem słońce?
Miałem okazję przejrzeć pierwszą z trzech galerii zdjęć, jakieś 25 sztuk. Na baczną uwagę zasługiwały trzy z nich:
Fot. A – nie jestem specjalistą, niemniej daję głowę, że na zdjęciu widać było wolant wraz z poważnie uszkodzonym panelem sterowniczym samolotu. Na żadnych innych zdjęciach nigdy niczego podobnego nie widziałem (co zresztą wywołało szeroko znane pokrzykiwania „Gdzie kokpit?!”). Tego fragmentu nie ma także w złożonym na lotnisku w Smoleńsku wraku. Czyżby jednak Rosjanie ukrywali jakieś dowody rzeczowe?
Fot. B – tutaj z kolei zainteresował mnie kawałek poszycia (niestety nie byłem w stanie określić skąd on dokładnie pochodzi). Fragment miał wyraźny, poszarpany otwór, o krawędziach wygiętych na z e w n ą t r z. Czyli jednak COŚ wybuchło wewnątrz samolotu??? Czyżby była to wyjaśnienie tajemnicy zagadnienia „dlaczego po komendzie odchodzimy nie wykonali manewru odejścia?”
Fot. C – przedstawia mężczyznę w mundurze bez oznak, klęczącego/kucającego wśród szczątków. Mężczyzna ów trzyma w rękach chromatograf TLC, urządzenie do wykrywania mikroskopijnych śladów materiałów wybuchowych. Czego on tam szukał i dlaczego nigdy oficjalnie o takich czynnościach nikt nie wspominał? Dlaczego i skąd wziął się ów tajemniczy chemik krótko po katastrofie? Oczekiwał w gotowości? Na co? No i najważniejsze – szuka śladów materiałów wybuchowych? A może je ukrywa lub usuwa? Przypomnijmy sobie przy okazji „plamę wody” zaobserwowaną pod tupolewem na Okęciu. Ponoć woda wyciekła z czegoś tam. Tymczasem jeden z najsilniejszych na świecie materiałów wybuchowych, HNIW, jest krystaliczną substancją rozkładająca się w temperaturze już niewiele ponad 215 stopni. Jaką temperaturę osiąga otoczenie po włączeniu na próbę silników samolotu odrzutowego? Co tam na Okęciu ściekało? HNIW to nie tylko potężna broń, to także broń niezwykle kosztowna, wytwarzać ją mogą jedynie bogate państwa. A przynajmniej takie, którym się koszt produkcji opłaca.
Pozostaje mieć nadzieję, że te i inne zdjęcia nie wyparowały raz na zawsze. Że wszyscy zainteresowani przyczynami katastrofy smoleńskiej będą mogli je ponownie zobaczyć, niezależnie od działań czy intencji znikaczy internetowych portali…