Ponoć juz nie usłyszymy w wielu gazetach amerykańskich o „polskich obozach koncentracyjnych”. Czyj to sukces – Polonii czy Sikorskiego?
Jak można się dziś dowiedzieć ze strony MSZ, Polska odniosła znaczący sukces w walce z dominującą w prasie amerykańskiej, a nie tylko amerykańskiej, tendencją określania nazistowskich obozów koncentracyjnych jako „Polish concentration camps”. Ten nomenklaturowy twór wielokroć tłumaczono fałszywie charakterystyczną budową języka angielskiego, w co nikt nie uwierzy, znając choćby pobieżnie spore możliwości sformułowani, jakie daje angielska składnia.
Nie o to jednak chodzi. Otóż za całą akcję należy podziękować przede wszystkim Polonii amerykańskiej i Fundacji Kościuszkowskiej pod prezesurą Alexa Storożyńskiego, którzy od wielu miesięcy wysuwali protesty w tej sprawie, o czym świadczy m.in. demonstracja w Nowym Yorku, na Manhattanie, we wrześniu 2011, kiedy już wówczas zebrano ponad 230 tys podpisów. To jest ich dzieło, pod które bardzo szybko dziś podłączył się pan Sikorski, uznając to za sukces dyplomacji polskiej. Nie słyszałem o wytoczonych amerykanskim gazetom procesach sądowych. A wystarczyłby jeden i sprawa by się zamknęła juz dawno.Nie było słychać silnej reakcji Sikorskiego, gdy w grudniu 2011 r.Halina Morhofer-Wójcik, która jest członkiem Związku Kombatantów Polskich przyznała, że Polacy w RFN są bezradni wobec takiej narracji „polskich obozów śmierci”, pojawiających nie tylko w prasie niemieckiej, ale także w niemieckich szkołach gimnazjalnych ( np. gimnazjum w Kircheim).
Reakcja min. Sikorskiego ilustruje tak naprawę głęboki kryzys polityki zagranicznej RP, nazwanej obecnie „twitterową”. Rząd Tuska dba jedynie o dobry wizerunek własny na arenie międzynarodowej, całkowicie zapominając, iż jego zadaniem jest dbanie o wizerunek państwa i narodu polskiego. Nie da się ukryć, iż pozwalamy być postrzeganymi jakozacofani intelektualnie kraj, gdzie straszy nacjonalizm, antysemityzm i antygeizm, a Kościół Katolicki nadal straszy swą obecnością. Z takim wizerunkiem rząd PO nie walczy; całkowicie lekceważąc działania Grossów i jego klonów. Jakie np. obecnie zdecydowane działania podejmuje rząd i Sikorski w kwestii obrażania Polaków pracujących w Holandii?Sikorski i Tusk zwyczajnie boją się wlasnych inicjatyw; za to chętnie czekają, aż inni zrobia pierwsyz krok. Jak się uda, toweją do akcji i znów rząd bezie sie chwalił. Wedle pana Sikorskiego, „Polska staje się bardziej wpływowa, ważniejsza [w Europie], centrum ciężkości przesuwa się na wschód” – powiedział zachwycony obecnością Sikorskim w studiu brytyjski dziennikarz Allan Little w audycji „Europe`s Choice” w radiu BBC4. W programie tym, wyemitowanym kilka dni temu, minister Sikorski, z charakterystyczna dla niego bezczelnością, stwierdził, iżzapewne jest pierwszym w historii ministrem spraw zagranicznych Polski, który to powie: Mniej zaczynam się obawiać się niemieckiej potęgi niż niemieckiej bezczynności”. Symptomatyczne wydaje się to, iż w sytuacji, gdy tzw. hołd berliński nie dość, że został poddany ostrej krytyce w Polsce, jak również z politowaniem przyjęty w kręgach najwyższych władz niemieckich, Pan Sikorski z uporem maniaka próbuje przekonać do swej racji jakiegokolwiek dziennikarza, który zechce go jeszcze posłuchać. Mecenas Hambura stwierdził w debacie w Hybrydach: „W Niemczech szanujemy tych, którzy się sami szanują”.
Problem trzeba zdefiniować prosto: Brak jest koordynacji działań i nakreślenia długofalowych kierunków polskiego rządu w polityce zagranicznej. Dominującym trendem jest całkowita uległość. Lub w najlepszym razie bierność, wobec zachodniego i rosyjskiego przywódcy.Nawet jeżeli uznajemy, iż w szaleńczej polityce zagranicznej obecnego rządu jest jakaś metoda, to pamiętać trzeba, że uległym też trzeba umieć być – wmiarę umiejętnie, planowo, a nie dawać wrażenie, iż każda decyzja jest wynikiem jedynie latania z jednego końca boiska na drugie, szczególnie gdy czas meczu dobiega 90 minuty.
Ocena całej polityki zagranicznej przekroczyłaby „możliwości” notki. Należy się temu zjawisku przyjrzeć dogłębnie. Cały czas pobrzmiewa mi w głowie zdanie Stanisława Grabskiego, jednego z wybitnych polityków międzywojennych, przewodniczącego komisji spraw zagranicznych Sejmu. Obserwując rewolucję bolszewicką i porównując ją z francuską, wysnuł wniosek, iż rewolucję wywołują"rozterka myśli i zanik zbiorowej woli w warstwie rządzącej”.
O tym Tusk i Sikorski powinni pamiętać. Szczególnie dziś.