Wczorajszy Kongres ma szansę na to, żeby formalnie zapoczątkować koordynację POP. O ile nie jest to kolejna próba skanalizowania coraz głośniejszego już niezadowolenia sporej części społeczeństwa.
1.
Osoby, które skrót POP jednoznacznie kojarzą z czasem minionym, uspokajam – POP = Prawdziwa Opozycja Pozaparlamentarna.
Zeszłoroczna „wiosna ludów”, jaka przetoczyła się po całym świecie, uświadomiła prawdopodobnie rządzącym, że każde społeczeństwo (poza chińskim, jak sądzę) ma coraz bardziej dosyć.
Z uświadomienia tego faktu, popartego wielotysięcznymi (a nawet kikudziesięciotysięcznymi) demonstracjami, wynikła chęć wykorzystania tego dla własnych politycznych potrzeb.
Mieliśmy już w zeszłym roku w Polsce próby manifestowania „pokrzywdzonych” z posłem – „pornogrubasem” na czele. LSD jednak nie jest alternatywą dla społeczeństwa. Jaguar jako samochód jest niewątpliwie doskonały, ale kiepsko nadaje się na symbol dla biednych.
Mamy posłów „etatowo” nawiedzających każdą manifestację przed KPRM.
Nie przekłada to się jednak nawet na sensowną interpelację.
Na bezsensowną też nie.
2.
Euforia nie powinna w żadnym wypadku przesłaniać faktycznego obrazu.
A, niestety, Kongres dowiódł, że prócz „niepokonanych” istnieje w Polsce całkiem spora ilość „nieprzemakalnych”.
Wpływowych „nieprzemakalnych”.
Takim sztandarowym „nieprzemakalnym” wczorajszego spotkania dla znacznej części sali okazał się przedstawiciel jednego z organizatorów, wiceprezes BCC, Marek Goliszewski. Sam fakt używania przez niego „nośnych” i trafiających do publiczności haseł (Nie ten ptak kala swoje gniazdo, co je kala, tylko ten, co mówić o tym nie pozwala, nasze państwo jest skalane nierównością między obywatelem-przedsiębiorcą, urzędnikami i wymiarem sprawiedliwości, 2 mln kreatywnych Polaków wyemigrowało z naszego kraju za chlebem, sensem i sprawiedliwością.) nie może w żaden sposób przesłonić faktu, że jest to człowiek „drugiej strony”.
Oto, co powiedział:
Business Centre Club, Krajowa Izba Gospodarcza, Forum Obywatelskiego Rozwoju, Fundacja Helsińska w ostatnim czasie zorganizowały 3 duże konferencje z udziałem przedstawicieli służb skarbowych i wymiaru sprawiedliwości. Doszliśmy do wspólnych
wniosków:
· Dziurawe prawo i niedbały sposób jego tworzenia muszą ulec w Polsce radykalnej zmianie.
· W każdej sprawie trzeba ściśle stosować zasadę domniemania niewinności podejrzanego.
· Areszt tymczasowy jest ostatecznością stosowaną w wyjątkowych przypadkach pod prawdziwą a nie fikcyjną kontrolą sądu.
· Zatrzymanie musi odbywać się z poszanowaniem godności zatrzymanego, bez kamer TV i papparazzi.
· Szeroko należy stosować poręczenia organizacji pozarządowych i racjonalnie stosować poręczenia majątkowe.
· Biegli sądowi muszą być dobierani wyłącznie na zasadzie fachowości a nie dostępności.
· Nadużycia władzy muszą podlegać karze.
· W przypadku zagrożenia bankructwem trzeba zmniejszać lub zwalniać podsądnych z kosztów sądowych, zgodnie z zaleceniem Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.
· Należy rozwinąć edukację ekonomiczno – finansową policjantów, prokuratorów, sędziów wykorzystując do tego m. in. ekspertów organizacji pozarządowych.
Trudno odmówić racji. Faktycznie, postulaty słuszne. Dlaczego jednak ustalenia powyższe odbywają się bez jakichkolwiek konsultacji społecznych? A to, że pan wiceprezes BCC Marek Goliszewski twierdzi, że areszt tymczasowy jest ostatecznością stosowaną w wyjątkowych przypadkach pod prawdziwą a nie fikcyjną kontrolą sądu, oznacza, że nie ma absolutnie pojęcia, co się dzieje w Polsce.
Czy zatem może dziwić jego dalsza wypowiedź?
Współpraca BCC z szefem CBA Pawłem Wojtunikiem, ministrami sprawiedliwości Krzysztofem Kwiatkowskim i Jarosławem Gowinem, Generalnym Inspektorem Kontroli Skarbowej Andrzejem Parafianowiczem, prokuratorem Generalnym Andrzejem Seremetem, przewodniczącym sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka Ryszardem Kaliszem, przyniosła pierwsze efekty.
· Rozwija się funkcjonowanie e-sądów, skracających karygodną przewlekłość postępowania sądowego.
(…)
· Zgodnie z art. 231 KK nadużycie władzy przez funkcjonariusza publicznego podlega karze od 3 do 10 lat więzienia.
Proszę państwa, e – sądy, o czym wiadomo od zeszłego roku już, doprowadzają do zapaści sądy działające w realu. Ta machina, w 99,99% działająca na potrzeby firm windykacyjnych (e – nakazy dotyczą z reguły mocno przedawnionych wierzytelności, o dość wątpliwym rodowodzie na dodatek!) wydają nakazy, które w przypadku złożenia sprzeciwu trafiają już do „zwykłych” sądów rejonowych. Coraz większa świadomość prawna społeczeństwa powoduje, że spraw takich przybywa. Efekt? Przedsiębiorca nie może się doczekać terminu rozpatrzenia jego sprawy, bo przed nim „w kolejce do sądu” czeka np. trzystu emerytów, którzy ponoć nie zapłacili abonamentu za telefon w 1993 roku!
Druga cytowana wypowiedź to po prosty kpina w żywe oczy!
Art. 231 kk jest artykułem martwym.
Świadomie z woli ustawodawcy!
Osoba, która faktycznie jest poszkodowana przez urzędnika nie posiada statusu strony w postępowaniu.
Co to oznacza, już pisałem, ale przypomnę.
Choćby prokurator umorzył postępowanie bez przeprowadzenia jakichkolwiek czynności, uzasadniając to krótkim JA TAK CHCĘ!, nie mamy możliwości zaskarżenia.
Zażalenie na takie postanowienie, jako nie pochodzące od osoby uprawnionej, będzie odrzucone.
Obywatel w RP nie może skutecznie walczyć z urzędnikiem.
W przypadku pokrzywdzenia obywatela przez urzędnika poszkodowanym jest… URZĄD!
Tymczasem zdaniem pana Goliszewskiego to jest właśnie jeden z „sukcesów”.
Czy zatem można się dziwić, że Polska, jaka jest, każdy widzi?
3.
Inny „nieprzemakalny” wczorajszego wieczoru, to Roman Giertych.
Według tego pana ludzie powinni walczyć przed sądami.
Tylko przed sądami.
Brakowało jedynie wskazania adresu kontaktowego do prowadzonej przez niego kancelarii.
4.
Były również prawdziwe perełki.
Przede wszystkim wypowiedź pana Jerzego Jachnika z Bielska – Białej:
– W Polsce jest totalne bezprawie. Sędziowie nas nie sądzą, tylko okradają z majątków!
Również wypowiedź pana wiceprezydenta Centrum im. Adama Smitha, Andrzeja Sadowskiego znalazła spore uznanie na Sali. P. Sadowski wręcz stwierdził, że Polska wymaga zmiany systemu, gdyż po dwudziestu z górą latach ten okazał się niereformowalny.
5.
Cóż można robić dzisiaj, nie czekając, aż ruch okrzepnie, i może uda mu się uciec przed pokusą przeistoczenia się w nowa partię, czy też zostanie przybudówką jakiejś innej? Przecież obecność etatowego palikota Andrzeja Rozenka na Kongresie świadczy wyraźnie, że takie próby na pewno były (są już?) podejmowane.
Róbmy swoje.
Po prostu.
Ale róbmy, bo nikt niczego dla nas nie zrobił i nie robi.
I nie zrobi.
Ręce człowiek ma bowiem skierowane do siebie, a nie na zewnątrz.
6.
Burmistrz Nowego Jorku, Rudolph Giuliani, uchodzi za tego, który Nowy Jork uczynił miastem bezpieczniejszym od Paryża.
A jak to osiągnął?
W czasie pierwszej kadencji (1993) Giuliani rozpoczął kampanię zero tolerancji, skierowaną przeciwko osobom popełniającym drobne wykroczenia – gapowiczom, malującym graffiti i drobnym handlarzom usiłującym prowadzić sprzedaż w wagonach metra. Podstawą kampanii R. Giulianiego było przeświadczenie, że nawet niewielkie sprawy mogą doprowadzić do poważnych przestępstw.
My, Polacy AD. 2012, powinniśmy pójść w jego ślady.
ZERO TOLERANCJI.
Zero tolerancji dla urzędników.
Dla prokuratorów, sędziów, urzędników skarbowych.
Samorządowców, pocztowców, lekarzy, sanitariuszy.
Wójtów i sołtysów.
To nie jest tak, że obowiązki ma tylko obywatel.
Wzruszanie ramion i „odpuszczanie” sprawy za 100 zł tylko dlatego, że zajęcie się nią kosztuje nas drugie tyle, albo i więcej, rozzuchwala druga stronę.
Jutro już trzeba będzie podarować 1000.
7.
Pamiętajmy również i o tym, że nagłaśnianie spraw powoduje, że nie daje się ich już spokojnie „zamieść pod dywan”.
ZERO TOLERANCJI.
Przecież „być urzędnikiem” znaczy „pełnić służbę publiczną”.
1.06 2012