Wczoraj w Parlamencie Europejskim w Strasburgu zapanował na kilka popołudniowych godzin duch George’a Orwella. W jego powieści „Rok 1984” są sceny rytualnych seansów nienawiści wobec wskazanych przez partię ludzi.
18.01.2012
Wczoraj w Parlamencie Europejskim w Strasburgu zapanował na kilka popołudniowych godzin duch George’a Orwella. W jego powieści "Rok 1984" są sceny rytualnych seansów nienawiści wobec wskazanych przez partię ludzi. Tyle, że w literaturze było to ileś tam minut, a w europejskiej rzeczywistości jest to – ponad pół wieku po napisaniu "Roku 1984" przez Anglika – kilka godzin w Strasburgu, a kilka miesięcy w polityce europejskiej.
Orbana atakowali zawzięcie liderzy frakcji socjalistycznej – Austriak Hannes Swoboda, liberalnej – były premier Belgii Guy Verhofstadt oraz „Zielonych” – wybierany raz to w Niemczech, raz we Francji Daniel Cohn-Bendit – jeden z liderów rewolty studentów w maju 1968 w Paryżu.
Gdyby uwierzyć w to, co mówią, premier Orban to potwór, Węgry to antysemicka dyktatura, kraj, w którym jest tak duszno, że nie da się żyć. Słowem: wielki bełkot.
Na szczęście było sporo posłów, którzy Orbana bronili, wśród nich Polacy.
My, w Polsce musimy rozumieć, że w gruncie rzeczy armia poprawności politycznej stosuje taktykę "SALAMI", czyli wybiera sobie obiekt ataku, a potem już po egzekucji znajduje nowego wroga i odcina kolejny plasterek. Tak było z Berlusconim, tak jest z Orbanem. Bufonowaty premier Włoch popełniał wiele błędów i ma wiele grzechów na sumieniu, ale rozjeżdżano go liberalno-lewicowym walcem nie tylko dlatego i nie głównie dlatego, że lubił towarzystwo panienek młodszych o siebie o pół wieku.
Musimy wiedzieć, że na 100%: "dziś Budapeszt- jutro Warszawa".