Niemcy pytają: a demokracja?
03/03/2012
402 Wyświetlenia
0 Komentarze
2 minut czytania
Jeżeli DIE WELT pisze o pozbawieniu praw parlamentów, to brzmi to jak wezwanie do rewolucji. Po szczycie w Brukseli, na którym Nadwiślański Kraj bez ale podpisał wszystko to, czego Berlin wymagał, nawet w Niemczech pojawiają się wątpliwości.
Do tej pory obowiązywało równanie – Niemcy to Europa, kto krytykuje Niemcy, jest eurofobem, kto wątpi w talent Angeli Merkel to populista. Die Welt przypomniał sobie nagle o tym, że nikt nie pyta o zdanie …Niemców. Wskazuje, że Trybunał Konstytucyjny w Karlsuhe (tajny rząd Niemiec*) dał już do zrozumienia, że niemiecka konstytucja dalszą
cesję praw
– jeśli w ogóle – przyjmie zgrzytając zębami. Na wspólnotowych klakierach wrażenie zrobiła postawa Londynu i Pragi, nie godzących się na utratę suwerenności. I Dublina, który przeprowadzi referendum. Ale to są państwa. Kraje tańczą, jak im się zagra. Lecz każdy trzeźwo myślący Niemiec wie o tym, że tzw. procesowi integracji Europy brak
demokratycznej legitymacji
a tymczasem na dłuższą metę, jak zauważa DIE WELT, niemoże być tak, by rada szefów rządów i Komisja UE narzucała wybranym parlamentom jaką mają prowadzić politykę. Londyn i Praga nie dały sobie w kaszę dmuchać, ale to szczytne wyjątki. Węgrzy też ulegli. „A kto pyta właściwie naród niemiecki” – pyta DIE WELT. To retoryczne pytanie.
* orzeczenia Trybunału narzucają kierunek pracy rządu.
Post scriptum: Warszawa, prowadząc nową politykę zagraniczną i umizgująca się do Angeli Merkel, przekracza nawet normy zachowania „brzydkiej panny”, jak to Polskę w swej doktrynie określił ojciec POdyplomacji, Bartoszewski.