Wśród liczących się ugrupowań politycznych w Grecji nie ma rozdźwięku co do starań o rekompensatę finansową za zniszczenia i zbrodnie niemieckie w Grecji w trakcie II wojny światowej.
To sprawa honoru i sprawiedliwości – mówią jednym głosem politycy koalicji rządowej i opozycji. Odpowiedzią Berlina jest stanowcze „nie”.
Temat ewentualnych niemieckich odszkodowań powrócił za sprawą powołanej w greckim ministerstwie finansów komisji. Ma ona do końca roku zdecydować czy otwarty zostanie kolejny rozdział batalii na linii Ateny-Berlin o rekompensatę za zniszczenia i zbrodnie hitlerowskie w trakcie II wojny światowej. W tej sprawie, jak rzadko w której, w greckiej klasie politycznej, a przede wszystkim w społeczeństwie, panuje pełna zgodność. Z boku nie stoją też media. W połowie września gazeta „Ta Nea” podała nowe, wstępne wyliczenia wysokość ewentualnej niemieckiej rekompensaty. Mówi się o kwocie około 165 mld euro. Mieszczą się w niej zniszczenia materialne dokonane przez niemieckich okupantów, wyceniane na 110 mld euro.
Do tego dochodzi około 55 mld euro z tytułu przymusowej pożyczki, której Grecja musiała udzielić bankowi III Rzeszy w czasie wojny. Ta ostatnia kwota ma obejmować kwotę wyjściową i odsetki. Ogólna kwota może jeszcze ulec podwyższeniu, ponieważ nie obejmuje między innymi zrabowanych przez gestapowców obiektów architektonicznych, czy nie wniesionych opłat z tytułu transportów przez Grecję niemieckiej pomocy dla Afrika Corps.
W ostatni piątek niemieckie Ministerstwo Spraw Zagranicznych wydało oświadczenie, w którym stwierdziło, że nie ma mowy o jakiejkolwiek wypłacie za zbrodnie i zniszczenia. Niemieckie „nie” ma związek z ubiegłorocznym orzeczeniem Międzynarodowego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Instytucja ta, rozpatrywała konkretną sprawę rekompensaty dla greckich potomków ofiar masakry Waffen-SS w czerwcu 1944 roku w pobliżu Delf. Berlin argumentował skutecznie, powołując się na immunitet państwowy, że osoby fizyczne nie mogą w sporach cywilnych pozywać państw.
Ponadto, każdorazowo kiedy iskrzy o sprawy z przed siedemdziesięciu lat, Niemcy przypominają o kwocie 115 milionów ówczesnych marek zachodnioniemieckich, które trafiły do Aten jako reparacje wojenne. Kwota wydaje się śmiesznie niska, nawet przy założeniu być może wygórowanych obecnie żądań Grecji. Tak było też we wspomniany, niedawnym oświadczeniu MSZ.
Poirytowani konsekwencją i stanowczością Greków Niemcy przenoszą spór do teraźniejszości podnosząc, że obecne zaangażowanie Berlina w pomoc Atenom sięga kwoty 16 mld euro i jest zastrzykiem gotówki pozwalającym na dalszą egzystencję będącej w głębokim kryzysie Hellady. Grecy odpowiadają z kolei, że pamięć o przeszłości nie ma nic wspólnego z obecnie trwającą akcja pomocową. To sprawa honoru i sprawiedliwości. W marcowym oświadczeniu ateńskiego MSZ mowa jest o tym, iż Grecja nigdy nie zrezygnowała z reparacji wojennych od Niemiec, a roszczenia należy zgłosić we właściwym czasie i po solidnych wyliczeniach ekspertów. Praca tych ostatnich trwa.
W Polsce, poza nielicznymi wyjątkami, temat niemieckich odszkodowań za ogromne straty poniesione przez państwo i społeczeństwo polskie w trakcie II wojny światowej nie funkcjonuje w obiegu publicznym. Problemem jest po pierwsze brak jedności klasy politycznej, a mówiąc dosadniej brak formacji, której działania uwzględniają polski interes narodowy. Po drugie kompletne milczenie mediów, tych gazetowych w dużej mierze przejętych przez kapitał niemiecki. Ale także tych formalnie pozostających w polskich rękach. Według szacunków sporządzonych w 1947 roku, uszczuplenie polskiego majątku narodowego z tytułu II wojny objęło 39 proc. stanu sprzed 1939 roku, co stanowiło 50 mld przedwojennych dolarów amerykańskich.
W przeliczeniu na obecną wartość dawałoby około 700 mld dolarów. Kwota ta nie obejmuje jednak strat osobowych, cierpień i dramatów ludzkich zadanych przez Niemców i faktu, że przez siedemdziesiąt lat państwo niemieckie, będące prawną kontynuacją III Rzeszy, nie wypłacając realnych reparacji, wzbogaciło się naszym kosztem. Grecy mówią o co najmniej 165 mld euro. My możemy mówić o kilku bilionach euro. Oni liczą i wystawiają rachunki i z żelazna konsekwencją domagają się należnego. Nam mówi się o pojednaniu polsko-niemieckim, dyskusji o trudnej przeszłości i budowaniu normalnych relacji na przyszłość.
We wrześniu 1939 roku Luftwafe, wykorzystując idealną na potrzeby szkoleniowe zabudowę Frampola, w południowej części Lubelszczyzny, zbombardowało niemal doszczętnie miasteczko. Jedna z pierwszych bomb trafiła w dom moich dziadków, na rękach których była moja 8-mio miesięczna mama. Ośmioosobowa rodzina straciła cały dobytek i długo po wojnie nie mogła normalnie egzystować, co przeniosło się także na kolejne pokolenia. Niemcy chętnie pożyczają pieniądze na procent. Płacić za swoją niechlubną przeszłość nie chcą. Pozostaje trzymać kciuki za Greków.
Marcin Palad,felieton dla prawy.pl
Blog przeznaczony do publikacji materialów dziennikarzy obywatelskich przygotowanych na zlecenie Nowego Ekranu lub artykulów i listów nadeslanych do Redakcji