Spór pomiędzy ateistami i teistami trwa od stosunkowo niedawna. Żadna ze stron nie ma racji. Prawda leży po środku. Ale w żadnym wypadku nie jest nią deizm!
Spór ten nie odbiega w zasadzie niczym od uczniowskiej dyskusji na lekcji religii. Istota sporu pozostaje niezmieniona, z tą tylko różnicą, że to nie „państwowe dzieci” przerzucają się argumentami, tylko ich starsi odpowiednicy – „młodzi, wykształceni, z wielkich miast” – z „mądrymi głowami” na przedzie. Uogólniając: w takiej dyskusji jedna część klasy uważa, że istnieje wyłącznie to, co możemy opisać za pomocą liczb; druga z kolei twierdzi, że brak możliwości opisania Boga za pomocą liczb nie może przesądzać o Jego nieistnieniu. Właściwie „dyskusje” mogłyby się w ogóle nie toczyć, bo nawet gdy padają „trafne argumenty”, to nikt nie zmienia własnych założeń.
Ateiści zakładają, że wiedzę stanowią „prawdy absolutne”, a wiara – jak ujął to ojciec socjalizmu, Karol Marks – jest „opium ludu”. To założenie zmusza ich do uznania natury świata za fizyczną. Teiści zgadzają się wyłącznie z pierwszą częścią założenia, zakładając ponadto, że wiara stoi ponad nauką. Są oni przez to zmuszeni do uznania istnienia dodatkowego świata, niepodlegającego prawom fizyki – świata nadprzyrodzonego. Jednak jedni i drudzy przez swój wybiórczy sposób myślenia – spowodowany ogromnym zamętem semantycznym, jaki niemiłościwie dzisiaj panuje – ignorują to lub nie zdają sobie sprawy, że myślenie musi opierać się na założeniach wymagających wiary, których prawdziwości nie można w żaden sposób dowieść. Zatem, z racji natury myślenia, założenia obu stron są błędne, a wysnute na ich podstawie wnioski – niezgodne z prawdą. Świat materialny nie istnieje, a wiara nie może stać ponad wiarą, co oznacza, że świat nadprzyrodzony również nie istnieje.
Właściwymi założeniami wyjściowymi są „myślę więc jestem” i „ to, co mogę zobaczyć i dotknąć, istnieje naprawdę”. To właśnie one wyznaczają dwie kategorie prawdy: naukę i wiarę. „Rodzaj prawdy” nie może stanowić żadnego kryterium podziałowego, ponieważ prawda – podobnie jak logika i sprawiedliwość – jest niepodzielna. Niekonsekwentne posługiwanie się logiką oraz odmawianie jej uniwersalności w zastosowaniu wywiera interesujący wpływ na postrzeganie przez obie strony człowieczeństwa. Gdyby napotkanego ateistę zaprosić na obiad, na którym to on miałby być daniem głównym, spotkalibyśmy się z kategoryczną odmową, a może nawet – nieuprzejmym skwitowaniem. Teistyczni ignoranci nie pozostają gorsi. Ich niekonsekwentność objawia się w przekonaniu, że wprawdzie człowiek posiada wolną wolę, ale ciężka kościelna buława jest konieczna do „zduszania zwierzęcych instynktów”. Tak zawiłe podejście do człowieczeństwa jest niedorzeczne – zwłaszcza, że nauka oraz wiara stanowią w tej kwestii jasno.
Dla nauki człowiek jest zwierzęciem i – jak w przypadku każdego innego zwierzęcia – jego działania zdeterminowane są przez jego organizm. Natomiast z punktu widzenia wiary – człowiek posiada wolną wolę i duszę. Oba te stanowiska opierają się na logicznych założeniach i są całkowicie racjonalne – w związku z czym nie mogą wzajemnie sobie zaprzeczać. Istnieje wyłącznie jedna ewentualność eliminująca konflikt racji – ciało i dusza muszą być dwoma aspektami człowieka! Albert Einstein uważał że, życie można przeżyć wyłącznie na dwa sposoby: albo tak, jakby nic nie było cudem, albo tak, jakby cudem było wszystko. Dla Einsteina odwieczną zagadką świata była jego zrozumiałoś, a fakt że człowiek może zrozumieć świat – cudem. Współczesna nauka i wiara – za sprawą lansowanego „absolutyzmu wiedzy”, który zmusza traktować świadomość, a w konsekwencji również cały świat, jako urojenie – sugeruje wybór tego idiotycznego sposobu. Jest on idiotyczny ze względu na wewnętrzną sprzeczność. Aby świadomość była urojeniem, przeświadczenie o tym musiałoby nim nie być. Oczywiście jakiś delikwent mógłby jeszcze konsekwentnie uznać takie przeświadczenie za urojenie i tak dalej, usiłując w ten sposób pogrążyć się w niebycie aż do „całkowitej nicości”. Ale powiedzmy sobie szczerze: niezależnie jak długo taki delikwent powstrzymywałby się od myślenia, to i tak nie zapuściłby korzeni, ani nie zzieleniałby. Mógłby za to dotkliwie przekonać się o kosztowności głupoty. Widzimy wobec tego, że istnieje wyłącznie jeden właściwy sposób patrzenia na świat. Życie można przeżyć wyłącznie tak, jakby wszystko było cudem.
Konfucjusz utrzymywał, że naprawę państwa należy rozpocząć od naprawy pojęć. Lewica, świetnie zdając sobie z tego sprawę, psucie państwa rozpoczęła od psucia pojęć. Warto więc zrozumieć, dlaczego takie zwierzę jak „prawda absolutna” nie istnieje i istnieć nie może oraz – co się z nim wiąże.
Czy 2+2=4? 1=0,(9) , zatem 4=3,(9). Czy coś może być skończone i jednocześnie nieskończone? Nawet chłopska intuicja podpowiada, że jest to nonsensem. Urojenie również nim jest i przy wyciąganiu wniosku nie może być brane pod uwagę. Owy wniosek kryje się pod znakiem równości. Powyższy zapis oznacza, że liczby skończone są wyobrażeniem liczb nieskończonych. Gdy jednak przyjrzeć się liczbom nieskończonym staje się jasne, że one również są opisane za pomocą cyfr i wciąż pozostają wyobrażeniem. Tak więc, liczby w ogóle są wyobrażeniem Czegoś, co wszyscy postrzegamy zaskakująco podobnie.
Czy dotykając i obserwując określony przedmiot, można być absolutnie przekonanym o jego istnieniu? Można odnieść mylne wrażenie, że odpowiedź na niniejsze pytanie może: albo wykluczyć istnienie prawdy, albo dostarczyć niezbitych dowodów na jej istnienie. Chodzi tu jednak o zrozumienie, jaki powinniśmy mieć do niej stosunek. Prawda istnieje z tego samego powodu, z jakiego urojenie jest nonsensem. Kluczową kwestią pozostaje tylko ustalenie właściwego do niej stosunku. Zawodność ludzkiego mózgu nasuwa duże wątpliwości, co do istnienia „prawdy absolutnej”. Zdarza się, że ludzie widują zjawy. Możliwość taka, jeśli w ogóle wywołuje zwątpienie, to na krótko, bowiem dociera do nas, że nawet tych najrealistyczniejszych nie sposób dotknąć. Nieco większy problem z wątpliwościami pojawia się przy jednoczesnej wiedzy o przypadkach, w których osoby po przebytej amputacji kończyny są wstanie odczuwać tzw. fantomową kończynę. To jednak wciąż za mało dla empiryka-niedowiarka. Na szczęście są jeszcze paraliże senne, które są wstanie wyleczyć go ze złudzeń. Osoby przełamujące paraliże senne doznają jednocześnie halucynacji: wzrokowych, dotykowych i słuchowych. Stąd dla „człowieka oświeconego” wypływa bolesny wniosek, że świat z natury jest transcendentny, a naukowcy w swoich badaniach kierują się zwykła intuicją. Nie może być zatem żadnej mowy o „prawdzie absolutnej”! Tylko tyle, że absolutność wcale nie oznacza nieskończoności – oznacza znacznie więcej. Najlepszym komentarzem do „prawdy absolutnej” są słowa Pana Jezusa: „Słyszeliście również, że powiedziano przodkom: Nie będziesz fałszywie przysięgał, lecz dotrzymasz Panu swej przysięgi. A Ja wam powiadam: Wcale nie przysięgajcie, ani na niebo, bo jest tronem Bożym; ani na ziemię, bo jest podnóżkiem stóp Jego; ani na Jerozolimę, bo jest miastem wielkiego Króla. Ani na swoją głowę nie przysięgaj, bo nie możesz nawet jednego włosa uczynić białym albo czarnym. Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi.”.
Obyś żył w ciekawych czasach – tak brzmi stara chińska klątwa. Panuje współcześnie przekonanie o „zmianie ludzkiej natury”, jaka za sprawą demokracji nastała w Europie po okropieństwu II Wojny Światowej. Przyczyna usilnych starań naszych „umiłowanych przywódców” o demokratyzacje reszty świata wydaje się zatem jasna. Jeśli demokracje trapią jakieś problemy, to nie są one już groźne, tylko co najmniej „ciekawe”. Takie problemy mają ogromną zaletę. Państwo nie musi z wcześniejszym zapałem ingerować w społeczeństwo – obywatele we współczesnym społeczeństwie organizują się sami. Stąd tak liczne tzw. organizacje pozarządowe, na które obywatel może dobrowolnie odprowadzać 1 % swojego podatku – dzięki zupełnie bezinteresownej woli państwa rzecz jasna. Jacek Żakowski, zwolennik „świadomej inżynierii społecznej” w programie "Czy Bóg istnieje?" porusza jeden z "najciekawszych" problemów. Na polskiej stronie BBC Knowledge napisał:
"Dwie trzecie sezonu Czy Bóg istnieje? w BBC Knowledge za nami. Poznaliśmy argumenty obu stron debaty. W swoim dwuczęściowym dokumencie pt. Korzenie zła? znany biolog-ewolucjonista, Richard Dawkins, ostrzegał przed złem, jakie może płynąć z religii. Historia Boga, dokument słynnego uczonego i człowieka wierzącego, Roberta Winstona, ukazywał w jaki sposób rozwój wiary wpływał na losy ludzkości. Kim naprawdę był Jezus?, film chrześcijańskiego teologa Roberta Beckforda, opowiadal natomiast o tym, że chrześcijaństwo zakorzenione jest w tradycji wcześniejszych religii.
Dyskusja, jaka toczy się na różnych forach (w sumie jest ich około stu) składa się już z tysięcy wypowiedzi. To pokazuje, że temat jest wprawdzie trudny ale naprawdę interesujący i ważny dla wielu polskich widzów. Więcej niż same liczby mówi jednak temperatura i jakość dyskusji. Niektórzy z widzów wyraźnie cieszą się, że mogą zabrać głos w debacie, innym nie przypadł do gustu już sam pomysł na ten cykl. Byli i tacy, którym nie podobała się moja obecność jako gospodarza.
Dla mnie od pochwał i krytyki ważniejsze jest to, że mamy okazję zastanowić się i podyskutować. Jako zachętę do opartego na kompetentnych i wielostronnych informacjach namysłu oraz dyskusji odebrała ten cykl większość widzów. I chwilami jakość dyskusji oraz kompetencja jej uczestników były zaskakująco wysokie. Dziękuję, bo mnie też daliście Państwo do myślenia. Widać, że otworzyła się jakaś ważna nisza, w której o religii mogą porozmawiać osoby o różnych poglądach, zwykle funkcjonujące w odmiennych krainach blogosfery. Dla mnie takie spotkanie jest czymś bardzo istotnym. Myślę, że zwłaszcza jakość dyskusji oddaje jakość i zrównoważenie poglądów wewnątrz cyklu. Czyli, możemy nawet na tak trudny temat rozmawiać w sposób zrównoważony i wzbogacający, jeżeli zrównoważony i wzbogacający jest punkt wyjścia. A tak będzie też dalej.
Przed nami ostatni, trzeci tydzień sezonu Czy Bóg istnieje? w BBC Knowledge. Głównym tematem ostatnich trzech filmów jest relacja między nauką a wiarą. W poniedziałek zobaczymy Zmagania Darwina opowiadające o jego wyboistej drodze do teorii ewolucji, która zdaniem autorów okazała się także drogą od utraty wiary. We wtorek Lord Winston opowie o narastającym w ostatnich latach napięciu między wiedzą a wiarą i spróbuje przekonać nas, że z tego konfliktu jest wyjście pozwalające pogodzić naukę z religią bez straty dla żadnej z nich. I że obie są ludziom potrzebne. Na koniec, w środę, Conor Cunningham jeszcze raz opowie o rozterkach Darwina i przytoczy fakty świadczące, że to nie nauka ani odkryta przez niego teoria ewolucji pozbawiła Darwina wiary. Znów będzie szansa zastanowić się, gdzie jest racja, pospierać się i podyskutować. Zapraszam."
Czy Jacek Żakowski nie jest najlepszym zapewnieniem, że nie należy d**kutować? Oczywiście jest jeszcze masa innych funkcjonariuszy. Oni jednak, ceniąc sobie przewidywalność u innych, na taką szczerość, co kolega Żakowski, się nie piszą. Nie zdradzą nam, co zamierzają, ale najpewniej nie są to działania, którymi warto się chwalić.
To zastanawiające, że nauka – która przecież tak zawzięcie uzurpuje sobie prawo do rozstrzygania o prawdzie – pomimo, że wiadomo już, w jaki sposób powstał świat – nie odpowiedziała jeszcze na pytanie: czy Bóg istnieje? Zdaniem światowej sławy Fizyka Stephena Hawkinga – "Bóg nie był potrzebny do stworzenia świata". Hawking nie wyciąga ostatecznego wniosku i dopuszcza w tej kwestii relatywizm, co wywołuje tylko dalsze d**kusje. Konflikt między nauką i wiarą jest jednak rostrzygalny. Wyniknął on bowiem z pozostania przy doktrynie Boga osobowego, mimo że tajemnica Trójcy Świętej z nią zrywa. Deizm może dla wielu wydawać się rozstrzygnięciem sporu. W rzeczywistości nie ma nic wspólnego z logiką.
Deiści uważają, że Bóg wszechmogący stworzył idealny świat z niczego. Wszechmocność nawet teoretycznie nie jest możliwa. Przypisanie Panu Bogu takiego przymiotu musi prowadzić do absurdów. Już na pierwszy rzut oka widać, że z Bogiem wszechmogącym jest coś nie tak. Świat miał być idealny, a on jest jaki jest. Pierwszym wstrząsem dla wiary w Boga osobowego była teoria ewolucji Darwina. Teiści jakoś uporali się z dylematem. Do dziś ich zdaniem Pan Bóg „pośrednio stworzył” człowieka. Deiści podzielają ich pogląd. W takim postrzeganiu działalności Pana Boga pojawia się istotny problem. Z konieczności należy uznać, że ewolucja stworzyła człowieka w sposób bezpośredni i de facto – jest jego stworzycielem. Widzimy, że w ujęciu deisty świat jest zbiorem bytów, z których co najmniej jeden jest niezależny.
Chcąc upiec ciasto z odpowiednich składników, musimy najpierw te składniki posiadać. Bóg wszechmogący stworzył świat z niczego. Czy nic może istnieć? Skoro istnieje to jest już czymś. Naukowcy wiedzą już, że wszechświat nie powstał z niczego, a wielki wybuch był nieuniknioną konsekwencją działania praw fizyki. Zwykła intuicja i nauka obalają deizm w całej swojej rozciągłości. Gdyby świat nie wymagał nieustannej i powszechnej interwencji Pana Boga, siły – które nim rządzą – były by bóstwami, a przecież absolut może być tylko jeden! Modlitwa z prośbą o interwencje jest więc zasadna, a z punktu widzenia normalności – być może nawet niezbędna.
Przynajmniej z tytułu modlitwy katolik nie powinien obawiać się Sądu Ostatecznego. Jednak z jego stosunkiem do człowieczeństwa nie jest najlepiej. Współczesny Kościół rzymsko-katolicki zamiast nauczać o wolnej woli i odpowiedzialności, jaką za sobą pociąga, rozpowszechnia przekonanie o „niedoskonałości człowieka”. Konserwatywny liberał wierzy w wolną wole i rozumie, że to na nas spoczywa odpowiedzialność za własne postępowanie. Katolik dobre uczynki przypisuje sobie, za złe zaś obarcza winą rzekome partactwo Pana Boga. Czy może być coś bezczelniejszego od zrzucenia na Pana Boga winy za wszystkie krzywdy, jakie wycierpiała ludzkość? Zdecydowanie nie. Ciekawe, że ci sami katolicy mają jeszcze głębokie przeświadczenie jakoby byli obrońcami i krzewicielami wiary Chrystusowej. Wiara Chrystusowa jest wiarą w Człowieka. Oczywiście, jakiś oburzony katolik może bronić się jeszcze tym, że Pan Jezus był tylko „częściowo” człowiekiem, ale po pierwsze – powinien on mieć w szczególnym względzie Jego naukę, a po drugie – nie wypada ujmować Mu chwały!
Osoby bardziej podatne od innych mają trudności z konsekwentnym myśleniem, ale takie myślenie u osób inteligentnych budzi wątpliwości. W celu zrozumienia rzeczywistego charakteru działalności politycznej Jezusa Korwina-Mikke należy postawić mu następujące pytania:
1. Gdyby miał Pan tylko dwie możliwości: albo wziąć ślub z kobietą, ale za to nie mieć z nią dzieci; albo nie brać z nią ślubu, ale za to mieć z nią dzieci, co by Pan wybrał?
2. Czy wierzy Pan w lewicową bajkę o popędzie seksualnym?
3. Czy dżentelmeni rozmawiają o tzw. seksie?
4. Dlaczego ma pan dwie żony i w dodatku z każdą ma dzieci?
5. Czy wolałby Pan, żeby Pańscy rodzice spłodzili pana w probówce?
6. Dlaczego nie sprzeciwia się Pan tzw. aborcji, skoro jest największym pogwałceniem cudzej wolności?
7. Dlaczego popiera pan GMO, skoro sam jest Pan rozwiniętą bakterią?
8. Dlaczego, wypowiadając się o politykach, stosuje Pan zwroty grzecznościowe?
9. Czy jest Pan jednak zwolennikiem "sprawiedliwości społecznej"?
10. Jeśli woli pan Adolfa Hitlera od Donalda Tuska, to dlaczego nie stosuje Pan zwrotu „św.p.”?
11. Jak to jest z karą śmierci – powinna być skuteczna, czy sprawiedliwa?
12. Co sądzi Pan o tzw. małżeństwie cywilnym?
13. Co sądzi Pan o tzw. adopcji dzieci?
14. Na którym filmie Pan kłamie?
15. Dlaczego przy okazji Świąt Wielkanocnych udaje Pan „żonatego kawalera”?