Niedziałanie
25/02/2011
533 Wyświetlenia
0 Komentarze
16 minut czytania
Odkryłem wczoraj (za pośrednictwem jednego z komentatorów bloga Pana Wojciecha) nadzwyczaj interesującego bloga. Od dawna niczego równie inspirującego i pouczającego nie czytałem. Nic dziwnego: autor jest fizykiem. A jak już w innym miejscu pisałem, fizyka współczesna, zrozumiała dla 0,1% populacji, pewnie więc bardziej tajemnicza i na pewno trudniejsza, niż zagadka Trójcy Świętej, bliżej też dotykająca ukrytej natury zjawisk niż jakakolwiek „wiedza tajemna“ (nie ukrywam przy tym, że piję do wszelkiego rodzaju znachorstwa, astrologii, wiary w sny, ciała astralne, reinkarnację, radiestezję, homeopatię i całą resztę tego rodzaju wiar, które mam za wyjątkowo żenujący rodzaj „metafizyki dla ubogich“, o czym nie omieszkałem już napisać, nawet dwukrotnie), jest właśnie tym rodzajem wiedzy, po którym można się najprędzej spodziewać rozwiązań tyleż trafnych, co zaskakujących. […]
Odkryłem wczoraj (za pośrednictwem jednego z komentatorów bloga Pana Wojciecha) nadzwyczaj interesującego bloga. Od dawna niczego równie inspirującego i pouczającego nie czytałem. Nic dziwnego: autor jest fizykiem. A jak już w innym miejscu pisałem, fizyka współczesna, zrozumiała dla 0,1% populacji, pewnie więc bardziej tajemnicza i na pewno trudniejsza, niż zagadka Trójcy Świętej, bliżej też dotykająca ukrytej natury zjawisk niż jakakolwiek „wiedza tajemna“ (nie ukrywam przy tym, że piję do wszelkiego rodzaju znachorstwa, astrologii, wiary w sny, ciała astralne, reinkarnację, radiestezję, homeopatię i całą resztę tego rodzaju wiar, które mam za wyjątkowo żenujący rodzaj „metafizyki dla ubogich“, o czym nie omieszkałem już napisać, nawet dwukrotnie), jest właśnie tym rodzajem wiedzy, po którym można się najprędzej spodziewać rozwiązań tyleż trafnych, co zaskakujących. Blog, o którym piszę, na pewno pod tym względem nie rozczarowuje!
Niestety, fizycy, a także matematycy, inżynierowie i w ogóle typowi „ścisłowcy“, mają pewną słabość, co do której bardzo jest trudno ich przekonać, że jest słabością właśnie, a nie siłą.
Ostatni wpis na rzeczonym blogu bardzo rozsądnie rozprawia się z mitem współczesnej „tolerancji“ – nota bene obecnie słowo to znaczy coś całkiem wręcz przeciwnego, niż by to z jego etymologii wynikało. Czysto słownikowo bowiem, „tolerować“ coś lub kogoś to tyle, co powstrzymywać się przed unicestwieniem, pozwalać przetrwać czemuś lub komuś godnemu nagany – np. jakiemuś zjawisku, które skądinąd moglibyśmy, a być może nawet i powinniśmy niezwłocznie przerwać, ale z przyczyn na ogół leżących poza samym tym zjawiskiem, jednak tego nie robimy. Kościół np. tolerował pogański całkiem obyczaj celebrowania karnawału – bo się dzięki temu po nim następujący Wielki Post, właśnie dzisiejszej nocy osiągający swoje spełnienie, lepiej mógł w świadomości wiernych odznaczyć.
Współcześnie zaś, pod pojęcie „tolerancji“ podkłada się nie łaskawe powstrzymanie przed unicestwieniem czegoś lub kogoś, tylko postawę całkiem przeciwną: czynne wsparcie, afirmację, swobodę propagowania i wzrostu, całkowite wykluczenie myśli nawet, że coś lub ktoś może być godne nagany i że być może jako takie powinno zostać unicestwione!
Tolerancja w pierwszym, pierwotnym znaczeniu tego słowa, bliska jest cnocie cierpliwości. Tolerancja w drugim, współczesnym sensie, istnieniu jakichkolwiek cnót zaprzecza. Możliwa jest tylko, jeśli zakładamy, że żadna obiektywna prawda nie istnieje, wszystkie zjawiska, oceny i wartości są tylko względne i w związku z tym, po prostu nie ma się o co bić.
Jasnym jest przy tym, że wyznawca „tolerancji“ współczesnej, jako mdły bezideowiec bez motywacji i woli walki ulegnie każdemu, najciemniejszemu nawet i najbardziej prymitywnemu fanatykowi. I tylko dlatego budowa meczetu w Warszawie jest zjawiskiem groźnym.
Gdybyśmy po dawnemu byli narodem katolickim, największy nawet i najpiękniejszy meczet, synagoga, zbór czy loża masońska, byłyby tylko kolejnymi ozdobami naszej, jak to autor bloga bardzo słusznie pisze, Umęczonej Stolicy. Skądinąd brzydkiej jak wysypisko śmieci.
Jednak w środowisku mdłej i bezideowej „tolerancji“ każda furtka dla bezwzględnie przekonanych o swojej racji fanatyków jest potencjalnie niezmiernie groźna. Społeczeństwo mdłych bezidowców przypomina ławicę śledzi. W ławicy śledzi nie ma hierarchii. Wszystkie osobniki są doskonale wzajem zastępowalne. Ławica śledzi nie ma celów, dążeń czy ustalonych sposobów zachowania. Łatwo ją więc zmanipulować. Wykorzystuje to współczesna Władza, której jest o wiele wygodniej rządzić mdłymi bezideowcami niż ludźmi posiadającymi jakieś konkretne przekonania. Dlatego właśnie propaganda tzw. „tolerancji“ jest tak nachalna. Ale ten sam mechanizm mogą też wykorzystać ciemni fanatycy – często zresztą idący ręka w rękę z Władzą: jak to się zapewne stało w Hiszpanii, gdzie starczyło kilka domowej roboty bomb, by naród konkwistadorów, falangistów i matadorów, jeszcze kilka dziesięcioleci temu uważany powszechnie za ideał „machismo“ podkulił pod siebie ogon i uciekł z Iraku (już mniejsza o to, czy się do tego Iraku pchał z sensem, czy bez sensu, bo to zupełnie inna sprawa!) jak banda ostatnich, śmierdzących tchórzy. Jak Holendrzy ze Srebrenicy wręcz!
Reasumując: nie ma niczego złego w budwie meczetu w Warszawie. Choć, swoją drogą, ciekawe co się dzieje w związku z tą planowaną inwestycją wewnątrz środowiska polskich muzułmanów? Czy nie wiąże się to z ostatecznym odsunięciem na boczny tor bardzo już nielicznych potomków polskich Tatarów, którzy tu od 500 lat chleb jedzą i głowy pod Koran kładą na każde wspólnej Ojczyzny zawołanie, przez o wiele liczniejszą, hałaśliwszą i wspieraną z zagranicy, najnowszą, arabską głównie imigrację, która z Polską, poza słusznym zapewne przekonaniem, że Polki są dla śniadoskórych niezmiernie wręcz łaskawe, nic zgoła nie ma wspólnego..? Tak, czy inaczej, jeżeli cokolwiek jest w tej budowie nie w porządku to fakt, że się ją za przejaw „tolerancji“ we współczesnym sensie tego słowa podaje. Co od razu całe to zdarzenie podejrzanym czyni, amen.
Wpis Pana Profesora dał asumpt do
dyskusji demograficznej. Jak to zwykle zresztą bywa, gdy o muzułmanach mowa. Nie wiem zresztą, czy to dlatego, że się wyznawcy Islamu naprawdę tak szybko mnożą, czy przez kompleks wynikły z faktu, że dla Polaków Polki aż tak łaskawe jak dla śniadoskórych nie są..? Cóż: opalać się trzeba panowie! Bierzcie przykład z Pierwszego Mulata III RP, Andrzeja Leppera! Fakt, jak mu się noga powinęła, to i oskarżenie o gwałt się pojawiło, ale co sobie przedtem chłop poużywał, to jego! Starczy być ostrożniejszym i nie dać się pożreć Jarosławowi Strasznemu jako ta przystawka…
Dyskusji tej streszczać tu niepodobna i nie ma po co, każdy może sobie sam przeczytać. Mnie tylko jedna wypowiedź Pana Profesora na sam koniec trochę zmroziła i rozczarowała i dla tej właśnie wypowiedzi cały powyższy wpis zamieszczam. Brzmi ona: Polityka zostawiania biegu wydarzen wlasnemu losowi to polityka strusia wsadzajacego glowe w piasek. Po to dano nam rozum abysmy czynili z niego uzytek. Dalszy ciąg celowo pomijam, coby Czytelników do pochopnych potępień nie prowokować.
Wypowiedź Pana Profesora i w tej części, którą cytuję i w tej, którą celowo pomijam, składa się bowiem w logiczną całość. Jeśli Pan Profesor ma rację w pierwszej części, to ma ją też i w drugiej – niezależnie od tego, co sobie na ten temat sentymentalni moraliści pomyślą.
Moim zdaniem jednak, wcale nieprawda, że Po to dano nam rozum abysmy czynili z niego uzytek! I właśnie dlatego, że nieprawda, to i ta druga część wypowiedzi, tutaj celowo nie cytowana, prawdziwą nie jest – nie zaś dla jakichkolwiek względów natury moralnej, estetycznej czy jakiejkolwiek innej.
Nieprawda, żeśmy rozumni i tym bardziej nieprawda, że rozumnie powinniśmy i możemy nasz świat i panujące w nim stosunki układać!
Nie wiem, czy zdołam rzecz fizykowi wytłumaczyć tak, aby mnie nie wyśmiał. Właśnie dlatego, że tak wspaniałe efekty ta wiedza tajemna naszych czasów przynosi! I właśnie z tego powodu nadmiernie wysokie mniemanie o ludzkim (a takoż i maszynowym pewnie niezadługo…) rozumie jest największą słabością wszystkich typowych „ścisłowców“. Jakże to? – zapytają – to potrafimy zjawiska kwantowe w karby naszych wzorów ująć i chaos miliardowych cząstek słusznie przewidywać, a nie jesteśmy rozumni i rozumu do woli używać nie możemy?
Ano – nie jesteśmy i nie możemy!
Wcale nie dlatego, że rozum nasz jest ograniczony. To osobna zupełnie kwestia. Nie wątpię, że Pan Profesor, o wiele ode mnie bieglejszy w metodologii, spokojnie sobie z każdą epistemologiczną kwestią poradzi.
Nie. Nie jesteśmy rozumni i rozumu używać do woli nie możemy, nie dlatego, że poznanie nasze jest niepewne i niepełne. Zawsze takie było i zawsze trzeba sobie było z tym jakoś radzić. Radzimy sobie w sumie niezgorzej, nieprawdaż?
Nie jesteśmy rozumni i rozumu używać do woli nie możemy przede wszystkim dlatego, że aplikacja każdej, najbardziej nawet wspaniałomyślnej recepty na ameliorację naszego ludzkiego świata, z punktu zostanie skażona emocjami i namiętnościami, których się najcnotliwszy nawet takiej amelioracji ideolog by nie spodziewał i nie życzył. Nie ma na to rady. Może, jeśli za lat kilkadziesiąt, weźmie nas w obroty jaki dobroczynny superkomputer, który brzemię sprawowania władzy nad ludzkością przejmie… Ale i w to wąpię! O czym może innym razem, żeby przy święcie Czytelników nie zanudzać.
Mówiąc krótko i węzłowato: dobrymi intencjami Piekło jest wybrukowane, miłe złego początki, a koniec żałosny, nie ma takiego dobrego uczynku, który by nie został przykładnie ukarany! Jak chcesz zrobić dobrze, zwłaszcza całej ludzkości albo chociaż jakiejś jej sporej części, to usiądź człowiecze i poczekaj, aż ci przejdzie…
Chińczycy którzy, jak wiadomo, są najbardziej zmyślnym narodem pod słońcem, jakieś 30 wieków temu wymyślili termin „wuwei“ – „niedziałanie“. Idzie o to, żeby się nie kopać z koniem, nie zawracać rzeki kijem, nie porywać z motyką na Słońce. Usiąść i poczekać. Jak się dobrze i z namysłem wybierze miejsce do tego usiądzenia, to może się okazać, że sam naturalny bieg ludzkich emocji i namiętności znacznie nas do celu, jaki sobie stawiamy przybliży, albo i osiągnąć go pozwoli. Zupełnie jak prąd rzeki, który sam łódkę, byle we właściwym miejscu w nurt spuszczoną, na drugi brzeg przenosi. Trudne to jest i wcale sukcesu nie gwarantuje. Najtrudniej z tego wszystkiego jest zaś powstrzymać się przed niewczesnym, inżynieryjnym „działaniem“: eugeniką, interwencją na rynku, wydaniem nowego prawa, zakazu, nakazu, albo i całych od razu Nowych Lepszych Dziesięciu Przykazań… Trudne to i niewdzięczne i sukcesu nie gwarantuje, ale Chińczycy, którzy są, jak wiadomo, najbardziej zmyślnym narodem pod słońcem, istnieli 30 wieków temu i nadal mają się dobrze, a nawet coraz lepiej – a o jakim jeszcze innym narodzie można coś takiego z czystym sumieniem powiedzieć..? Oczywiście, o Narodzie Wybranym – czyli o Starszych Braciach w Wierze tak, to prawda. O kimś jeszcze..?