Niedolisek to słowo pochodzące z języka myśliwskiego. Oznacza ono młodego jeszcze nie nadającego się do odstrzału lisa.
Niedolisek to słowo pochodzące z języka myśliwskiego. Oznacza ono młodego jeszcze nie nadającego się do odstrzału lisa. Swego czasu, kiedy Tomasz Lis był wschodzącą gwiazdą polskich mediów, połowa dziennikarzy wyglądała właśnie tak – jak niedoliski. Dziś okazuje się, że niedoliskiem może zostać nawet stary Lis, wystarczy, że się trochę zagapi.
Nie ma wątpliwości co do tego, że usunięcie Tomasza Lisa z funkcji redaktora naczelnego tygodnika „Wprost” to nie jest żadna nobilitacja, ani tym bardziej awans jak to usiłują przedstawiać niektórzy dziennikarze. To jest po prostu wyrzucenie z pracy na bruk. I żadne nowoczesne portale Internetowe Lisowi tu nie pomogą. Internet to nisza, w której siedzą blogerzy, Internet to miejsce zesłania dla niepokornych lub takich, co nie rozumieją nowych czasów, ewentualnie dla zasłużonych, ale niepotrzebnych. Życie toczy się w rzeczywistości prawdziwej a nie wirtualnej. Tomasz Lis o tym wie, ale nie może powiedzieć tego na głos, bo zniknie już całkowicie. Przestanie istnieć jako postać i jako celebryta. Stanie się emerytem, a emeryt w świecie Tomasza Lisa to jest postać plasująca się gdzieś w pomiędzy psem a hinduskim żebrakiem z ulic Bombaju. Tak więc ludzie bliscy Lisowi muszą – chcą czy nie chcą – pisać i mówić o tym, że Lis awansował, a jego portal będzie czymś wprost niesamowitym.
Dlaczego Tomasz Lis znalazł się w tak kłopotliwej sytuacji? Otóż wszystko wynika z tego o czym pisaliśmy na początku – Tomasz Lis nie zrozumiał nowych czasów. Tak samo jak nie zrozumieli ich Materna, Hołdys i inni, którzy z „Wprost” śladem Lisa odeszli. Na naszych oczach bowiem tworzy się nowa polityczna rzeczywistość, której centralnym punktem nie jest bynajmniej Donald Tusk. On przestał być centralnym punktem już jakiś czas temu i do roli swojej – choć wielu może wydawać się inaczej – już nie powróci. Tomasz Lis nie dostrzegł tej oczywistości, ale też dostrzec jej nie mógł. Jego rola bowiem nie polegała na dociekaniu prawdy o świecie, ale na produkowaniu komunikatów propagandowych i ich rozpowszechnianiu z największą siłą na jaką może się zdobyć. I Tomasz Lis czynił to przez wiele lat z niezwykłą skutecznością i wprawą oraz zaangażowaniem godnym o wiele lepszej sprawy. Tak było i zaprzeczyć temu nie sposób.
Każdy jednak kto oddaje się podobnym zajęciom powinien – jak poucza nas poeta – patrzeć końca. Wcześniej zaś swoje czynności wykonywać roztropnie. Tego zaś po Tomaszu Lisie widać wcale nie było. Nie zachowywał się on wcale roztropnie, a i na koniec swych poczynań nie zważał z należytą uwagą. No bo czym proszę Państwa może się skończyć kariera medialnego celebryty? Zastanówmy się, ale tak poważnie. Ona się może skończyć jedynie katastrofą, bo pomiędzy światem mediów a światem polityki nie ma żadnej łączności. To są złudzenia, którym Tomasz Lis uległ parę lat temu mówiąc, że może zgodzi się łaskawie kandydować na prezydenta. Dał tym samym dowód braku rozsądku. Być może ów brak rozsądku i pycha spowodowały, że uwagę zwrócił nań Donald Tusk. Trzeba bowiem mieć świadomość, że tylko ludzie o szczególnej konstrukcji wewnętrznej mogą sobie pozwolić na poczynania, które były udziałem Tomasza Lisa.
Tomasz Lis przy swoim szczególnym stosunku do siebie samego miał wielkie pole do popisu (nomen omen) niestety nie przewidział co będzie na końcu. A na końcu w jego zawodzie jest zawsze jedno – degradacja i pogarda, bez względu na wysokość emerytury. Na razie Tomasz Lis został zdegradowany, na pogardę musi jeszcze trochę poczekać, ale pewnie niedługo i ona do niego przyjdzie. Nie ma bowiem tam nic innego, w tym świecie, który patrzy na nas z drugiej strony telewizyjnego ekranu – degradacja i pogarda. I nie chcę tu doprawdy wymieniać nazwisk wybitnych dziennikarzy epoki minionej. Jerzy Urban i jego niezwykły przypadek niczego tu nie zmienią, bo nie wiemy przecież jakie strachy przychodzą do Urbana w nocy i jaki los czeka go za to całe zło, którego był sprawcą i promotorem.
Wracajmy do Lisa. Czegóż takiego nie zauważył Lis Tomasz, albo lepiej powiedzmy – kogo też on nie zauważył, a na kim powinien skupić baczniejszą uwagę by uniknąć degradacji i pogardy. Otóż Tomasz Lis nie zauważył Janusza Palikota oraz jego nieprawdopodobnych wręcz dokonań i osiągnięć na drodze politycznej. To jemu winien wręczyć Lis nagrodę człowieka roku, bo Janusz Palikot tego właśnie oczekiwał. Lis jednak – co można mu oczywiście zapisać na plus – chciał być lojalny wobec swojego dotychczasowego protektora Donalda Tuska. I dla niego przeznaczył ten splendor. No i stało się to co się stać musiało – jak głoszą słowa piosenki. Lis poszedł w odstawkę. Stał się w jednej chwili niedoliskiem, człowiekiem, który mimo czytelności reguł, którymi posługuje się jego świat zdaje się tym regułom przeczyć. Ktoś może powiedzieć, że nadaje ów akt Lisowi pewnego tragizmu. No, może, ale jakiś ten tragizm mało tragiczny. Oni tam w mediach, nie mają pojęć na opisanie prawdziwego dramatu, bo oni się tego prawdziwego dramatu boją, tak samo jak boją się prawdy. I Lis musi dlatego właśnie kłamać dziś potężnie i robić wokół swojego odejścia wiele szumu, musi wprost emanować „pozytywną energią”. Słabo mu idzie, przyznajmy od razu. Słabo, bo nikt nie wie jacy nowi protektorzy wyłonią się zza zakrętu i czego będą oczekiwać od swoich funkcyjnych. Lis zaś wypracował pewien schemat współpracy i to także było przyczyną jego zguby, bo teraz w schemat ten można włożyć dowolną osobę, która może nawet nie wyglądać tak dobrze jak Lis, ale może dysponować innymi zaletami. I idę o zakład, że Janusz Palikot taką osobę znajdzie. Być może nawet dostanie ona na początek zadanie inicjacyjne – upokorzyć Lisa tak, by już więcej nie szczeknął, by nie wydał z siebie głosu. Nie wiem czy tak będzie, ale obserwując Janusza Palikota mam wrażenie, że tak. Umarł król – przepraszam – Lis, a na jego miejscu pojawi się ktoś inny, ktoś – mam wrażenie, znacznie od Lisa groźniejszy. Może wilk, a może rosomak.
Przypominam, że moje książki można już kupić w Warszawie w księgarni Tarabuk przy ulicy Browarnej 6, a także w sklepie Foto-Mag przy Alei KEN 83 lok.U-03, tuż przy wyjściu z metra Stokłosy, naprzeciwko drogerii Rossman. Można je też kupić w księgarni "U Iwony" w Błoniu oraz w księgarniach w Milanówku po obydwu stronach torów kolejowych, a także w tymże Milanówku w galerii "U artystek". Aha i jeszcze w galerii "Dziupla" w Błoniu przy Jana Pawła II 1B czyli w budynku centrum kultury. No i już od dawna, o czym zapomniałem, znajdują się w księgarni Polskiego Ośrodka Społeczno Kulturalnego w Londynie. Cały czas oczywiście są one dostępne na stronie www.coryllus.pl oraz na stroniehttp://www.ksiazkiprzyherbacie.otwarte24.pl/Zapraszam. Uwaga! Atrapia i Toyah dostępne są jedynie w sklepie Foto-Mag, bo tak i już. Może kiedyś będą także gdzie indziej, ale na razie ich tam nie ma. Książkę Toyaha o liściu można kupić jeszcze w Katowicach w księgarni "Wolne słowo" przy ul. 3 maja. Od dziś książki – w tym Toyah – dostępne są także w księgarni Ojców Karmelitów w Poznaniu przy ul. Działowej 25. Trzeba wejść do tak zwanej furty i tam jest ta księgarnia. O każdym następnym punkcie dystrybucji będę informował na blogu.
swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy