Nie żyjemy w państwie prawa. Nawet, gdyby ktoś chciał to zakwestionować, to nie może zakwestionować faktu, że zwyczajna osoba, ofiara napadu, boi się zgłosić sprawę do prokuratury gdyż napastnicy powiedzieli, że są z policji.
We wtorek, 6 września 2011 po południu w Stowarzyszeniu Wolnego Słowa w Warszawie odbyło sie spotkanie, na którym obecne osoby – bardzo niewiele – mogły wysłuchać wypowiedzi Achmieda Chalidowicza Zakajewa, premiera rządu Czeczeńskiej Republiki Iczkeria na uchodźctwie. Premier Zakajew mówił o historii swojej ojczyzny i o sytuacji obecnej, w której została ona całkowicie opuszczona na łaskę i niełaskę Rosji. Wbrew temu, co chętnie się mówi o czeczeńskich władzach na uchodźctwie, nie "propagował czeczeńskiego terroru". Przypomniał tylko, że jego ojczyzna była przez krótki moment uznana przez Rosję za odrębne państwo, po czym Rosjanom się odmieniło. A historia dominacji Czeczenii przez Rosję ma swoje korzenie w końcu XVIII wieku, tak jak i nasza historia. Tylko my mieliśmy więcej szczęścia.
W latach 90 XX wieku sprawa czeczeńska była ważna dla wielu ludzi na całym świecie, zaś dziś, dzięki skutecznym zabiegom Putina została uznana za "wewnętrzną" sprawę Rosji i wypchnięta poza krąg zainteresowań mediów. Rosjanom udało się bardzo sprytnie połączyć tę sprawę z działalnością Al Kaidy, dzięki czemu dziś już nikt nie wspiera tych ludzi. Polska również ich nie wspiera, jasno i jednoznacznie od momentu dojścia do władzy PO odmawiając udzielania azylu uchodźcom czeczeńskim. Historia próby aresztowania w Polsce premiera Zakajewa w 2010, na żądanie Moskwy, wiele mówi o postawie obecnych polskich władz i ich służalczości wobec naszego wschodniego sąsiada.
Przy okazji tego spotkania nastąpił początek (mam nadzieję) dalszego ciągu historii, o której pisałem w notce "Czy ja też mam się zacząć bać?". Pani, na którą napadli ludzie podający się za policjantów pod pozorem poszukiwania ukrywających się Czeczeńców, była na spotkaniu i miała okazję przedstawienia swojej historii Panu Marszałkowi Romaszewskiemu oraz jednemu z dziennikarzy Gazety Polskiej (skądinąd jedynemu obecnemu tam przedstawicielowi mediów). Obiecali zainteresować się sprawą. Istnieje pewne prawdopodobieństwo, że to nie byli policjanci, tylko regularni bandyci, którzy widząc obecność synów mojej znajomej zrezygnowali z rozboju, ale jest to prawdopodobieństwo niewielkie. Czeczeńców szukano już raz u niej w domu półtora roku temu, ale wtedy tak się przeraziła, że nawet nikomu o tym nie powiedziała. Wtedy też to była policja, bądź ludzie za policję się podający.
Okazało się, że nie zgłosiła jeszcze sprawy z ostatniego piątku do prokuratury, pomimo że napisałem z nią odpowiedni dokument już w poniedziałek. Nie zgłosiła, BO I TERAZ SIĘ BOI. Po rozmowie z Panem Marszałkiem Romaszewskim zdecydowała się jednak zgłosić sprawę jutro.
Po tej całej historii nasuwa się pewna smutna refleksja. Źle jest, jak uczciwy człowiek, ofiara napadu, boi się władzy. Moja znajoma jest ofiarą w tej sprawie, ale boi się ją zgłosić, bo, powiedziała to wprost, boi się zemsty policji.
Tu zupełnie nie chodzi o to, czy policja może się za takie zgłoszenie mścić, czy ma to w głębokim poważaniu. Ważne jest, że całkiem przeciętny człowiek, bo moja znajoma nie wyróżnia się szczególnie, jako pierwszą reakcję na ewidentne, jawne bezprawie jakiego pada ofiarą, reaguje strachem przed zemstą organu, który teoretycznie ma ją chronić.
Nie udało się wpoić w Polsce ludziom przekonania, że do władzy można mieć zaufanie. I nic nie jest robione w tym kierunku, by obywatele mogli zacząć mieć takie przekonanie. Poczucie, że żyjemy w państwie bezprawia pogłębia się, gdy obserwujemy jak ludzie, którzy mają stać na straży prawa robią z nim co chcą, a ludzie, którzy mają to prawo tworzyć, tworzą je na stacjach benzynowych i cmentarzach, po czym po uprzejmym umorzeniu sprawy przez kolegów bezczelnie domagają się ponownego wyboru.
Nie żyjemy w państwie prawa. Nawet, gdyby ktoś chciał zakwestionować poprzednie zdanie, to nie może zakwestionować faktu, że zwyczajna osoba, ofiara napadu, boi się zgłosić sprawę do prokuratury gdyż napastnicy powiedzieli, że są z policji. A życie w państwie prawa polega w równym stopniu na przestrzeganiu prawa przez organy władzy jak i na tym, jak to przestrzeganie prawa postrzegają obywatele.
Nie żyjemy w państwie prawa. Świadczy o tym służalczy stosunek naszych obecnych władz do pewnego KGBowca z Moskwy, który przejawia się aktywnym utrudnianiem życia prześladowanym przez Rosjan ludziom. Polska podpisawszy szereg umów międzynarodowych ma obowiązek udzielać azylu uchodźcom i robi to dopóki nie stoi to w sprzeczności z interesem Moskwy.
Nie żyjemy w państwie prawa!
Tekst opublikowany początkowo na http://pietrasiewicz.salon24.pl/