Nie zamieniajmy Moskwy na Berlin/Brukselę
04/12/2011
417 Wyświetlenia
0 Komentarze
15 minut czytania
Polska nie będąc w euro nie musi płacić swoją suwerennością za zyski których nigdy nie miała. W okresie funkcjonowania euro niemiecka nadwyżka w wymianie handlowej z UE wzrosła o 80,1 mld euro i wartości aktywów zagranicznych Niemiec na skalę 40% PKB
Kanclerz Angela Merkel podczas piątkowego wystąpienia w Bundestagu powiedziała wprost: „Jedziemy do Brukseli z zamiarem zmiany traktatu UE.” Rynek o tym wiedział już wczoraj, dlatego nastąpiły niespotykane wzrosty wartości długu krajów peryferyjnych. Wzrost wartości francuskich dziesięciolatek był najwyższy od stycznia 1991 r. hiszpańskich trzeci od 1993 r., a włoskich również trzeci rekordowy od początku funkcjonowania strefy. Gdyż wiedziano, że oznacza to zgodę Niemiec na masowe interwencje!!! ze strony EBC (stojące za wzmocnieniem cen długu) w zamian za poważne koncesje polityczne ze strony słabszych partnerów.
Wprost wyrażone dążenie niemieckie o ile w Polsce zostało osłabione uprzedzającymi analogicznymi wystąpieniami ministra Sikorskiego i premiera Tuska zostały z zaniepokojeniem przyjęte w całej Europie. O ile z Wlk. Brytanią zostały uzgodnione ustępstwa na rzecz Anglii za zgodę na zmiany które nie będą ich dotyczyły rolą Polski jest bycie adwokatem obcych interesów. Mimo, że w zamian za zrzeczenie suwerenności fiskalnej głównym beneficjentem finansowym jest Francja to jednak i tam padają najgłośniejsze protesty. Między innymi druga osoba w Partii Socjalistycznej Arnaud Montebourg wprost zarzuciła prezydentowi Sarkozemu uleganie niemieckiej hegemonii cytowanej wczoraj przez Gabriele Parussini w
WallStreet
Journal „Plan Prompts German Bashing From France”
„Plan Prompts German Bashing From France”: "German nationalism is coming back through Ms. Merkel’s à la Bismarck policy," "Time has come to take on the political confrontation with Germany and to defend our values”. Zaczynając swój artykuł w
Wall Street Journal „Sarkozy Can Help the Euro—and Himself” Simon Nixon przytacza, że część obserwatorów uważa Niemcy są niewdzięczni zapominając że ich sukces gospodarczy jest spowodowany funkcjonowaniem wspólnej waluty. Amerykański "Foreign Affairs" w ostatnim wydaniu precyzyjnie informuje że w okresie funkcjonowania euro do rozpoczęcia kryzysu finansowego (2000-2007) niemiecka nadwyżka w wymianie handlowej z resztą państw Unii Europejskiej zwiększyła się z 46,4 do 126,5 mld euro. Ponadto nastąpił skok deficytu handlowego Grecji (z 3 do 5,5 mld euro) i Włoch (z 9,6 do 19,6 mld euro). Podobnie
Financial Times już wcześniej wykazał wzrost wartości aktywów zagranicznych Niemiec na skalę 40% PKB w okresie funkcjonowania strefy euro. Zdaniem Nixona wielu obserwatorów uważa, że Niemcy nadużywają swoich wpływów polityczno-ekonomicznych w celu nałożenia błędnych programów oszczędnościowych pogarszających ich kryzysową sytuacją, oraz oskarża za brak solidarności.
Obecny tydzień okazał się kluczowy dla kierunku w którym idzie strefa euro. Będzie to dążenie do zacieśnienia unii politycznej w której możliwości samodzielnego decydowania o stanie finansów publicznych państw zostanie zredukowana w połączeniu ze zwiększeniem roli EBC w monetyzacji długu. Niepowodzenia aukcji niemieckich obligacji 10-letnich pokazały, że nawet Niemcy mogą być wrażliwe na rozpad strefy euro. Zgodnie z wymogiem optymalnego obszaru walutowego Europa miała w tej sytuacji cztery wyjścia. Pierwsze polegające na dyscyplinowaniu fiskalnym zadłużonych krajów eurostrefy, z pominięciem demokratycznych procedur, na które w efekcie się ona zgodziła. Ze względu na to że przypomina to relacje w krajach kolonialnych jest ono najmniej wskazane mimo, że jest to właśnie wariant, który jest forsowany. Zadłużone kraje czeka dyscyplina finansowa nie do końca racjonalnie rozumiana, bieda i cięcia socjalne narzucane społeczeństwu z pominięciem parlamentów, referendów i wolnych wyborów. Istnieje też druga opcja, podobna do poprzedniej, polega na dostosowaniu optymalności strefy euro w drodze redystrybucji dochodu przez Komisję Europejską. To rozwiązanie odrzucają z jednej strony bogatsze kraje – płatnicy netto do budżetu UE, a z drugiej – oznacza ona także dla zadłużonych krajów bolesny proces szybkiego oddłużania połączony z utratą samodzielności. W tym wariancie Komisja Europejska pełni funkcję rządu federalnego eurostrefy, który ściąga wysokie podatki do centrum, a następnie redystrybuuje wśród uboższych stanów lub prowincji. Kolejne wyjście, to emisja euroobligacji, które będą gwarantowane przez wszystkie kraje eurostrefy, w tym Niemcy, przy jednoczesnych interwencjach EBC, który będzie skupował obligacje zadłużonych krajów. Budzą one głęboki sprzeciw Niemiec obawiających się o wystąpienie „moralnego hazardu” po stronie krajów zadłużonych, jak i podwyższenia kosztów ich zadłużenia. Również Polska musi w takim wariancie uważać, aby poprzez mechanizm gwarancji nie została obciążona kosztami tego rozwiązania. Ostatnie wreszcie rozwiązanie problemu zadłużenia w strefie euro to zgoda na występowanie ze strefy wspólnej waluty krajów nadmiernie zadłużonych. Musiałaby się ona wiązać ze zgodą na to aby wszelkie zobowiązania tych krajów były przeliczane na ich lokalną walutę, w przeciwnym wypadku (tzn. gdyby długi pozostały w euro) groziłoby to łańcuchem bankructw instytucji gospodarczych i bankowych w tych krajach oraz ogólnym pogłębieniem chaosu. A wydaje się po porannym przemówieniu Kanclerz Merkiel że Niemcy są przygotowani do postawienia ultimatum. Albo stracicie kontrolę finansową nad swoją gospodarką i wtedy kontrolując spłacanie długów innych my wyrazimy zgodę na wykup waszych obligacji przez EBC, albo będziecie spłacać długi w euro swoją własną zdewaluowaną walutą bankrutując swoje instytucje gospodarcze. Tak to zrozumiał rynek kapitałowy i tak to odebrał Julian Callow z Barclays Capital: "Mr. Draghi appeared to be holding up the possibility of a greater degree of ECB intervention if euro area governments were to commit" to bolder fiscal rules when European leaders meet on Dec. 9”.
Polska powinna się z tych działań wyłączyć na wzór Wlk. Brytanii, pamiętając że brak autonomii fiskalnej w kolonialnych Indiach spowodował, że ten kraj rozwijał się w XIX wieku z szokująco niskim tempie 0,1%!!! PKB na mieszkańca rocznie. Gdyż europejska rachunkowość budżetowa zawiera fundamentalny błąd, który polega na tym, że jednakowo traktuje wydatki budżetowe (i związany z nimi deficyt) na bieżące potrzeby społeczne jak i wydatki na rozwój. To powoduje, że faworyzuje ona te kraje, które posiadają już wysoko rozwiniętą infrastrukturę wzrostu ( wybudowane drogi, autostrady, nowoczesną infrastrukturę informatyczną i telekomunikacyjną, powszechny dostęp do Internetu, sieć instytutów naukowo-badawczych, nowoczesnych placówek kształcenia). Polska jest krajem, który tę infrastrukturę musi dopiero wybudować, bo jest to podstawowy warunek, aby w naszym kraju mogły powstawać nowoczesne stanowiska pracy, które tworzą dużą wartość dodaną, zwiększają konkurencyjność kraju na arenie międzynarodowej i nakręcają wzrost gospodarczy. Budowę infrastruktury można finansować na dwa sposoby. Pierwszy polega na tym, że oszczędzamy (redukujemy deficyt) i podnosimy podatki, a drugi sposób polega na tym, że zaciągamy kredyt na inwestycję prorozwojową ( tj. zwiększamy deficyt budżetowy), który potem spłacamy (redukujemy deficyt) dzięki zwiększonym przychodom podatkowym.
Ewentualne przystąpienie Polski do nowego Paktu Stabilności w którym ma obowiązywać ścisła dyscyplina budżetowa, zamknie nam możliwość korzystania z drugiego sposobu finansowania rozwoju, a więc inwestycje będziemy musieli prefinansować wyłącznie sami, z własnych podatków. W takim wypadku nigdy nie dogonimy krajów rozwiniętych, a wręcz przeciwnie – gospodarczo będziemy się zwijać, a przedsiębiorcy i pracownicy będą emigrować z Polski, bo albo tej infrastruktury nie będzie, albo będą uciekać przed wysokimi podatkami. A miejsca pracy będą powstawały tam gdzie takowa infrastruktura już istnieje – a więc za naszą zachodnią granicą.
Ów błąd w rachunkowości europejskiej dobrze ilustruje porównanie z rachunkowością przedsiębiorstw. W biznesie obowiązuje zasada (tzw. NPV inwestycji), że jeśli jest dobry pomysł, są ludzie do pracy, jest popyt – firma bierze kredyt i produkuje, a przedsiębiorstwo oceniane jest za końcowe wyniki finansowe, a nie na podstawie tego, jak duży wzięło kredyt. Tymczasem w rachunkowości budżetowej kredyt na realizację najlepszego, spłacającego się w przyszłości, pomysłu traktowany jest jako deficyt budżetowy. Przyjęcie restrykcyjnych zasad ograniczających deficyt przesądza zatem o tym, że nie może kredytować swego rozwoju. Brak logiki w rachunkowości publicznej zarzuca w tym tygodniu jeśli chodzi o księgowanie zobowiązań emerytalnych jest opinia Martina Wolfa w artykule z 29 listopada „The UK now faces a ‘lost decade’” w którym słusznie zauważa, że wydatki na infrastrukturę z funduszu emerytalnego muszą być takie same w sytuacji kiedy są dokonywane bezpośrednio, czy też poprzez budżet, a nie są. I że niekorzystnym, powodującym straty jest stosowanie różnych trików księgowych. „ But it must be evident, even to the Treasury, that if the government borrows from pension funds to fund infrastructure, the impact on national balance sheets will be exactly the same as if the latter fund the same infrastructure directly, as is now proposed – except that the infrastructure will cost more. This is another in a line of wheezes to get round self-inflicted constraints, themselves partly reflecting ludicrous public sector accounting practices.”
The Wall Street Journal w artykule Geoffrey T. Smith’a ”Central Banks’ Action Hints At U.S. Fears“ pisze wprost, że na spotkaniu premierów UE 9 grudnia grozi nam „przehandlowanie suwerenności za stabilność” dodajmy od siebie – za stabilność strefy euro: „on the Dec. 9 summit meeting at which we will see whether the euro zone reaches a decision to trade sovereignty for stability.” A Financial Times w artykule Hugh Carnegy dopowiada że stawką jest ustanowienie kontroli zewnętrznej nad finansami i wpisanie konstytucyjnej zasady („golden rule”) zrównoważonego budżetu kontrolowalnego przez podmioty zewnętrzne. Dlatego nie zważając na to czy Niemcy mają już wydrukowane Deutsche Marki, czy też wykorzystując kryzysową sytuację dokonują niesamowitego przyspieszenia politycznego gwarantując sobie możliwość pozademokratycznego zmieniania rządów w krajach/guberniach UE, my nie powinniśmy na ochotnika powielać błędu Indii zwłaszcza, że w przeciwieństwie do Hindusów jako Naród takiej zapaści byśmy nie przeżyli.