Bez kategorii
Like

Nie wierzę w żadną odnowę moralną!

27/05/2012
399 Wyświetlenia
0 Komentarze
46 minut czytania
no-cover

Cytując tytuł książki Sergiusza Piaseckiego „Nikt nie da nam zbawienia”.

0


Większość osób wierzy w wielką siłę słowa pisanego. W związku z powyższym od co najmniej kilku lat mnóstwo jest artykułów o niekompetencji czy wręcz bezczelności obecnego rządu. Podobnie wiadomo nie od dziś kim są Palikot, Niesiołowski, Tusk, Kopacz i inni z ekipy. Jak widać nic to nie zmienia w postrzeganiu świata przez ich wyborców. Mowa o jakimś odrodzeniu moralnym jest pozbawiona głębszego sensu. Odnowa moralna odbywa się ale w przeciwnym kierunku, mianowicie w skazanym przez mainstreamowe media. Moralność i postawy forsowane przy udziale zaprzyjaźnionych artystów i autorytety staje się obowiązującą normą, kształtującą rzeczywistość. Osobiście nie widzę możliwości, zresztą od kilku już ostatnich lat, wyjścia z tego błędnego koła jak przez budowanie niezależnego ruchu społeczno-gospodarczego. Ruch taki pozwoliłby tworzyć coś własnego i choć w małym wycinku decydować o własnym życiu. Ostatnio podobną opinię wyraził sam legendarny związkowiec Andrzej Gwiazda w artykule pt. ”Czy wróci pierwsza Solidarność”. Pisze w nim m.in. „Nie czekajmy na „odrodzenie moralne". Nie czekajmy na „zmartwychwstanie ducha Solidarności". Poczucie solidarności i potrzeba moralna, a także patriotyzm nie powstają na kanapie. Tworzą się wyłącznie w działaniu i ogniu walki. Są w Polsce tysiące ludzi wiernych pierwszej Solidarności.”. Tyko jak można sobie wyobrazić powrót Solidarności? W dawnej formie to niemożliwe z tej prostej przyczyny, że nie ma już tych zakładów przemysłowych które spacyfikowali różni POkomuniści. Więc jaki ruch może powstać w obecnym systemie gospodarki neoliberalnej w Polsce. Wszelkie propozycje są mile widziane. Ja przedstawiam własną, właściwie ponawiam tę sprzed roku. Zachęcam do przemyślenia tematu i merytorycznej dyskusji zarówno zwolenników jak i przeciwników. Do każdego dla kogo ta ogólnikowa koncepcja przedstawia sens jest prośba o jej nagłaśnianie w każdy możliwy sposób przy każdej nadarzającej się okazji dla wszystkich możliwych osób. Może poskutkuje to powstaniem gdzieś, kiedyś jakiejś grupy dyskusyjnej, pozyskaniem kluczowych osób? Ale po kolei…

 

Obecna sytuacja przypomina sytuację patową. Można dużo pisać o historii, patriotyzmie, demaskować ludzi, tropić afery czy nieprawidłowości ale są przynajmniej dwie grupy ludzi w społeczeństwie na których to „nie działa” w efekcie czego można powiedzieć, że jest to pisanie do siebie. Zarówno jedna jak i druga grupa stanowi zamkniętą enklawę do której trudno dotrzeć. Jedna grupa społeczna to najczęściej jednak są to ludzie lepiej usytuowani, którzy swoją pozycję zdobyli niekoniecznie poprzez ciężką pracę, ale przez koneksje czy układy. W tej grupie znajdują się również tkz. „młodzi wykształceni”. Ich głównym celem jest kariera, praca, spłacanie zaciągniętego kredytu, rodzina i święty spokój. Oni mówią, że żyją w „wolnym kraju”. Nie wzruszyła ich katastrofa Smoleńska, brak postępów w jej wyjaśnieniu, wydarzenia w obronie krzyża na Krakowskim przedmieściu, zabójstwo w Łodzi, wreszcie zapaść gospodarcza i jej konsekwencje. Trudno zgadywać co ich może wzruszyć… Mówi się, że decydujący głos przyszedł właśnie od nich. Przed ostatnimi wyborami w Urzędzie Miasta wystąpiła ogromna mobilizacja elektoratu. Kolejka chętnych, chcących się dopisać na listę wyborców była kilkudziesięcioosobowa (przynajmniej przez ostatnie dwa dni). Ponieważ w Warszawie (bo o niej mowa) przy frekwencji dochodzącej do 70 % jak wiadomo zdecydowanie wygrało PO i to w takiej przewadze, że tutaj Platforma mogłaby rządzić samodzielnie. Można założyć więc, że wyborcy tak ochoczo zapisujący się na listy wyborcze stanowili elektorat Platformy Obywatelskiej a zatem można zweryfikować opinię: nie „z dużych miast” ale małych miejscowości, na pewno młodzi, ale czy wykształceni? Nieprzypadkowo stawiała na nich Gazeta Wyborczej dużo wcześniej pisząc „szkoły zawodowe to fabryki bezrobotnych….” Postawiła być może na tę grupę już wówczas widząc w nich potencjalny elektorat, łechcząc ich pochwałami. W każdym bądź razie jest to część elektoratu, która chętniej uczestniczy w wyborach niż wspomniani „absolwenci zawodówek” więc z tego punku widzenia jest bardziej wartościowa!. Druga grupa społeczna to niestety ludzie gorzej usytuowani, najczęściej myślący jak związać koniec z końcem czy „złapać” pracę za granicą, wyalienowani całkowicie z życia społecznego. Tutaj pasuje pewien komentator z tego portalu o nicku „cynik”: „Większość Polaków ma inne zmartwienia, i to czy Polska będzie miała więcej lub mniej praw do rządzenia jest im ganz e gal. Żyją na wyspach, w Niemczech, Norwegii. Patriotyzmem nikt gęby sobie nie napełni. To już jest anachronizm.”. Inną kwestią jest czy samą Unia Europejską Polacy sobie nakarmili gęby, ale niech to pozostanie pytaniem retorycznym. Ta grupa albo zachowuje się całkowicie biernie nie biorąc jakiegokolwiek udziału w życiu społecznym i politycznym kraju albo stanowi kolejny elektorat PO. Spektakl trwa więc w najlepsze i nie widać jego końca. Dzieje się tak dlatego, że społeczeństwu można fundować różne mniej lub bardziej realne teorie ekonomiczne czy też straszyć różnymi fatalistycznymi wizjami przyszłości w wyniku niespełnienia forsowanej koncepcji. To z kolei opiera się na nieweryfikalności scenariuszy ciągów zdarzeniowych czy całej historii. Dlatego tak chwytliwe są opinie typu „kto by nie rządził to i tak się nic nie zmieni” czy „gdyby rządził Kaczyński byłoby jeszcze gorzej…”. Mają one zwolnić od myślenia i od odpowiedzialności za brak myślenia. Rozwiązaniem mogłyby być dwie równorzędne rzeczywistości w dwóch równorzędnych wszechświatach, gdzie mogłyby realizować się dwa różne scenariusze wydarzeń, coś podobnego do wizji zawartej w książce Michio Kaku „Hiperprzestrzeń”. Póki co taki stan rzeczywistości jest tylko mrzonką. Przeświadczenie o trudnej sytuacji i ekipie rządzącej jako najlepszym remedium w obecnej sytuacji jest wpajane z konsekwencją przez usłużne media. I nie chodzi tylko o te najbardziej popularne, ale posłużę się tutaj dwoma „niepozornymi” przykładami. Pierwszy przykład to portal ekonomiczny „Money.pl” rzekomo zajmujący się szeroko pojętymi inwestycjami. Niby jeden portal spośród wielu sobie podobnych. Otóż nie, powyższy portal ekonomiczny wymyślił sobie misje, przesłanie. A zatem głównym mottem na tym portalu, rzekomo ekonomicznym, było szkalowanie rządu a gdy rząd się zmienił to, jak stwierdziło TVN, „dla równowagi krytykowanie opozycji”. Prym opiniotwórczy na portalu przewodzi red. Płaskoń tytułujący siebie jako wiceprezes Krajowego Klubu Reportażu. Odkąd śledzę jego twórczość, czyli ok. siedem lat, nie było ani jednego tekstu w jego wykonaniu który by za temat przewodni nie przyjmował sobie zdrowia fizycznego czy psychicznego Kaczyńskich ich stanu emocjonalnego czy poczytalności w ogóle, jak również innych członków PiS. Pośród jego twórczego dorobku są takie kwiatki, które postaram się zacytować: ”Dolnośląski prezydent Rafał Dutkiewicz reprezentuje przecież wiadomy front od zabójców księdza Popiełuszki po zwolenników Michnika……", te dotyczące lustracji: „jakie kawały można usłyszeć pod wirsyckiem. Wychodzi Chrystus z IPN-u wielce strapiony: – Przez dwa tysiące lat myślałem, że to sprawka Judasza… „ czy dla odmiany „Z takiego punktu widzenia trudno polemizować z opinią arcybiskupa Sławoja Głódzia, który zarzucił na Jasnej Górze krytykom Lecha Kaczyńskiego, że do dziś nie przeprosili prezydenta za cierpkie i kąśliwe słowa. Jest to już fizycznie niemożliwe z powodu nieodwracalnych wyroków boskich, niemniej postulat hierarchy warto w krajowej polityce upowszechnić.” Oprócz powyższego grafomana komentarzy udzielały tam takie sławy jak Wiesław Gałązka czy prof. Jan Winiecki. Ten ostatni nie szczędził głównie oszczerstw i pomówień w stosunku do śp. Sławomira Skrzypka. Inny przykład to wydawałoby się z pozoru neutralne światopoglądowo, nakierowane na muzykę radio Vox FM. Jednak wystarczy włączyć radioodbiornik w niedzielny poranek na program pt. „Śniadanie w parlamencie” w tym radio by przekonać się, że i ono próbuje nieść swoiste przesłanie. Otóż prowadzący program red. Jerzy Kisielewski ma w zwyczaju zapraszać do studia gościa w osobie Jerzego Iwaszkiewicza. No i zaczyna się, ten tkz. gawędziarz wrzuca dziesiątki różnych mniej lub bardziej interesujących anegdot zaczerpniętych z życia tego i owego oraz własnego. Ale jak zwykle meritum dyskusji jest ta sama: co powiedział prezes, co mu się przyśniło, rozstrzyganie dylematów typu konta prezesa w banku czy jego kota….jakbym czytał red. Płaskonia z Money.pl. Dlaczego o tym wszystko opowiadam? Przecież tego typu przykłady nie są niczym osobliwym i każdy może zacytować przynajmniej kilka podobnych. Nikogo coś takiego nie może zdziwić po wypowiedziach znanych „osobistości” czy polityków. Bardziej znamienny jest natomiast wpływ tego typu retoryki na bezrefleksyjnych odbiorców. Bardzo budujące są obserwacje ludzi poddanych medialnej obróbce, gdy nieskrępowani stanowiskiem słuchacza mogą wyrazić swoją opinię, mogłem poznać na własnym przykładzie. Podczas jakiejś mało istotnej rozmowy mniej znany kolega w przypływie emocji skomentował: „te k….. smoleńskie wzięły po trzysta tysięcy…”, a jest to osoba z wykształceniem wyższym dodam. Wszystko co się dzieje w mediach nie jest pozostawione przypadkowi. Żaden redaktor sobie a muzom nie jeździ po opozycji walcem na portalu internetowym czy w innym programie telewizyjnym czy radiowym bo ma akurat taką zachciankę, w końcu może i ma ale w takim wypadku nie jest to przypadkowy redaktor czy dziennikarz. Obserwując to co się dokonuje w naszym kraju trudno oprzeć się wrażeniu że jest to wg. schematu sowieckiej doktryny manipulacji: demoralizacja – destabilizacja – interwencja – normalizacja. Te cztery słowa opisują hasłowo sowiecką strategię pokonania przeciwnika bez uciekania się do otwartej wojny militarnej ujawnioną przez Jurija Bezmienowa a przetestowaną na społeczeństwie amerykańskim podczas zimnej wojny z imponującym skutkiem . W etapie destabilizacji pojawiają się różnorakie ruchy gejowskie wyrażające chęć partycypowania w rządzeniu. Sądząc po tym, czyżbyśmy byli gdzieś na etapie drugiego punktu? A może trzeciego uwzględniając to co się stało 10 kwietnia 2010r. Jeżeli tak to musiał być spełniony również punkt drugi a wiemy że był przywołując chociażby niektóre wypowiedzi: „dorżnąć watahę..” czy „wyginiecie jak dinozaury…”. Również po 10 kwietnia spora część społeczeństwa byłaby w stanie zatańczyć na grobach pomordowanych. Tutaj przychodzi na myśl jeszcze jedna kwestia o której powiedział swego czasu R. Ziemkiewicz poproszony o skomentowanie wyników wyborów: „po prostu oni mają generałów a my zaledwie pułkowników….”. Przychylałbym się w kierunku tej trafnej diagnozy z tym, iż uważam, że ta opinia zbyt okraja naszą rzeczywistość. Po prostu „u nas” nie ma spójnego dowodzenia i wszystko co obserwujemy to raczej wojna podjazdowa, gdzie uwidaczniają się pewni dowódcy, w tym R. Czarnecki (jak za dawnych dobrych czasów). Miniony okres III RP należy uznać za stracony. Polska prawica szeroko rozumiana nie potrafiła przez ten okres wypracować sobie żadnego wsparcia o charakterze gospodarczym czy medialnym poza takimi wyjątkami jak Kasy „SKOK”, Gazeta Polska czy Nasz Dziennik. Formowanie jakichkolwiek struktur nie było oczywiście łatwe w okresie nadziei na wygrane wybory, normalizację sytuacji, euforii związanej z formowaniem tkz. demokracji czy przystąpieniem Polski do Unii Europejskiej. Wszystko to w atmosferze w miarę dobrej sytuacji gospodarczej związanej z radosną prywatyzacją czego popadnie oraz pęcznieniem bańki spekulacyjnej na giełdzie czy rynku nieruchomości. Nadzieja wielu ludzi, że „jakoś to będzie” okazała się płonna zgodnie z sentencją, że „aby zatriumfowało zło potrzeba jedynie dobrych ludzi którzy nic nie robią” (tu też należy sobie zadać pytanie „nie skąd się bierze zło” ale skąd pochodzi dobro…). Natomiast wrzód III RP nabrzmiewał, doszedł do monstrualnych rozmiarów i pękł czego efektem był Smoleńsk. Teraz jest obawa czy ten rozlany wrzód nie spowoduje zakażenia całego organizmu co może mieć fatalne skutki. W rachunku zaniechań ostatnich lat nie sposób nie zauważyć takiego elementu jak Telewizja Trwam czy Radio Maryja. Śmiem powiedzieć, że bez tego medium społeczeństwo polskie byłoby w „głębokim lesie” daleko dalej niż obecnie. Tu należy schylić czoło przed o. T. Rydzykiem niezależnie od łatek mu przypinanych. Jeden redemptorysta dokonał tego czego nie udało się całemu tkz. obozowi patriotycznemu!. Dlaczego? Bo kierował się nadrzędnym celem ewangelizacji, bo wyszedł z założenia jak niegdyś Pawlak (nie ten z PSL-u!), że „demokracja demokracją a swój rozum trzeba mieć”, bo działał jednoosobowo (no może nie całkiem). W efekcie jest Telewizja Trwam i więcej nic, próżnia….. Natomiast telewizja w rękach komercyjnych operatorów to nie tylko duży rynek reklam ale przede wszystkim możliwość kształtowania światopoglądu poprzez promowanie pewnych osób środowisk czy zachowań a także stwarzanie namiastki sukcesu za pośrednictwem takich programów jak „Mam talent”, „Taniec z gwiazdami” czy „X-factory”. To wszystko powoduje, że kreowana przez te media rzeczywistość i środowiska polityczne jawią się jako bardziej atrakcyjne. Przeciwko takiej zmasowanej propagandzie mogą się oprzeć jedynie jednostki wyjątkowo zmotywowane, poszukujące prawdy i wierzące…. Natomiast całkowicie poddający się temu trendowi są ludzie sklasyfikowani w dwóch grupach społecznych wspomnianych na początku. Dla nich nie jest ważny obiektywizm czy prawda ale jedynie aktualny trend światopoglądowy większości. Wpłynąć na nich można jedynie poprzez prestiż, organizację czy natrętną propagandę w stylu aktualnych tendencyjnych mediów. Należy względem tych grup społecznych zachowywać się pragmatycznie, wręcz cynicznie podobnie jak oni odnoszą się do sytuacji politycznej szukając korzyści dla siebie, budować ciągle respekt dla siebie. Można tutaj odnieść się do słów „głupi lud wszystko kupi” uściślając je panie Kurski, lud może i kupi, może i głupi ale trzeba mieć poparcie mediów i hojnych sponsorów. Wówczas lud rzeczywiście można traktować jako „materiał do obróbki” czego jesteśmy świadkami na co dzień w prasie i TV. Takie odwrócenie miecza propagandy jako skutecznego narzędzia samoobrony może przynieść poczucie zniesmaczenia „że jesteśmy tacy sami….” ale odwrotu przed tym niema bo jak powiedziałem w stosunku do tych grup współobywateli nie będą skuteczne patetyczne odezwy czy apele do sumienia.

Dla odmiany inna grupa społeczna to ta funkcjonująca całkowicie poza polityką gdzie funkcjonuje magiczna formuła powtarzana jak mantra: „a cóż my możemy zmienić” czy „wszyscy są tacy sami”. Ci ludzie nie widzą związku przyczynowo-skutkowego pomiędzy ich sytuacją życiową a aktualną sytuacją społeczno-polityczną w kraju, nie kojarzą faktów lub są słabego ducha. Dla nich liczy się tu i teraz nie za jakieś tam „za dwa lata gdy wygramy wybory”, żadne tam gdybania…. Potrzebują namacalnych, natychmiastowych zmian, a w chwili gdy one wystąpią to nie potrafią ich dostrzec. Aby w jakikolwiek sposób dotrzeć do tej grupy ludzi potrzeba reprezentować sobą siłę realną, rozpoznawalną w środowisku, która może w czymś pomóc, coś zaoferować.

Jest wiele dziedzin życia gdzie nie jesteśmy w żaden sposób reprezentowani już nawet nie przez rząd ale i istniejące tkz. organizacje przedsiębiorców. Jako obywatele jesteśmy dyskryminowani we własnym kraju nie tylko pod względem politycznym, religijnym ale i gospodarczym. Jedną ze spraw jest kwestia nierównego traktowania podmiotów gospodarczych jakimi są wielkie korporacje i zwykli, mali przedsiębiorcy. Obecnie bowiem mamy sytuację przypominającą tę z lat 1946-1949 określaną mianem „Bitwy o handel” Minca. Wówczas była wcielana koncepcja zastąpienia sektora prywatnych sklepów siecią Państwowych Domów Towarowych poprzez stosowanie wobec tych pierwszych tkz. koncesji czy domiarów. Obecnie wystarczy zauważyć pewien fakt dotyczący sieci marketów pod nazwą „Biedronka”. Niedawno można było się dowiedzieć (tylko dla wnikliwych słuchaczy), że portugalski właściciel nie zamierza płacić podatków w ojczystym kraju lecz w Holandii gdzie podatki są niższe. Wywołało to w Portugalii zażenowanie i oburzenie. Natomiast w Polsce oczywiście przeszło bez echa, tutaj bowiem taka sytuacja jest normalna i żadna korporacja podatków nie płaci. W kraju w którym nawet własnych sklepów nie mamy to byle jaki hipermarket jest okrzyknięty inwestorem. Gdy brakuje pieniędzy tu się podnosi po prostu podatek vat na ubranka dziecięce, ogranicza refundację leków, zamyka szkoły. I nikogo to nie dziwi… . Gdy zapytano ministra skarbu za czasów „reformatora” Hausnera dlaczego sieci supermarketów nie płacą podatku odparł z rozbrajającą szczerością „ich stać na lepszych prawników niż nas….”. Choć minęło już parę lat sytuacja nie uległa zmianie a wręcz się pogorszyła. Zwykły, ciężko pracujący obywatel ponosi cały ciężar funkcjonowania kraju, a małe, rodzime firmy w wyniku jednostronnie nakładanych podatków stają się niekonkurencyjne. Inny przykład to tkz. podatek Belki. Można zaakceptować jego sens, natomiast sposób jego pobierania jest bezprawny bowiem przy obliczaniu faktycznego dochodu nie uwzględnia się inflacji. W sytuacji gdy inflacja jest równa oprocentowaniu depozytów żaden dochód nie występuje natomiast podatek jest zawłaszczany. Wyższa inflacja jest więc jak najbardziej na rękę rządzącym. Oczywiście takich podobnych spraw jest wiele więcej w których jako jednostki jesteśmy bezsilni.

Jak widać gołym okiem ustrój panujący w naszym kraju preferuje silnych i bezwzględnych, rząd zarządza a nie rządzi. Musimy przystosować się do życia w takich okolicznościach podobnie jak Polacy w czasie zaborów choć oczywiście nie można tych rzeczywistości w żadnym stopniu porównywać. Aby móc skutecznie dochodzić swoich praw i być zauważalni powinniśmy się jednoczyć i organizować. Organizacja powinna być przedsiębiorstwem podlegającym, w pełnym słowa tego znaczeniu, regułom rynkowym oczywiście w ramach założonej koncepcji spółdzielczości i zdefiniowanych celów.Jako grupa powinniśmy mieć osłonę prawną, tak aby nie mieć „gorszych prawników” jak minister skarbu czy wspomniane korporacje. Będąc razem możemy pomagać sobie wzajemnie jak również ludziom którym dużo zawdzięczamy zapewniając im jakąś ochronę oraz pomoc prawną. Myślę tutaj o chociażby o przypadku dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego, poety Jarosława Rymkiewicza. Jako jednostka gospodarcza powinna podejmować działania o charakterze inwestycyjnym gdzie niekoniecznie najważniejszym wyznacznikiem byłby zysk ale wymiar społeczny czy ideologiczny działalności. Takim przykładem mogłoby być otwarcie pierwszego w pełni „polskiego supermarketu” z polską żywnością na obszarze dużego miasta. Można byłoby również inwestować w obiecujące przedsięwzięcia i ludzi pozyskując ich, wychowując, kształcąc i zachęcając. W ten sposób byłoby można wyławiać najbardziej wartościowe jednostki które w kluczowym momencie stanowiłyby zaplecze kadrowe dla zarządzania i administracji państwem. W obecnej sytuacji dla takich osób ścieżki rozwoju są mocno ograniczone. Priorytetową potrzebą jest stworzenie polskiego, niezależnego, interesującego, zróżnicowanego w pełni własnego kanału telewizyjnego oraz radiowego. Należy zanalizować wszystkie warianty przekazu treści kanałów informacyjnych w tym drogę satelitarną, telewizję kablową czy naziemne nadajniki o zasięgu regionalnym. Należałoby się wreszcie upomnieć o domeny internetowe Polska.pl oraz Poland.pl bezprawnie przywłaszczone przez Gazetę Wyborczą. Jako organizacja powinniśmy być obecni w każdej przestrzeni życia społecznego, od gospodarki, poprzez analizy prawne aż po system opieki zdrowotnej czy ubezpieczeń społecznych. Co do polityki to powinniśmy uczestniczyć w niej bezpośrednio w sposób minimalny a pośrednio poprzez utrzymywanie kontaktu, wspieranie czy inspirowanie stosownych ugrupowań parlamentarnych czy pozaparlamentarnych. Powinniśmy być opoką na przeczekanie trudnych czasów… Jako mniejszości we własnym państwie wzorem powinny być organizacje żydowskie czy mormońskie w USA.

Aby zbudować skuteczną organizację musi stać się dużą i mieć charakter powszechny, aby nie można było jej zbagatelizować. Tak więc aby zawiązany ruch mógł spełnić założony cel musi zaangażować się możliwie duża liczba osób, najlepiej aby był rozmiaru Solidarności…. Fundamentalną sprawą jest, aby ruch firmowali autorytety – dobrze znane postacie z życia politycznego prawicy. Razem mogliby stanowić coś w rodzaju Rady Nadzorczej w przedsiębiorstwie, tkz. KOP – Komitet Obrony Podatnika (oczywiście bez skojarzeń z „elitą” z KOR). Jest to warunek konieczny do przyciągnięcia rzeszy ludzi i przejrzystości ruchu. Sam ruch miałby być organizacją stowarzyszeniową o profilu gospodarczym i funkcjonować jak przedsiębiorstwo, dobre przedsiębiorstwo. Do ustalenia pozostaje więc forma prawna. Jak w każdym takim przypadku musi być zarząd, prezes, kadra zarządzająca, prawnicy, pracownicy…. Oczywiście najważniejszą sprawą byłyby fundusze. A te niestety musiałyby się opierać na szczodrości członków. Każda zadeklarowana kwota powinna być dobrowolna, uiszczana systematycznie, np. każdego miesiąca. Nie musiałyby być to duże kwoty, tak aby nie nadwyrężały domowego budżetu i nie były traktowane jako kolejna składka ale raczej jako inwestycja i potwierdzenie swojego uczestnictwa. Osoby które opłacają abonament RTV mogłyby przeznaczyć tę kwotę na zasilenie kasy ruchu tym bardziej że w chwili obecnej nie są żaden sposób reprezentowani w przekazie RTV!. W skali całego kraju i okresu jednego roku ewentualna kwota inwestycyjna byłaby znacząca i można byłoby coś sensownego z nią uczynić. Jeżeliby dało się pozyskać dużo członków, aby coś gospodarczego stworzyć nie wymagałoby to dużego zaangażowania członków bowiem sami w sobie stanowilibyśmy duży potencjał ludzki i gospodarczy. W trakcie rabunkowej wyprzedaży majątku społecznego kupiono również nas jako rynek ludzki. Powinniśmy więc odzyskiwać chociaż to, własną podmiotowość. Bazowanie na rynku którym sami jesteśmy stanowi najprostszy i najtańszy sposób pomnażania kapitału. Oprócz tego do przedsięwzięcia można byłoby próbować pozyskać udziałowców gwarantując im udział w zyskach. Nie jest prawdą, że nic się nie opłaca w Polsce. Najlepszym przykładem jest handel wielkopowierzchniowy czy bankowość. Ta dwa działy gospodarki są w głównej mierze odpowiedzialne za wyprowadzanie zysku z kraju (np. w 2008 r ok. 50 mld. $). Jeżeliby dało się choć ułamek z tej sumy uszczknąć i pozostawić w kraju nad Wisłą… Dlatego też statut organizacji nie powinien przewidywać zysków czy dywidend, wszystkie zarobione środki powinny być na powrót reinwestowane (nie wyprowadzane za granicę jak w przypadku korporacji) nie dostając się w ręce ministra Rostowskiego. Wyjątek mogliby stanowić owi inwestorzy z gwarancją zysku.

Przestawiona propozycja wspólnego działania jest zmodyfikowaną wersją wcześniejszej przedstawionej na NE w sytuacji gdyby ta okazała się zbyt radykalna dla niektórych. Chęć budowania „czegoś swojego” jest podyktowana całkowitą obojętnością wobec rządzącej kasty i jej elektoratu, żeby nie powiedzieć pogardy. Ciągle aktualne pozostaje pytanie czy to, że żyjemy na jednym obszarze i posługujemy się tym samym językiem czyni nas bliskimi sobie ludźmi? Jednocześnie na pozostałej płaszczyźnie moralnej czy światopoglądowych diametralnie się różnimy. Nie chcę słyszeć od ministra Rostowskiego, że się „za mnie wstydzi…”. Ja po prostu nie chcę mieć z nim nic wspólnego do czynienia, na początku w małym wycinku, ale z biegiem czasu mam nadzieję w coraz większym. Mamy przeciwne cele i wartości: oni mają genseków z PRL których nie chcą krzywdzić i zabierać im wysokie emerytury czy pozbawiać stanowisk my żołnierzy AK którzy żyją w nędzy. Oni mają swoje pomniki żołnierzy Armii Czerwonej których nie chcą się pozbywać my pomniki naszych bohaterów i martyrologii narodu. Więc przynajmniej w niektórych kwestiach można stworzyć odrębność skoro nie można mieć wspólnego stanowiska. Zresztą jak widać po ostatnich incydentach z kościołem, szkołami, lecznictwem, emeryturami rząd sam dąży do ustalania odrębności w stosunku do grup społecznych będących w potrzebie przerzucając brzemię ciężaru właśnie na nich. Więc należałoby mu podać pomocną dłoń zdejmując z niego część z ogromu obowiązków jednocześnie domagając się rezygnacji z pobierania danin. Należałoby też dać jasny przekaz, że w przypadku przejęcia władzy kanał TVN może nie dostać koncesji, z przyczyn formalnych rzecz jasna, a dziennikarze mający problem z bezstronnością zatrudnienia.

Jest błędem wnioskować, że prawda zwycięży czy rozsądek i przy następnych wyborach Polacy dokonają słusznego wyboru, będzie „drugi Budapeszt”. Jest to naiwne myślenie, nierealne przy dzisiejszej formule demokracji i opozycji, przygniatającej roli mediów i panującemu niezmiennie sloganowi, że „wszyscy są tacy sami….”. Ta opinia oczywiście wynika z nieumiejętności analizy, wygodnictwa, cynizmu współobywateli lub też może być przejawem tkz. „syndromu sztokholmskeigo”. Niech nie zmylą nas co raz to pojawiające się protesty niezadowolonych, raczej wąskich grup społecznych. Mają one charakter spontaniczny i nie są zarzewiem czegoś nowego. Wybuchają w obronie własnych interesów, zresztą ten rząd posiadł umiejętność neutralizowania takich ognisk niezadowolenia posługując się sprawnie techniką PR. Jeżeli ta zawiedzie kasta rządząca dokona przepoczwarzenia lub też zostanie podstawiony jakiś nowy „Bolek” aby zapewnić jej przetrwanie. Papierkiem lakmusowym stanu społeczeństwa powinien być stosunek do sposobu badania zbrodni Smoleńskiej czy ostatnio także odmowy koncesji dla telewizji Trwam. Jak można zaobserwować nie mamy jakiegoś gwałtownego wzrostu narodowego oburzenia czy chociaż zainteresowania tymi sprawami a postawy nawrócenia opisane w „wyznaniu skruszonego leminga” są nader rzadkością. Nawet jeżeli by dostarczono niezbite dowody na to, że był to zamach nie wywołałoby to większego poruszenia w społeczeństwie poza wzruszeniem ramion przez niektórych. Nie doszłoby do żadnych dymisji chyba, że główni odpowiedzialni uznali swoją winę i to z potwierdzeniem GW i TVN. Wyjaśnienie tego co się stało w Smoleńsku jest więc istotne dla nas, naszego sumienia, naszej integracji, Polski nie zaś dla pozostałej części społeczeństwa. Jeżeli więc poczucie sprawiedliwości czy uczciwości nie uległo zmianie to takiemu społeczeństwu łatwo jest podsunąć jakąś padlinę. Niektórzy przyparci do muru podczas wyborów zagłosują na kogoś całkowicie nowego bez szans na zwycięstwo byleby spełnić swój obywatelski obowiązek i uwiarygodnić w sobie mechanizm demokracji. Inni, jak mój znajomy, są w stanie odrzucić lansowaną wersję o katastrofie ale równocześnie nie wierzą w ostateczne ujawnienie prawdy więc w następnych wyborach, skoro zawiedli się na rządzących, zagłosują na….. SLD. Jeżeli nawet z jakiś powodów Prawo i Sprawiedliwość wejdzie do sejmu z dużą ilością posłów to nie na tyle żeby móc samodzielnie rządzić a nawet w najbardziej optymistycznym wariancie należy się liczyć ze zmasowanym atakiem medialnym a jeżeli i to nie wystarczy to z furiackim atakiem ze strony Komisji Europejskiej. Dlatego czeka nas „długi marsz” jak zauważył Marcin Wolski w felietonie pod takim tytułem. Musimy więc tworzyć własną rzeczywistość, odskocznię, enklawę normalności dla samych siebie by nie żyć z zaciśniętymi zębami w poczuciu niemocy, by ratować swój honor i nie pozwolić się zdominować przez hordę miernot i obłudników. Wspólnota pozwoli działać szybko i sprawnie w gronie ludzi świadomych sytuacji, odpowiedzialnych, zdeterminowanych bez żebrania poparcia. Musimy działać, aby nie stać się mimowolnie królikami doświadczalnymi polityki rządu, aby zadbać o najsłabszych i tych którym pomoc się należy. Musimy dać czytelny sygnał o swojej determinacji i stanowczości. Inaczej czeka nas jako społeczeństwo implozja a potem to nawet trudno sobie wyobrazić. Już dzisiaj mamy dramatycznie niską dzietność rodzin a co będzie za kilka lat? Nie można liczyć na zaangażowanie polskiego społeczeństwa szczególnie na początku. Ale pomoc może przyjść z najbardziej nieoczekiwanej strony czyli od społeczeństwa Rosyjskiego. Część Rosjan jest obecnie o niebo bardziej zdeterminowanych od naszych współobywateli co jest ewenementem i czego w przeszłości trudno byłoby się po nich spodziewać. Wsparcia można byłoby też spodziewać się od Polonii za granicą. Jednakże aby móc wykorzystać pojawiającą się sytuację należy mieć do dyspozycji jakiekolwiek zaplecze czy struktury. Bez tego nie ma żadnego punktu zaczepienia. Ciągłe zaangażowanie dużej grupy ludzi powinno zapewnić ciągły rozgłos, stan permanentnego wrzenia lub stanu podgorączkowego tak aby choroba III RP nie przeszła znowu w stan utajenia. Inaczej będziemy mieli ciągle do czynienia z nawrotami choroby ze zdwojoną siłą. Żyjemy w kraju gdzie nie możemy beztrosko zapomnieć sobie o bożym świecie, upaść moralnie i światopoglądowo. Nie możemy sobie pozwolić na lekkomyślność tak jak społeczeństwa takie jak amerykańskie czy nawet niektóre europejskie. Choćby nadmierne zadłużenie może nas zbyt wiele kosztować, bardziej niż innych…. Tu zgadzam się z red. Kłopotowskim.

Pozostaje pytanie o inicjatorów budowy zrębów organizacji, od kogoś musi pochodzić zaczyn, substrat, ktoś musi być katalizatorem. Przede wszystkim należy nad tym zacząć dyskutować, uruchomić oddzielny panel dyskusyjny jako element strony lub jako całkowicie odrębny wątek. Dyskusję należy podzielić na kilka różnych wątków np: organizacja i zarządzanie, opracowywanie strategi i wytyczanie celów, projekty gospodarcze, analizy prawne i ekonomiczne, promocja wizerunku, analiza zagrożeń. Następnie, gdy pomysł zdobędzie akceptację dużej części uczestników można byłoby podjąć konkretne działania zwołując spotkania i przechodząc do czynności organizacyjnych. Jeżeli nie podejmiemy żadnych kroków będziemy nadal rozkrzyczaną gromadką dzieci w piaskownicy czy rozdyskutowanymi inteligentami z wypiekami na twarzy. Ostatecznie przy braku zmian i narastającej frustracji skończy się wyjściem na ulicę jak można zorientować się na forach „pozostała nam tylko ulica…”. Otwarte pozostaje pytanie czy jest inne wyjście?

0

scorpio

„Czy popiól tylko zostanie i zamet, Co idzie w przepasc z burza? - czy zostanie Na dnie popiolu gwiazdzisty dyjament,Wiekuistego zwyciestwa zaranie!”

2 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758