Krzysztof Wyszkowski i Wojciech Cejrowski. Dwa głosy w jednej sprawie. Przy dwóch różnych okazjach.
Nie chodzi już o reformę sądownictwa. Chodzi o to, co potrafił na Węgrzech zrobić Viktor Orban. Bez tego wygrana parlamentarna i odzyskanie przez Polskę podmiotowości będzie pozorne, bo ocena tego, co ważne pozostanie w rekach szubrawców i szumowin w togach.
Idziemy z Krzysiem Wyszkowskim uliczka La Grange. Uliczka amerykańskiego miasteczka, gdzie mieszkam. Mówimy o Lechu Wałęsie i wielu sprawach, ale zupełnie zapomnieliśmy o polskim sadownictwie.
To znaczy ja zapomniałem, bo Krzysztof w tej sprawie, fundamentalnej sprawie dla przyszłości Polski, zabrał niedawno głos. Głos, który stanowi potwierdzenie tego o czym wcześniej mówił Wojciech Cejrowski. Jeśli system sadownictwa nie zostanie w Polsce przebudowany, to krajem zarządzać będą synowie esbeckich donosicieli, czy ludzie jak Wojciech Łączewski, który jak u Sołżenicyna, zasłynął tym, że wydal większy wyrok, nic domagał się prokurator – u Sołżenicyna było jeszcze zabawniej, prokurator zażądał dziesięciu lat, a obrońca oskarżonego kary śmierci – czy mecenas Rogowski. Żadna z tych osób, nie spełnia elementarnych kryteriów tego, aby wyrokować lub brać jakikolwiek udział w sprawach sadowych. Wbrew temu, co widzi opinia publiczna zapadają wyroki, które wołają o pomstę do nieba. Ale odwoływanie się do Opatrzności może okazać się zawodne. Jest czas, żeby do wyborów jesiennych mieć przygotowany plan uzdrowienia sadownictwa. Jest to warunek podstawowy bez którego torpedowany będzie każdy znaczący ruch na politycznej szachownicy.
Oddzielną sprawą musi stać się postępowanie wobec prokuratury wojskowej badającej okoliczności katastrofy smoleńskiej. Sadowe zarzuty dotyczyć muszą nie tylko wynajętego przez rząd doktora Laska, ale nade wszystko ambasadora RP w Madrycie Tomasza Arabskiego. W przypadku pierwszego zarzuty będą dotyczyć mataczenia i nie uwzględniania badań prowadzonych przez niezależną komisję Antoniego Macierewicza. W przypadku tego drugiego – sprawa jest poważniejsza, bo dotyczy zdrady państwa na rzecz obcego mocarstwa – nie obejdzie się tutaj bez sądu wojskowego. Wysokość wyroku, po przedstawieniu dowodów, które są obecnie w rekach partii opozycyjnej, zależeć musi od tego, czy oskarżony będzie chciał wystąpić w roli świadka koronnego, czy pójdzie w zaparte. W tym drugim przypadku musi to być wtedy karą najwyższą z możliwych, bo społeczeństwo ma prawo do tego, aby poznać kulisy zamachu smoleńskiego. Wyjaśnienie okoliczności zbrodni, to polska racja stanu, przed którą nie może chronić wyjazd z kraju, czy zajmowane stanowisko.
Polacy muszą sobie uświadomić, że po ulicach miast spacerują takie osoby, jak Grzegorz Piotrowski, morderca Jerzego Popiełuszki, Tomasz Turowski biorący być może udział w zorganizowaniu zamachu na Jana Pawła II-go, ale także i w tym, co działo się w Smoleńsku, mający na rekach krew generał Ciastoń, albo korzystający ze słońca w swej daczy człowiek odpowiedzialny za śmierć wielu osób w tym księży Niedzielaka, Zycha, Suchowolca – czyli Kiszczak. Komorowski nie odważył się zaprosić go do towarzystwa Jaruzelskiego w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego. Dlaczego? Bo jego zbrodnie są udowodnione. Nie są spekulacjami. Są obrazem tego, czym był PRL. Czym byli komuniści w rodzaju Bieruta, Gomułki, czy agenta KGB we Francji Edwarda Gierka, co zostało nagrodzone stanowiskiem pierwszego sekretarza partii do której należał tez Andrzej Wajda i Ozjasz Szechter.
Na koniec watek osobisty. 9 października 2007 roku, to jest blisko 10 lat temu, złożyłem w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Włączone w nie było oświadczenie następującej treści:
W październiku 2005 roku spotkałem się w Arizonie z człowiekiem utrzymującym, ze z polecenia generała Wojciecha Jaruzelskiego zamordował byłego premiera PRL-u Piotra Jaroszewicza. W ręce Prokuratury oddaje materiał mogący stanowić podstawę do wszczęcia śledztwa w tej sprawie. Rozumiem, ze zadaniem prokuratury będzie ustalenie wiarygodności tego materiału.
I co? I nic. Przez blisko dziesięć lat żadnej odpowiedzi, choć zdjęcie mego oświadczenia dołączone było do kolejnych wydań książki dotyczącej tej sprawy. Pierwszym wydawcą były krakowskie ARCANA. Drugim Zysk i Ska. Trzecie wydanie przygotowywane jest na jesień. Czyżby w tym czasie nic się we wspomnianej prokuraturze warszawskiej nie wydarzyło? Otóż tak. Po złożeniu zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa zaginęły materiały mogące stanowić dowód w tej sprawie. I odszedł w zaświaty podejrzany o zbrodnie. Jak doszło do wykradzenia dokumentacji z budynku prokuratury? Na to zapytanie też musi odpowiedzieć przyszły następca, czy następczyni, betonowych kołków, którymi obwarowany jest polski wymiar sadowniczy. Bez tego nic w Polsce nie będzie do załatwienia, bo sprawy będą utajniane, umarzane, a wyroki będą więcej, niż określił to Mariusz Kamiński, nieobiektywne i niesprawiedliwe. Już widzę zacierająca po wyroku ręce „posłankę-inaczej na pieniądze odporną” Sawicką tuloną przez Sławomira Nowaka, Zbigniewa Chlebowskiego, czy Mirosława Drzewieckiego. Jeśli nie położy się tamy temu, co dzieje się w Polsce z systemem sądowniczym, to nawet jak zakasywać będziecie rękawy i przekopywać papiery na metr głębokości, to Polska wam się nie uda. A i okazja może się nie powtórzyć.
Henryk Skwarczyński, urodzony w 1952 w Felicjanowie koło Koluszek – polski pisarz i podróżnik. Na emigracji w Stanach Zjednoczonych od 1980 r. Współpracownik Radia Wolna Europa i Głosu Ameryki. Autor książek „Z Różą i Księżycem w Herbie” , „Majaki Angusa Mac Og”, „Uczta głupców”, „Zabiłem Piotra Jaroszewicza” i innych.
2 komentarz