Po prostu o absurdach.
Był słoneczny, zimowy dzień. Było chłodno i bezwietrznie. Zbliżały się święta, więc wybrałem się z ojcem po choinkę do lasu. Nie chodziłem wtedy jeszcze nawet do podstawówki. Wziąłem też z sobą psa. Wabił się Pikuś. Zresztą tak jak większość psów w mojej wsi. Bo z tego co pamiętam to były albo Azory, albo Pikusie. Mój tym się różnił od innych, że był rasowy. Kiedyś zaszedł do nas weterynarz i bardzo się zdziwił skąd mamy takiego rasowego psa. Jakiej był rasy już nie pamiętam. Pamiętam tylko, że był bardzo kudłaty i to tak, że włosy zasłaniały mu oczy.
Coś mnie zaintrygowało i poszedłem w tym kierunku. Zagubiłem się. Wszędzie wokół tylko biel śniegu. Żadnych znaków po których mógłbym się zorientować gdzie jestem. Po ojcu i psie ani śladu. Szukałem, ale bezskutecznie. Zmęczyłem się. Postanowiłem nieco odpocząć. Po niedługim czasie poczułem błogość. Zrobiło mi się ciepło, przytulnie i sennie. Ale spokój zakłóciło mi natarczywe szczekanie psa. Wydzierał się jakby go obdzierano ze skóry. Aż uszy bolały. Miałem ochotę krzyknąć, aby się uspokoił, ale nie miałem na to sił. Nie chciało mi się. Do tego zaczął się na mnie gramolić. Chciałem go odepchnąć, by dał mi spokój. Co za natręt! Ale mnie nie słuchał. Przybiegł ojciec i zakończył tą naszą eskapadę. Myślałem, że przez tego cholernego psa.
Teraz przez chorobę jest podobnie. Nic mi się nie chce, do niczego nie mam motywacji. Robię wszystko jakby siłą bezwładności. Gdy zaczynam ćwiczyć jest jeszcze ciemno, gdy kończę jest już ciemno. Do tego żadnej poprawy nie odczuwam. Ale zdaję sobie sprawę, że gdy przestanę się ruszać będzie jeszcze gorzej. Tak samo jak z lekami. Nie pomagają. Ale jak chciałem je odstawić to nie dało rady. Czas mi płynie szybko, lecz jestem wolniejszy od ślimaka.
Mieliśmy kiedyś dwóch takich powolnych polityków. Może jeszcze są? Dla niepoznaki starszego nazwę… na przykład Tadeusz, a młodszego…Waldemar. Kompletnie nie wiem czy byli politykami dobrymi czy nie. Bo nigdy nie starczyło mi cierpliwości by ich wysłuchać. Na przykład, któryś z nich o czymś mówił. Ja zdążyłem w tym czasie się przebrać i wrócić z psem ze spaceru. A on dalej mówił. Nie za bardzo wiedziałem o czym. Zresztą nigdy nie wiem o czym mówią politycy. Niezależnie od tego czy są powolni.
No, więc ten starszy mówi, że bycie premierem ma swoje i dobre strony. Na przykład wczoraj odwiedził szkołę. Dostał nawet od młodzieży w prezencie dwa żółwie. Dzisiaj był z nimi na spacerze. Ale mu się rozbiegły. Całkiem możliwe, że się pomyliłem i słuchałem jakiegoś kabaretu. Bo często te dwie rzeczy razem mylę.
Młodszy znowu mógłby z powodzeniem wystąpić w jakimś telewizyjnym szoł szukającym talentów. Bo potrafi mówić bez otwierania ust. Jakiś brzuchomówca, czy co? Do tego w tym co mówi jest tyle energii i pasji co w moich starych kapciach. Ale to się już zmieniło. Przez chorobę mówię o nim Waldek – Błyskawica.
Wracając do meritum. Prawie każdy wie jakie jest nasze prawo, albo się tego domyśla. Kolejny raz opowiem jak to wygląda mojej strony. Bo przez prawie 15 lat z sądami walczyłem. Ale „wygrałem”. Wielokrotnie w tym czasie byłem więziony i straciłem zdrowie w stopniu uniemożliwiającym mi samodzielną egzystencję. Ale co tam. Najważniejsze, że końcu „wygrałem”. Nie mam już co prawda sił na to by załatwić sprawę odszkodowania. Ba! Nie mam ich nawet by przejrzeć dokumenty jakie posiadam. Ale jak to powiedział Pan Wołodyjowski „ nic to”. A potem zginął.
Kto nie wie, temu dla ułatwienia opiszę to w skrócie. Zostałem ojcem. Kobieta chodziła w ciąży kilka lat. Dowodów mojego ojcostwa nie było żadnych. Te co były świadczyły na moją korzyść. Ale sąd je ukrył. Badania genetyczne były, owszem, ale dla sądu to żaden dowód. Jak mi powiedziała Pani sędzia, przewodnicząca działu rodzinnego, wiceprezes SR:
– Z badaniami DNA tak już jest, że nie można im do końca wierzyć. Bo różne wyniki wychodzą.
Gdybym się nie bał tego, że stracę równowagę, to bym się chwycił za głowę. Co to jest!? Sąd Rodzinny, który nie ma pojęcia ile kobieta chodzi w ciąży, ani co to są badania DNA. Kto by był w stanie w to uwierzyć. W więzieniu nikt mi nie wierzył. Ani w to, że sąd brał pod uwagę, aby poddać mnie badaniom psychiatrycznym, bo przez lata ukrywałem u siebie Bin Ladena. Były też i inne kwiatki. Jak chociażby to, że SR ukrył dowody świadczące o mojej niewinności. Mam to na piśmie z Sądu Okręgowego. Sprawczynię moich nieszczęść sąd uniewinnił. Sędzia oparł się na dowodach które nie istnieją. Adwokat z urzędu naciskany przeze mnie w tej sprawie w końcu mi powiedział żebym go pocałował w dupę. Komornik zabierał mi wszystko zamiast 60%. Na tyle właśnie pozwala prawo. Mimo prawomocnego wyroku sądu(!) komornik miał to w poważaniu. Dał jeszcze kobiecie zaświadczenie, że żadnych pieniędzy ode mnie nie otrzymuje. Chociaż alimenty ściągał. Brała więc przez lata podwójnie: ode mnie i z urzędu miasta w którym mieszkała.
Badań genetycznych musiałem zrobić kilka zanim mnie uniewinniono. Było tylko zdziwienie, że wszystkie wykazały to samo. O odszkodowaniu powinienem zapomnieć. Przecież sąd stwierdził, że przestępstwa żadnego nie było. Nawet ją uniewinniono. Nie udało mi się dowieść przed sądem swoich racji gdy byłem zdrowy to tym bardziej gdy jestem chory.
Kiedyś czytałem komentarze. Wymowa ich była taka, że po prostu na mnie padło. Pech. Tak jakby to było jakieś gradobicie czy wypadek komunikacyjny. Albo inne nieszczęście. Czyli by z tego wynikało, że wyroki to nie świadome działanie ludzi, tylko zbieg okoliczności. Ewentualnie trudne do przewidzenia nieszczęścia. Sądy istnieją tylko dzięki podatkom. Podatki są wypracowywane dzięki pracy. I co mamy w zamian? Patologię. I absurdy. A te nie zawsze bywają śmieszne. Wielu się jednak na to godzi. I dzięki takiemu cichemu zezwoleniu to funkcjonuje. A tych co głośno krzyczą, że jest źle uważa się za oszołomów.
Dziwią za to rzeczy zdawałoby się normalne: że strażacy gaszą ogień, policjanci łapią przestępców i tym podobne rewelacje. W głównym wydaniu dziennika tv mówi się o uśmiechniętym urzędniku, który był miły dla petenta. Naprawdę ważne i niesłychane rzeczy! A mnie nie stać na rehabilitację i zachowanie tych resztek zdrowia, które mi pozostały. Bo jak się dowiedziałem, żeby ubiegać się o odszkodowanie to wpierw musi być jakaś szkoda. A w moim wypadku jej nie ma. Poza tym sędzia, która mnie skazała zapewne nawet mnie nie pamięta. Przecież ma tyle spraw dziennie! Wiem. Ale jakoś mnie to nie uspokaja. Wręcz przeciwnie. Jak pomyślę o tym, że moje życie zniszczyła, niszczy także zdrowie i życie mojej dziewczynie i jej niepełnosprawnego syna. Bo teraz się opiekuje nami dwoma. Jak pomyślę, że może o tym nie wiedzieć, to najzwyczajniej w świecie trafia mnie szlag.
Chyba Gogol kiedyś napisał: „Z czego się śmiejecie? Z siebie się śmiejecie”. Lub podobnie. Ja bym to trochę zmienił: „Komu pomagacie? Sobie pomagacie!”.
………………………………………………………………………………………………………………………………………………
Choruję na chorobę neurologiczną. O pracy nawet nie ma mowy. Napisałem wspomnienia o swoich przeżyciach w więzieniach niemieckich i polskich. http://wydaje.pl/e/wiezienia5
Mam je też na komputerze w formatach epub i mobi. Wyślę je po podaniu adresu maila i rodzaju formatu.
…………………………………………………………………………………………………………………………………………………….
JAK PRZEKAZAĆ 1%?
Wypełniając zeznanie PIT, należy obliczyć podatek należny wobec Urzędu
Skarbowego.
W rubryce WNIOSEK O PRZEKAZANIE 1% PODATKU NALEŻNEGO NA RZECZ ORGANIZACJI
POŻYTKU PUBLICZNEGO (OPP)
* Wpisać numer KRS: 0000270809
* Obliczyć kwotę 1%
W rubryce INFORMACJE UZUPEŁNIAJĄCE (bardzo ważne!)
* Marian Stefaniak 1297
Darowizny:
Fundacja Avalon – Bezpośrednia Pomoc Niepełnosprawnym,
Michała Kajki 80/82 lok. 1, 04-620 Warszawa
nr rachunku odbiorcy: 62 1600 1286 0003 0031 8642 6001
Prowadzone przez: BNP Paribas Bank Polska SA
Tytuł wpłaty: 1297 Marian Stefaniak
Przelewy zagraniczne:
International Bank Account Number
IBAN: PL62 1600 1286 0003 0031 8642 6001
SWIFT/BIC: PPAB PLPK