co ma zrobić człowiek, który nie ma na kogo głosować?
Za miesiąc wybory. Będą to chyba pierwsze wybory, na które nie pójdę. Nie ma na kogo głosować. Obecne w Sejmie partie w mojej opinii utraciły wiarygodność. Partie w Sejmie nieobecne – wszystko na to wskazuje – nadal pozostaną poza Sejmem, ponieważ nie są w stanie przebić się przez barierę 5% (u niektórych kłopoty pojawiają się już z rejestracją list ogólnokrajowych).
Zastanawiam się, co jest lepsze: zupełne zignorowanie wyborów, czy też świadome oddanie nieważnego głosu. W pierwszym przypadku gadające telewizyjne głowy będą wmawiać że ludzie nie interesują się polityką, bo albo jest im dobrze, albo nie wierzą, że ich głos coś zmieni. W drugim wypadku cześć komentatorów będzie snuć przypuszczenia, że procedura jest zbyt skomplikowana (mówiąc wprost, ludzie to barany, które nie wiedzą gdzie postawić krzyżyk), niektórzy będą bąkać, że to jakaś celowa fałszerka, a część iż jest to wyraz buntu tej części społeczeństwa, która nie może znaleźć swojego reprezentanta na listach. W każdym przypadku część ekspertów od polityki będzie biadolić nad lichą kondycją postawy obywatelskiej, niedojrzałością polskiej demokracji itp.
Ktoś zaangażowany w politykę mógłby mi teraz zarzucić, że marnuję mój głos, albo że nie potrafię pojąć, iż w sytuacji kiedy niemożliwym jest głosowanie na swój ideał, głosuje się na tę partię, która ma najbliższe stanowisko w kwestii dla mnie ważnej.
Tutaj też mam kłopot. Od pewnego czasu przyglądam się na przykład Fidesowi, który jest popularyzowany przez bardzo krewką i emocjonalną circ. Z jednej strony minimalizm prawno-formalno-gospodarczy który bardzo mi odpowiada, z drugiej akcent na państwo religijne. Nie wiem, jaką circ ma propozycję dla ludzi niereligijnych (czytając jej emocjonalne wybuchy mam wrażenie że proponuje czasem chłodną akceptację, czasem emigrację, a czasem stryczek). W każdym razie nic z tego nie będzie, poza frustracją.
Bardzo jestem ciekaw, jaka będzie frekwencja w tych wyborach, i ile głosów będzie nieważnych.