” Dawne diwy to futra, brylanty, limuzyny, współczesne to proza życia. Dlatego nie czuję się diwą, lecz śpiewaczką operową .”
Jak Pani wspomina swoje dzieciństwo w Szczecinie? Jakie jest Pani pierwsze wspomnienie związane z tym okresem?
-Moje dzieciństwo to generalnie dom moich dziadków, w którym mieszkałam do 10 r. życia.
Alicja Węgorzewska na wakacjach w Świnoujściu
Mając 4 lata bezgranicznie zakochałam się w fortepianie i od tego czasu dzieciństwo przestało dla mnie istnieć. Wówczas pojawiła się odpowiedzialność, tabliczka mnożenia z Dziadkiem, wierszyki, akademie, itd.
Już wtedy byłam bardzo ambitna. Zawsze chciałam bardzo wiele i wszystko na 100%. Dlatego też nie umiałam zbytnio funkcjonować w rozbrykanym środowisku rówieśników, gdzie zawsze byłam postrzegana jako autsajder.
Gdy miałam 6 lat dostałam od Mamy w prezencie pianino. To wówczas było spełnieniem moich najskrytszych dziecięcych marzeń.
Jakiś zapamiętany smak z dzieciństwa?
-Mam taki! Towarzyszy mi do dziś, to przepyszna babka ziemniaczana ze śmietaną, uwielbiam…
Można wiec stwierdzić , że to Dziadkowie Panią wychowali.
Jak wspomina Pani te 10 lat?
-Oj to były cudowne czasy! Wielka miłość, ciepło, dobro. Czułam się totalnie rozpieszczana przez Dziadków.
Mój Dziadek, który wiedział, że nienawidzę przedszkola zawsze wymyślał przeróżne preteksty , tak czarował aby do tego przedszkola mnie nie zaprowadzić. Zawsze było za zimno, za ślisko, za mokro, generalnie zawsze było coś…
Alicja Węgorzewska w przedszkolu.
Dzięki temu mieliśmy dużo czasu dla siebie. Rozmawialiśmy o wszystkim, o świecie, o „mądrych rzeczach” , zjawiskach.
Kiedy moi rówieśnicy nie znali jeszcze liter ja w wieku 4 lat poznałam cały alfabet, wiele wierszyków oraz tabliczkę mnożenia do 100.
Jedyną rzeczą, która mnie wtedy prześladowała były piegi.
Nie były one wówczas tak modne jak dziś… Wtedy mój Dziadek patrzył na mnie z zachwytem i mówił:
”…dziewczynka bez piegów to jak niebo bez gwiazd…”
…jaka to była miłość…
Dziadek zmarł wcześnie.
Miałam wówczas 10 lat. To był dla mnie straszny cios i bardzo to przeżyłam…
Z Babcią miałyśmy wspólne tajemnice, marzenia. Takie największe nasze marzenie- zaśpiewać „Carmen” w rodzinnym Szczecinie…
Dziadkowie utwierdzili mnie w przekonaniu , że marzenia się spełniają, trzeba je tylko mieć i chcieć.
Alicja Węgorzewska z ukochaną Babcią Ireną
Czy spełniło się to marzenie?
Była „Carmen” w Szczecinie ?
-Można tak powiedzieć, choć okoliczności temu towarzyszące do wymarzonych nie należały.
W upale wysiadłam z samolotu, w którym było 12-14 stopni. Na skutek czego dostałam zapalenia krtani, a co za tym idzie niedomykalności strun, z czego jedna spuchła i była dwa razy grubsza.
Przez kilka dni korzystałam z fachowej pomocy lekarza, który robił wszystko aby mi pomóc. Jednak dolegliwości nie ustępowały.
Nie widziałam więc szansy na uzdrowienie. Byłam zmuszona odwołać przedstawienie.
Bilety były już dawno sprzedane, zastępstwo w tak krótkim czasie nie było sprawą prostą, i na domiar tego w dniu przedstawienia dowiedziałam się o śmierci mojej Kochanej Babci…
Poczułam wówczas wielki ból rozrywający moje serce, smutek, żal, rozpacz były ogromne.
Płakałam i zastanawiałam się dlaczego ??? Przecież miałam śpiewać tylko dla NIEJ…
Z takim rozdartym sercem wyszłam na scenę, nad głosem cudem udało mi się zapanować . Śpiewałam całym sercem , całymi emocjami.
Alicja Węgorzewska jako Carmen
To było dla mnie niewiarygodne, tak bardzo emocjonalne i osobiste przeżycie. Śpiewałam dla mojej ukochanej Babci…
Jednak scena, w której rozkładam karty i śpiewam „Dzisiaj śmierć, dzisiaj śmierć” uświadomiła mi, że
Babci już nie ma, że odeszła bezpowrotnie, że dzisiaj umarła.
Karty ociekały moimi łzami, serce pękało z bólu.
W takim stanie przedstawienie dokończyłam i otrzymałam owacje na stojąco.
Diva For Rent (scena z Carmen) Alicja Węgorzewska
Czy ma Pani rodzeństwo?
-Zawsze chciałam mieć siostrę albo brata . Niestety, nie udało się jestem jedynaczką.
Jakie relacje łączyły Panią z Rodzicami?
Z kim była Pani bliżej z Mamą czy z Tatą?
-Wychowałam się w zwykłej rodzinie , w której to Mama była motorem. To Ona miała wszystko na głowie, pracowała na dwa etaty aby jakoś ogarniać codzienność.
Tata uczestniczył w moim życiu sporadycznie, asekuracyjnie i raczej był tłem.
Mogę wiec stwierdzić, że wychowałam się z Mamą.
To ona była dla mnie wymarzoną siostra, przyjaciółka, koleżanką, spowiednikiem i ostoją. Wiedziałam, że nie było jej w życiu lekko, ale zawsze była przy mnie na dobre i na złe.
Byłam dla niej najważniejsza , zawsze miała dla mnie czas i wielką miłość.
Alicja Węgorzewska I Komunia św.
Już wtedy wiedziałam, że chcę się rozwijać, uczyć, chcę być kimś wyjątkowym, niezwykłym, perfekcyjnym…
Mam nadzieję, że po części już mi się to udało, choć wciąż zmierzam do perfekcji.
Gdy postanowiłam przeprowadzić się do Warszawy Mamę zabrałam ze sobą. Nadal jesteśmy przyjaciółkami tyle, że nieco dojrzalszymi.
Bardzo mi pomaga w wychowaniu mojej córki Amelki.
Kto Panią zaraził miłością do muzyki?
Czy pochodzi Pani z muzykalnej rodziny?
-Moja wielka miłość do muzyki jak już wcześniej wspomniałam rozpoczęła się w wieku 4 lat, kiedy to po raz pierwszy zobaczyłam pianino i bezgranicznie się w nim zakochałam. Przez dwa lata moim ulubionym zajęciem było rozstrajanie pianina mojej kuzynce.
Gdy miałam 5 lat, mój Dziadek jako pierwszy zauważył moją wielką pasję i miłość do tego instrumentu.
Dzięki temu, Mama zapisała mnie do ogniska muzycznego, gdzie byłam w/g mojej nauczycielki fortepianu „za dobra” i rok wcześniej niż normalnie, w wieku 6 lat rozpoczęłam naukę w szkole muzycznej.
Wtedy właśnie otrzymałam od Mamy moje pierwsze pianino.
Alicja Węgorzewska i jej pianino
W mojej rodzinie nigdy nie było żadnego muzyka.
Jedynie siostra mojego Dziadka w okresie międzywojennym była tancerką w Operze w Odessie gdzie mieszkała, a także w Teatrze Bolszoj w Moskwie.
W domu mojego dziadka po wojnie również stało pianino kupione czterem córkom , jednakże pasja do instrumentu tam nie zadziałała.
Tylko u mnie to była miłość od pierwszego wejrzenia.
Miałam wielkie szczęście jako dziecko spotkać na swojej drodze państwa Joannę i Jana Kulmów. Należę do 40 „strumiańskich dzieci”.
Joanna i Jan Kulumowie
Joanna i Jan Kulmowie, to wielcy artyści i osobowości.
Ich dom w Strumianach był zawsze otwarty dla utalentowanej młodzieży, którą się opiekowali, edukowali i karmili.
Kocham ich całym sercem i z duma zwracam się do nich Ciociu, Wujku.
Oni jako pierwsi odkryli we mnie talent operowy, osobiście zawieźli mnie do Teatru Wielkiego do Zdzisławy Donat na przesłuchanie . Gwiazda Opery wróciła właśnie z Metropolitan Opera i…… wyrok zapadł.
W 2010 roku Uniwersytet Szczeciński przyznał Joannie Kulumowej tytuł doktora honoris causa.
Joanna Kulumowa
Z tej okazji cała 40 osobowa grupa „strumiańskich dzieci” przybyła do Szczecina z prawdziwie całego świata…
Joanna Kulumowa z Alicją Węgorzewską
Byli wszyscy ! To tylko dowodzi, że Joanna i Jan Kulumowie to wielkie prawdziwe autorytety.
Jak Pani wspomina czasy w liceum muzycznym?
-Cudownie. To jeden z najwspanialszych okresów w moim życiu.
Pani Aniela Książek- wspaniała nauczycielka języka polskiego,
Henryk Sawka (ten Sawka) , który nie tylko nas uczył ale i wychowywał.
Pamiętam jak został naszym wychowawcą, facet pod 30 w dżinsach, który oznajmił, że będzie nas uczył prawdziwego polskiego, prawdziwej historii i przy tym wychowywał.
Zabierał nas na liczne biwaki, wypady, wycieczki, wyprawy. Jeździliśmy z nim do Świnoujścia na „Famę”, gdzie miał swój kabaret.
Och to były czasy…
Jeżeli prawdą jest, że mam cięty język i ostre pióro, to z dumą stwierdzam, że to dzięki H. Sawce.
Henryk Sawka – wychowawca Alicji Węgorzewskiej
Niestety przyszedł stan wojenny i Henryk Sawka jako „wróg narodu” został natychmiast usunięty ze szkoły.
Z okresem stanu wojennego mam jeszcze jedno wspomnienie.
Jako młoda uczennica liceum muzycznego, mieszkałam tuż pod Katedrą w Szczecinie, róg Grodzkiej i Tkackiej, stan wojenny na ulicy pełno wojska gazy łzawiące.
Ja mała, nieśmiała, cała zalana łzami od tych gazów… stoję i ryczę.
Nagle podchodzi do mnie chłopak i mówi: ”Nie płacz Ewka”
Myślę, że to był największy dowcip w moim życiu.
Jaką uczennicą była Alicja Węgorzewska?
-Byłam dziewczynką z czerwonym paskiem na świadectwie, odznaką „wzorowy uczeń”. Nie bardzo lubiłam dawać ściągać i to nie ze złośliwości, ale z zasady, że warto się nauczyć i umieć.
Kiedy Henryk Sawka w średniej szkole zrobił w klasie badanie: „z kim chcesz iść na wagary, lub z kim chcesz się uczyć w domu do klasówki” –wygrałam; ale nie dlatego, że komuś się podlizywałam.
Zawsze budziłam skrajne emocje.
Alicja Węgorzewska- jako uczennica z czerwonym paskiem i przewodnicząca samorządu spędzała sen z powiek dyrektorów bo nie zapisała się do harcerstwa, nie chodziła na pochody pierwszomajowe, była wyklęta i "kochana"… taka mała ambiwalencja uczuć…, cenię to do dziś…, nauczyłam się to cenić…, myślę, że to nawet ważne!
W liceum muzycznym chodziłam na fortepian, i to dzięki temu pod koniec szkoły wysłano mnie obligatoryjnie do chóru. Skrzypków np. wysyłano do orkiestry.
Jako wzorowa uczennica pokornie uczęszczałam na ten chór, okazało się, że mam głos- śpiewałam nawet solówki.
Akademia Muzyczna jakie ma Pani wspomnienia z tego okresu?
Czy już wówczas zaczarowała Pani profesorów swoim pięknym mezzosopranem?
-Proszę sobie wyobrazić, że studia muzyczne skończyłam jako sopran!
Przez 6 lat nauki byłam zdaniem profesorów sopranem , tak mnie wówczas przyporządkowali i edukowali.
Śpiewałam więc np.partię Traviaty.
Wszystkim się wydawało, że skoro mam tak dużą skale głosu i śpiewam C trzykreślne to jestem sopranem.
Dopiero gdy pojechałam do Włoch na przesłuchania, wówczas słynny tenor, teraz już nieżyjący Carlo Bergonzi , który śpiewał z Marią Callas natychmiast przyporządkował mój głos jako mezzosopran.
Carlo Bergonzi z Marią Callas
Od tego czasu jestem już mezzo, choć po absolutorium konsekwentnie zdawałam egzaminy jako sopran
Śpiewała Pani na największych scenach operowych świata.
Tam zdobyła Pani miano wybitnej mezzosopranistki. Czemu za granicą a nie w Polsce?
-Niestety po studiach nie miałam szansy zadebiutować w Polsce, choć bardzo tego pragnęłam.
Okazało się bowiem, że w kraju nie było wolnego etatu, zapotrzebowania na mezzosoprany.
W tej sytuacji poszłam za ciosem i wysłałam swoje aplikacje do Wiednia, gdzie pojechałam na przesłuchania i dostałam pracę.
Wprawdzie musiałam nauczyć się niemieckiego, bo opera była grana po niemiecku ale dostałam kontrakt na 18 przedstawień, agenta, koncerty.
Wszystko to bez żadnych znajomości.
Następnie pojechałam do Niemiec, gdzie wygrałam konkurs jako zwykła biedna dziewczyna z Polski.
W Polsce miałam debiut w Teatrze Wielkim w Łodzi jako Carmen, później Ryszard Karczykowski zaprosił mnie do tytułowej roli w „Gwałcie na Lukrecji” Brittena w Operze Krakowskiej, następnie „ Dama Pikowa” w Teatrze Wielkim w Warszawie, itd.….. Opera Bałtycka, Poznańska… wszędzie.
Alicja Węgorzewska w "Damie Pikowej"
Dlaczego w Polsce śpiewakom operowym trudno jest zaistnieć na rynku?
Czy to hermetyczne środowisko?
-Nie oszukujmy się, nie jest to zawód lekki łatwy i przyjemny.
Pamiętam jak kiedyś pan taksówkarz wioząc mnie na przedstawienie powiedział:” Stoi pani w ładnej sukience, dadzą pani kwiaty i jeszcze pani za to zapłacą”…
Oczywiście,aż się dziwię, że pan taksówkarz nie śpiewa w operze…
Jak w każdym zawodzie są ludzie normalni, a także gniazdo os i loże szyderców. W Polsce jest bardzo dużo śpiewaków operowych w stosunku do oferowanej im pracy.
Tak naprawdę kilka, może kilkanaście osób obstawia wszystko i wszędzie w różnych konfiguracjach.
Mamy zaburzone proporcje miedzy popytem a podażą. Produkujemy za dużo śpiewaków. Mając 9 teatrów cóż możemy w stosunku np. do Niemiec, gdzie jest ich ponad 100…
Znana jest Pani z ról męskich. Czy tzw. role spodenkowe to Pani specjalność?
-Wcześniej głównie grałam role spodenkowe, chociaż mój debiut w Wiedniu był w seksownej roli Dardane , która ma niesamowity make –up, tatuaże na całym ciele i rozcięcie w sukni do samego pasa.
Takie właśnie są dziś stawiane wymagania śpiewaczkom.
Nie możesz tylko śpiewać , musisz wpisać się w MTV na scenie i dobrze wyglądać. Przyznam, że to mnie bawiło i było ciekawe na początku kariery.
Pierwszą wielką rolą spodenkową była rola w operze wyreżyserowanej przez legendę reżyserii operowej na świecie Goetza Friedricha. Tam dwie główne męskie role rozpisane były na 2 mezzosoprany. Oj działo się ….działo!
Teraz chyba już dojrzałam i stwierdziłam, że jestem 100% kobietą.
Po tych rolach, w których obejmowałam koleżanki sopranistki, musiałam długo odnajdywać swoją płeć i stwierdziłam, że nie mam już siły zmagać się z własną tożsamością.
W „Kawalerze srebrnej róży” – cztery godziny na scenie. Najtrudniejsza rola mezzosopranowa i ani jednej pięknej arii tylko szczekanie po niemiecku. Jestem tam kobietą, która gra mężczyznę a potem ten mężczyzna przebiera się za kobietę …naprawdę można zwariować.
Alicja Węgorzewska w "Kawalerze srebrnej rózy"
W „Fauście” Roberta Wilsona śpiewałam trudną wysoką tesyturalnie mezzosopranową partię Siebla, który umizguje się do Małgorzaty.
Wtedy stwierdziłam, że nie mogę już grać mężczyzn – zamiast ucharakteryzować mnie na młodego studenta, zrobili ze mnie łysiejącego i śliniącego się staruszka, rachitycznego i mało atrakcyjnego.
Nawet moja mama mnie nie poznała
Nie chce już być facetem na scenie!
Alicja Węgorzewska i Katarzyna Hołysz "Orfeusz i Eurydyka"
Wystarczy, że jestem nim z charakteru w życiu…
W jaki sposób znalazła się Pani w jury Bitwy na Głosy?
-Mam wrażenie ,że znakomicie odpowiadałam koncepcji producenta programu. Oni szukali kogoś o pokroju Eli Zapendowskiej, fachowca znającego się na śpiewie.
Zostałam zaproszona na zdjęcia próbne…. Potem jeszcze na następne już finałowe… a potem dostałam zaproszenie do programu.
Okazuje się, że teraz 3 marca rusza BnG2, 11 odcinków na żywo i ponownie z moim udziałem.
Alicja Węgorzewska Juror BnG1/2
Jestem bardzo dumna, że zostałam. Odczuwam dzięki temu wielką satysfakcję z dobrze wykonanej pracy. Cieszę się, że doceniono moją fachowość i zaangażowanie.
Pamięta Pani swoją pierwszą miłość?
-Na studiach moim chłopakiem był piękny sopranista, w którym kochała się cała Akademia.
Byliśmy wówczas całkiem piękną parą bo ja właśnie zdobyłam tytuł miss Wybrzeża.
Alicja Węgorzewska -jako Miss Wybrzeża
On jest dzisiaj profesorem i nadal się bardzo lubimy.
Pod koniec studiów miałam narzeczonego przystojnego pół-Włocha pół- Francuza, który obsypywał mnie prezentami, kupował kolie, futra, kwiaty…
Planowaliśmy nawet ślub. Jednak gdy poznałam jego znajomych, przyjaciół i ich styl życia było to dla mnie nie do przyjęcia.
Zorientowałam się, że po pewnym czasie tam każdy ma kochanka bądź kochankę i prowadzi ogólnie akceptowany podwójny styl życia.
Stwierdziłam wówczas, że takie konfiguracje mnie nie interesują.
Los zrządził, że poznałam w tym czasie mojego przyszłego męża Petera.
Alicja Węgorzewska i Piter Whiskerd
Ze wszystkimi moimi byłymi narzeczonymi generalnie się przyjaźnię, a mój mąż jeszcze bardziej
To jego słynna taktyka , którą stosuje do dzisiaj:
zaprzyjaźnić się z facetami, którzy mi się podobają.
Jak poznała Pani swojego męża, czy to była miłość od pierwszego wejrzenia?
-Poznaliśmy się w samolocie z Wiednia do Warszawy.
Alicja Węgorzewska i Piter Whiskerd
Usiadł obok mnie niezwykle namolny Anglik.
Ja byłam wtedy szczęśliwie zakochana w moim przystojnym Włocho-Francuzie.
I nie w głowie mi były jakieś flirty.
Mój przyszły mąż cierpliwie czekał, krążył, dreptał koło mnie i tak powoli mnie osaczał.
Alicja Węgorzewska-Whiskerd z mężem Piterem Whiskerd-Węgorzewskim
Po pół roku od naszego poznania rozstałam się z moim narzeczonym, pokochałam mojego męża i tak od 15 lat jesteśmy szczęśliwym małżeństwem.
On mieszkał wtedy we Włoszech, ja w Polsce .
Zostawił dla mnie swój wygodny tryb życia, spakował się i przyjechał do Warszawy oznajmiając mi, że teraz chciałby się nazywać WęgorzewskiJ, bo przecież jak tu się w Polsce przedstawiać Whiskerd.
Alicja Węgorzewska-Whiskerd z mężem Piterem Whiskerd-Węgorzewskim
Dla mojego męża spotkanie ze mną było absolutnym rażeniem piorunem, twierdzi, że była to miłość od pierwszego wejrzenia.
Dla mnie to była raczej miłość taka wychodzona,prawdziwe uczucie pojawiło się z małym opóźnieniem- może dlatego nie wygasło tak po chwili fascynacji.
Alicja Węgorzewska-Whiskerd z mężem Piterem Whiskerd-Węgorzewskim
Córka Amelia to Pani największy skarb. Jaką jest Pani mamą?
Czy córka odziedziczyła po Pani zamiłowanie do muzyki.
-Amelia to moje oczko w głowie. Jest dla mnie najważniejsza na świecie.
Kocham ją miłością bezgraniczną . Oczywiście , nie jestem w stanie spędzać z córką wiele czasu. Ze względu na mój zawód mam go znacznie mniej niż przewiduje norma.
Jednak gdy tylko jestem w domu staramy się spędzać ze sobą maksymalnie dużo czasu, śmiejemy się, jemy wspólny obiad, który wcześniej same gotujemy, robimy zakupy, oglądamy filmy, a przede wszystkim bardzo dużo ze sobą rozmawiamy.
Staram się tak planować swoją pracę aby ferie i część wakacji spędzić z rodziną. Jak do tej pory to mi się udaje. Lubimy nasze damskie wyprawy!
Alicja Węgorzewska z córką Amelką
Amelia ma 10 lat. To bardzo, wrażliwa, rozsądna, mądra i inteligentna dziewczynka.
Mam wrażenie ,że to „stara dusza” w ciele małego dziecka.
Od najmłodszych lat obcuje z muzyką, dzięki czemu wyrobiła sobie swój własny gust. Wie co jest dobre, a czego słuchać nie warto.
Uwielbia czytać, właściwie połyka wielgachne grube książki w zadziwiającym tempie. Ma to szczęście, że czyta je zarówno w polskim jak i angielskim języku. To jej pasja. Tę cechę odziedziczyła z pewnością po mnie.
Mnie też zdarzało się czytać z latarką pod kołdrą kiedy mama goniła mnie do spania.
Córka chodzi do szkoły muzycznej tak jak ja- na fortepian.
Zazdroszczę jej jednak cech , których mi zawsze brakowało. Amelia siada do fortepianu i zaczyna improwizować, ona bawi się muzyką, improwizuje również w tańcu . Poza tym ma talent plastyczny.
Tak jak ja, Amelia nie potrafi się nudzić. Zawsze ma jakieś zajecie.
Jest bardzo uporządkowana w przeciwieństwie do mnie.
Alicja Węgorzewska z córka Amelią
W pewnym sensie jest do mnie podobna. Widzę wiele cech , które po mnie odziedziczyła, całe szczęście, że te moje najlepsze…
Jakie uczucie towarzyszyło Pani podczas ciąży. Czy dla śpiewaczki operowej o sławie międzynarodowej ciąża oznacza przerwę w karierze ?
-Z samą ciążą nie mam zbyt romantycznych wspomnień.
Oczywiście na początku to była dla mnie i mojego męża wielka radość, jednak sielanka ta trwała krótko.
Doznaliśmy wielkiego szoku, gdy lekarz podczas rutynowego badania zdiagnozował ciążę jako obumarłą.
Miałam mieć wiec operację, do której mnie przygotowano.
Przed operacją powtórzono badanie i okazało się, że diagnoza była mylna.
Powinnam się wiec cieszyć, kupować różowe buciki , jednak stres temu towarzyszący był tak ogromny, że pierwszy entuzjazm został zabity.
Byliśmy szczęśliwi jednak „epizod” z chybioną diagnozą całkowicie odarł ten czas z romantyzmu.
W międzyczasie ponieważ obligowały mnie kontrakty w 5 miesiącu ciąży np. pojechałam do Włoch, ciągnąc za sobą 30 kg walizkę.
W 6 miesiącu ciąży nagrałam z Grzesiem Ciechowskim całą płytę do Wiedźmina.
Sylwestrowy koncert śpiewałam we Frankfurcie, noworoczny też w Niemczech.
Uważałam, że ciąża to nie choroba .
Zresztą kiedy śpiewałam Amelka w brzuszku się uspokajała i przestawała kopać .
W lutym miałam śpiewać z Wiesławem Ochmanem koncert w Filharmonii Narodowej w Warszawie.
Zgodziłam się. Nikt nie wiedział, że jestem w ciąży, a wówczas byłam w 8 miesiącu.
Przytyłam 9 kg, czyli „książkowo”. Po prostu ogólnie zrobiłam się nieco większa.
Nagle Ochman mówi, że próby do tego koncertu będą w Zabrzu. No cóż to już było dla mnie niewykonalne.
Odmówiłam tłumacząc się tym, że mam zagrożoną ciążę i codziennie muszę być w szpitalu na badaniach KTG.
Pamiętam wielkie oczy i zdziwienie na twarzy Ochmana, który wypowiedział jedno zdanie:
” Alicjo to ty jesteś w ciąży?”
Oczywiście Wiesław Ochman pojechał sam do Zabrza i w tamtejszej Filharmonii uroczyście oznajmił:
” Szanowni państwo, miała z nami śpiewać Alicja Węgorzewska, ale właśnie sobie przypomniała, że jest w 9 miesiącu ciąży i nie może przyjechać na próbę…”
7 marca urodziła się Amelia.
Alicja Węgorzewska z córeczką Amelką
Po kilku latach miałam jakiś koncert w Filharmonii Zabrzańskiej i w holu wisiał historyczny już plakat: Koncert Filharmonii Narodowej – luty 2002 Alicja Węgorzewska.
Plakaty były wydrukowane wcześniej… to takie wspomnienie i pamiątka.
Czy czuje się Pani spełniona?
W jakim miejscu życia jest Pani obecnie?
Jakie są Pani plany , marzenia?
-Często słyszę „Ala ty masz szczęście, nie dość, że śpiewasz to jeszcze prowadzisz biznes”.
Ja uważam, że to żadne szczęście. Głos to zaledwie cząstka sukcesu, bez ciężkiej pracy niczego bym nie osiągnęła.
Podobnie i w biznesie. Samo nic nie przychodzi, ja bardzo ciężko pracuję na swój sukces.
Zawsze realizuję wiele pomysłów jednocześnie. To mnie inspiruje, utwierdza w przekonaniu, że jestem potrzebna.
Alicja Węgorzewska
Nie chcę być w przyszłości starzejącą się śpiewaczką, żyjącą wyłącznie wspomnieniami.
Od szkolnych lat miałam inklinacje misyjnej działalności. Począwszy od szkoły podstawowej, byłam przewodniczącą klasy, samorządu szkolnego, potem w radzie osiedla ,teraz współpracuję z fundacjami na cele charytatywne, zawsze społecznie.
Czy czuję się spełniona?
Jako Mama 9 letniej Amelki, żona …chyba tak.
Alicja Węgorzewska z córka Amelią i mężem Piterem Whiskerd
Jednak zawodowo NIE!
Jeszcze nie! ja dopiero się rozkręcam.:-)
Mam jeszcze tyle do zrobienia zarówno w życiu artystycznym jak i biznesowym.
Czuję, że artystycznie ten rok dostarczy mi wielu wrażeń.
BnG-2, nowa płyta, mój monodram ” Diva For Rent”, który chciałabym zaprezentować szerszej publiczności w Polsce i za granicą i wiele innych projektów, o których jeszcze nie chciałabym mówić.
Mam wieczną potrzebę niesienia misji w każdej niemal dziedzinie.
Uważam, że mamy wspaniałą młodzież w Polsce, którą pragnę promować.
Jestem Ambasadorem genialnego projektu „Młoda Polska Filharmonia”
Młoda Polska Filharmonia
4O młodych ludzi w wieku 15 – 19 lat zebranych z całej Polski dostało szansę zaistnieć, pokazać się światu…
Zamierzam ich anektować na swoje fonograficzne i koncertowe plany już na wiosnę.
Poza tym zawsze czułam wielki sentyment do telewizji ,w której rozpoczynałam pracę jeszcze w czasie studiów, a z którą romans zerwałam dla śpiewu.
Pamiętam, że pierwszą osobą, która we mnie uwierzyła medialnie była moja mentorka- Nina Terentiew.
Alicja Węgorzewska z Niną Terentiew
Teraz telewizja wróciła do mnie sama.
To dzięki telewizji mogę na większą skalę wypełniać moja misję pomocy dzieciom autystycznym.
To dla nich biorę udział w licznych teleturniejach i z wielką radością i poczuciem spełnienia przekazuję im wygrane kwoty.
Alicja Wegorzewska i Maciej Miecznikowski w programie "Tak to leciało"
Inwestycja w dziecko jest najważniejsza i najmądrzejsza.
Edukacja , przyszłość naszych elit to najistotniejsze ogniwo całej tej machiny politycznej dlatego też chciałabym stworzyć własny system edukacji w Polsce.
Chciałabym być Kobietą- Instytucją .
Moje plany ?
Oj mam ich tyle, że nie sposób wymienić.
Może podam te najbardziej spektakularne.
Otóż wkrótce zaczynam budowę własnej szkoły, mam jeszcze trochę formalności do rozwiązania, ale mam nadzieję, że to nie potrwa długo.
Projekt szkoły podstawowej i muzycznej w Wilanowie
To wielka inwestycja. Bardzo bym chciała aby starczyło mi sił , zapału i zdrowia oraz pieniędzy na dokończenie tego projektu.
A marzenia…
Marzę aby świat był bez wojen, aby otaczała nas zwykła bezinteresowna życzliwość, dobroć i wrażliwość.
Dobro zawsze wraca ze zdwojona siłą…
Skąd czerpie Pani energię i siłę na realizację wszystkich swoich projektów?
-Nauczyłam się żyć w poczuciu dużego dystansu do samej siebie.
Umiem śmiać się z siebie, czasem żartować- to bardzo pomaga.
Najwięcej siły i wiary w słuszność moich działań daje mi jednak moja Rodzina.
Mama, Córka, Mąż to osoby , na które zawsze mogę liczyć.
Poza tym nie zamartwiam się tym, co to będzie gdybym nagle straciła głos.
Mam w swoim życiu tyle rzeczy do zrobienia, że nie muszę zamęczać siebie i innych wyłącznie swoim strunami.
Życie nauczyło mnie pokory i wiem, że trzeba czasami poczekać na właściwy moment. Jeśli z tym oczekiwaniem idzie w parze wielka pasja i praca sukces przyjdzie sam.
Otaczam się energetycznymi pasjonatami, mam wspaniałych przyjaciół, znajomych.
Mam również swoją kochaną publiczność, wielu oddanych mi fanów.
To dla nich śpiewam, występuję. Ta świadomość mnie uskrzydla.
Na starość z promocji ich talentów będę czerpać siłę
Co jest największym sukcesem dla Divy?
-Może występ w Covent Garden, albo w Metropolitan Opera…
Dla mnie największym sukcesem są wypełnione po brzegi sale koncertowe i świadomość , że jestem kochana przez publiczność.
Dziękuję serdecznie za rozmowę
MarylekP.