Dzisiejszy „DGP” przedstawia alarmujące dane Europejskiego Konsumenckiego Indeksu Zdrowiana temat spadku jakości usług medycznych w Polsce. Będzie coraz gorzej, jeśli nie sprywatyzujemy służby zdrowia.
Obecny system "ochrony zdrowia" nie jest stworzony po to, aby leczyć ludzi. Jest stworzony po to, aby kraść. Mało który obszar funkcjonowania państwa jest aż tak ogromną żyłą złota dla rozmaitych cwaniaczków i biznesmenów umocowanych politycznie (często powiązanych ze służbami specjalnymi). Ile mieliśmy już w ostatnich latach afer związanych z lekami, lekarzami, dostawami sprzętu, fikcyjnymi usługami itp.? Będą kolejne, bo system opieki zdrowotnej skonstruowany jest tak, aby był matecznikiem wielkich afer.
Bierze się to stąd, że służbą zdrowia rządzą urzędnicy, a nie lekarze czy pacjenci. Urzędnicy lubią brać łapówki. Są więc zainteresowani tym, aby system działał źle (bo gdyby działa dobrze, nie byłoby za co brać łapówek). Wprowadzają więc np. system leków refundowanych. Określone leki trafiają na listę produktów, których koszty zakupu zwraca państwo (czyli NFZ). Firmy farmaceutyczne wiedzą więc, że przeciętny Polak wybierze taki właśnie lek refundowany, by nie uszczuplić swojego budżetu (uszczuplanego przez szajkę Tusk – Pawlak wystarczająco). Robią więc wszystko, aby ich produkt trafił na tą listę. Dają więc łapówki urzędnikom za to odpowiedzialnym. Potem cenę podnieść mogą nawet 30-krotni. Zwrócą się im w ten sposób koszty gigantycznych łapówek wręczanych urzędnikom, a i dla siebie zostanie sporo. Zapłaci za to podatnik, którego pieniądze wydawał będzie NFZ na refundację. Mówimy o kwotach rzędu 30-100 złotych. W takim razie ile pieniędzy będzie można ukraść na wprowadzeniu przepisów o refundacji zabiegów in vitro, z których jeden kosztuje kilkadziesiąt tysięcy? Prace nad ustawą trwają długo dlatego, aby do wszystkich zainteresowanych dotarł sygnał, że politycy mogą wydać na refundację in vitro ciężkie dziesiątki miliardów złotych, ale za darmo tego nie zrobią. Przedsiębiorcy zajmujący się in vitro mają więc czas, by do polityków pobiec z łapówkami.
Służbę zdrowia może uratować tylko prywatyzacja. W szpitalu prywatnym liczy się pacjent, a nie przepis (najczęściej głupi) wydawany przez urzędnika. Decyzje najczęściej podejmuje lekarz (a nie urzędnik) znający się na medycynie (a nie na normach, rozporządzeniach,zarządzeniach itp.) Dla lekarza najważniejszym celem jest wyleczyć pacjenta, a nie przestrzegać kretyńskich dyrektyw. Wszyscy o tym wiedzą – także ci, którzy z ramienia państwa zajmują się "służbą zdrowia". Jednak oni nie mają na celu troski o pacjenta, tylko troski o własne kieszenie. Nie chcą leczyć, chcą KRAŚĆ. W tym systemie czują się więc jak ryba w wodzie. System prywatny będzie służył pacjentowi, a nie skorumpowanym klikom, dlatego te właśnie kliki przed prywatyzacją będą się bronić do ostatniego tchu.
Aby zohydzić ideę prywatyzacji służby zdrowia (czyli likwidację koryta), mówi się o tym, iż oznaczać ona będzie śmierć dla emerytów. Emeryta jak wiadomo nie stać na leczenie w prywatnej klinice. Proponuję więc wprowadzenie dla emerytów bonów zdrowotnych. Niech każdy emeryt dostanie dokument, z którym pójdzie do prywatnego szpitala i tam zostanie wyleczony na koszt państwa. Jako podatnik nie mam nic przeciwko temu, aby pieniądze z moich podatków były przeznaczane na leczenie starszych, schorowanych ludzi. Natomiast ani jednego grosza nie mam zamiaru wydawać na armię biurokratów, leni i łapówkarzy w NFZ-ach, ministerstwach zdrowia, zainteresowanych tylko wprowadzaniem głupich przepisów i wyciaganiem łapówek od cwaniaczków – biznesmenów za załatwianie "refundacji" czy innych idiotycznych czynności. Całe to towarzystwo powinno skończyć w kryminale.