W Centrum Sztuki Współczesnej w Toruniu wg nadesłanej stamtąd recenzji – mamy do czynienia ze zmasowanym zestawem antypolonizmu. Pojawia się tam m.in. jak ikona sam Gross, który „obiektywnie” tłumaczy Polakowi, dlaczego wyjechał z Polski.
W toruńskim Centrum Sztuki Współczesnej, jednym z kilku finansowanych w Polsce z pieniędzy publicznych ośrodków promujących i kolekcjonujących sztukę współczesną, od kilku tygodni możemy oglądać dwie wystawy, które tworzą dosyć wymowną całość. To, co zdaje się je łączyć to nie tylko przynależność do sztuki nowoczesnej/awangardowej, ale także wybiórcza krytyka religii oraz społeczeństw.
Pierwsza wystawa „Nic nie jest wiecznie ważne” przedstawia prace różnych autorów z kolekcji Zachęty w Szczecinie. W ulotce informacyjnej znajdziemy informację, że kolekcja ta odnosi się do idei sztuki zaświadczającej o istnieniu społeczeństw, ma ona skłonić do namysłu nad dzieciństwem, religią, domem.
Cóż wśród prac pokazanych w CSW w Toruniu znajdziemy trzy ekspozycje atakujące religijność, za każdym razem jest to „religijność” w wydaniu chrześcijańskim/katolickim: „Wróg się rodzi” – neon, z nazwą będącą wyraźną trawestacją tytułu najważniejszej polskiej kolędy, którego zadaniem wg ulotki jest uświadomienie zniewolenia przez przesądy religijne; „Dziewice” – zdjęcia nagich kobiet w ciąży, które mają nam pokazać „wewnętrzną sprzeczność dogmatu religijnego”; „Objawienie” – instalacja z ufoludkiem wyświetlającym z projektora postać Matki Boskiej.
To tyle jeśli chodzi o walkę, krytykę artystyczną religijności, dogmatów wiary itp. Tylko jedna religia jak wiadomo zasługuje na krytykę… I najwyraźniej też tylko jedno społeczeństwo – Polacy. W galerii wita nas bowiem migający na czerwono neon „Polska jakość”, w którym ostatnia literka psuje się i gaśnie zostawiając napis „Polska jakoś”. Znowu jesteśmy kiepscy, gorsi, inni są na pewno fajniejsi, precyzyjniejsi, bardziej, lepiej i w ogóle do przodu. U nas syf i popsute wszystko. Wiadomo… Wystawę zamyka zaś obraz „Antysemityzm wyparty”, gdzie widzimy zamalowane, ale nadal widoczne antysemickie napisy oraz swastykę.
Samobiczowania Polaków ciąg dalszy następuje podczas drugiej wystawy – „Złote włosy Małgorzaty” autorstwa Krystyny Piotrowskiej. Idąc przez neutralne politycznie portrety, szkice, zdjęcia oraz projekcje zaplatania kobiecych włosów, natrafiamy najpierw na ekspozycje „Dybuk” (dwa wiszące długie warkocze z kokardką) oraz na projekcję filmu „Wyjechałam/Wyjechałem z Polski, bo…”. Możemy tam zobaczyć nagrania (zawsze dwujęzyczne np. po polsku i francusku) krótkich wypowiedzi osób, które wyemigrowały z Polski po 1968 roku. Podają one powody, które miały nimi kierować w 68.
Film nie jest poprzedzony żadną informacją o historii wydarzeń z marca 68 roku, nie dostajemy żadnego kontekstu historycznego, żadnego tła. Wchodzimy za to do ciemnej sali poprzedzonej widokiem warkoczy rodem z makabry niemieckich obozów zagłady. To tworzy ramę dla dalszego odbioru wystawy. Od osób wypowiadających się w filmie dowiadujemy się, że w Polsce w tym okresie system był straszny (nie, nie dlatego że był to komunizm), tylko dlatego, że dopuszczono do głosu „demony antysemityzmu”. Bohaterowie projekcji wyjeżdżali ze względu na „prześladowania”, „duszną atmosferę”, bo „nie dało się tu żyć”, bo było tu „strasznie”, bo wytykano im że są Żydami. Inne wypowiedzi z filmu: "wyjechałam z powodu wszechogarniającego obrzydzenia", "… bo mnie wykopali", "…bo czułam się poniżona", "..bo się bałam, że będę się ciągle bać". Wśród bohaterów filmu pojawia się także Jan Gross. Kim są pozostałe osoby – nie wiem.
W moim odczuciu po przejściu wystawy „Nic nie jest..” i odkryciu tego, że tkwimy w okowach religijnego ciemnogrodu i antysemityzmu, dostajemy na wystawie nr 2 przekaz o tym, jak bliskie są sobie losy ginących w obozach śmierci Żydów i tych, którzy „nie mogli już żyć” w Polsce w 1968 roku, bo było tu „strasznie”. Sugeruje w moim odczuciu, że gdyby nie wyjechali, to spotkałby ich los ofiar zagłady. Wystawa Piotrowskiej dokonuje w zmanipulowany sposób zrównania zagłady Żydów w czasie wojny z politycznymi wydarzeniami 68 roku. Ta ekspozycja dokłada w jakimś sensie cegiełkę do „polskich obozów”.
A zatem finansowane z naszych środków CSW funduje Polakom/chrześcijanom/katolikom (właściwe podkreślić) podstawy do budowy negatywnego autostereotypu. Jesteśmy marni, fanatyczni, nietolerancyjni. W angielskiej terminologii znane jest pojęcie „borderline antisemitism”. Wystawa w CSW ma w sobie takie „borderline antipolonism”. Czy doczekamy się artystycznego wyrazu nawiązującego do hasła „antypolonizm wyparty”?
Zdjęcia: Neon Dudy, Neon Czerepoka
Pomimo ludobójstwa, niszczenia polskiego panstwa i kultury przez totalitaryzmy XX. wieku, problem dyskryminacji, oczerniania, zlych stereotypów na temat Polaków nie zostal w zinstytucjonalizowany sposób podjety. Problem ma nazwe: antypolonizm.