Przeczytałem wywiad z Nergalem w GW i doszedłem do następującego wniosku: z Nergala taki satanista, jak katolik z Hitlera. Zresztą chyba sam Nergal się nie do końca orientuje, kim w końcu jest i jakie ma poglądy.
Przeczytałem wywiad z Nergalem w GW i doszedłem do następującego wniosku: z Nergala taki satanista, jak katolik z Hitlera. Zresztą chyba sam Nergal się nie do końca orientuje, kim w końcu jest i jakie ma poglądy. Hitler publicznie utrzymywał iluzję swojej wiary, prywatnie zaś stwierdzał, że „wiarę powinno się tracić jak pierwsze zęby” a potem dodawał, że katolicyzm „pewnego dnia trzeba będzie wytrzebić siłą”. Podobnie jest z Nergalem, który uwielbia Nietzschego, który przecież z satanizmem nie miał wiele wspólnego, za to miał bardzo wiele wspólnego z ateizmem.
Nergal satanizm traktuje jak biznesowy szyld. Żeby się sprzedać, musi się wyróżniać, right? W rzeczywistości jest do bólu standardowym wojującym ateistą, który żyje nienawiścią do Boga i Kościoła Katolickiego. I tego mu szczerze współczuję, bo życie nienawiścią to naprawdę nic fajnego. Swoją drogą nigdy nie zrozumiem, jak można jednocześnie twierdzić, że Boga nie ma, a jednocześnie reagować niczym wściekły pies na samo wspomnienie Boga. Nieistniejący Bóg powinien być Nergalowi obojętny, prawda? Trochę to przypomina postępowanie dzieciaka, który gdy się rówieśnicy nie chcieli z nim bawić, odwrócił się i stwierdził, że i tak się z nimi bawić nie chciał, bo są tacy i owacy.
Więc apeluję do wszystkich: nie nazywajmy Nergala satanistą. To zwykły ateistyczny fanatyk.
Jego biznesowy interes zależy od tworzenia wokół niego kuszącej aury satanisty, nie pozwólmy mu więc na to. Obedrzyjmy Nergala z szatek, w które się wystroił. Z korzyścią dla prawdziwych satanistów, jak sądzę, bo na ich miejscu nie życzyłbym sobie, żeby taki Nergal się publicznie z satanizmem obnosił.
Przejdźmy do gadaniny Nergala, bo głoszone przez niego komunały momentami były dla mnie niezłym kabaretem. Z pozycji głęboko wierzącego katolika miałem komfort śmiania się z naiwnych wątpliwości wysuwanych przez Nergala, bo ja te wątpliwości przezwyciężyłem już dawno temu.
Ot na przykład pani Wodecka pyta Nergala o ulubiony cytat z Biblii. Co Nergal na to?
Księga Hioba 2, 3: "Rzekł Pan do Szatana: – Czy zwróciłeś uwagę na mojego sługę Hioba? Bo nie ma mu równego na ziemi! Mąż to nienaganny i prawy, bogobojny i stroniący od złego, trwa jeszcze w swej pobożności, chociaż TY mnie podburzyłeś, żebym go BEZ PRZYCZYNY zgubił".
Miłosierny Bóg zakłada się z Szatanem i wystawia na próbę niewinnego człowieka, odbiera mu wszystko, pogrąża w żałobie, zsyła chorobę TYLKO po to, żeby wygrać zakład z Szatanem. No i wygrywa.
Gdyby tylko katolicy w całym swoim lenistwie i ignorancji zagłębili się w genezie swojej wiary to… (śmiech).
Otóż ja, katolik, „w całym moim lenistwie i ignorancji” zagłębiłem się w genezie mojej wiary i nie pojmuję, o co Nergal ma pretensje do Boga.
Po pierwsze przecież cały świat należy do Boga, więc mieć pretensje do Niego o to, że coś nam powierzył, a potem to odebrał to raczej dziecinne podejście. Bóg przecież nikomu nie obiecuje, że da mu coś na zawsze. Przychodzę do kogoś, daję mu rower i mówię: „trzymaj, nie będzie mnie jakoś czas, to możesz go przez ten czas używać”. I przecież nie popełniam żadnego nadużycia wracając i odbierając mój rower. Pretensje Nergala do Boga brzmią tak, jakby wychodził on z założenia, że co mu powierzono na przechowanie, to jego. A gdzie prawa właściciela, to znaczy Boga, do Jego własności? Ano właśnie…
Nie wspomnę już o prostym fakcie, że przecież i sam Nergal jest własnością Boga. Właśnie tak: własnością. Stworzoną z niczego i zawdzięczającą wszystko swemu stwórcy.
Po drugie Nergal przyjmuje bardzo naiwny, acz wygodny punkt widzenia. Eliminuje mianowicie Boga z procesu tzw. „dorabiania się”. Zdaniem Nergala to Hiob sam na wszystko zapracował, sam sobie to zawdzięcza, a ten sukinsyn Bóg śmie Hiobowi to odbierać… I to dla zabawy! Skandal, prawda? Tylko, że zauważyć należy, że było milion możliwości, które mogły Hiobowi pokrzyżować szyki. Mógł przyjść huragan, mogli go napaść zbójcy, cokolwiek… I co Hiob by na to poradził? Nic. To przecież oczywista zasługa Boga, że Hioba od takich klęsk ustrzegł. Tego Nergal nie widzi i nie rozumie, postrzegając boską ochronę jako coś oczywistego. To przecież oczywiste, że nic Hioba wcześniej nie spotkało, to nie Boga zasługa. A niby dlaczego nie Boga?
Po trzecie Nergal posłużył się typowym dla wojujących ateistów chwytem: zakłamał kontekst cytatu. Pominął fakt, że Hiob otrzymał po wszystkim więcej niż miał poprzednio. No bo jakby to wyglądało narzekać na podłego Boga, a jednocześnie przyznać, że Hiob na całej imprezie summa summarum zyskał i jest do przodu, prawda, panie Nergal?
Dalej znajdujemy przykład zaślepienia:
Zaskoczyła mnie reakcja prawicowo-katolickich organizacji, które na wiadomość o mojej chorobie zaczęły modlić się o moje zdrowie, sugerując jednocześnie, jakobym miał się nawrócić. Niby do czego?!
Zauważmy, Nergalowi nawet nie przyjdzie do głowy podziękować tym, których przekonania metodycznie obrzucał łajnem, a którzy odpłacili mu dobrem za zło. To już nawet nie jest postawa antykatolicka. To jest postawa antyhumanitarna i antyludzka. Zwykła ludzka przyzwoitość wymaga podziękowań w takiej sytuacji. Pytam się: w jak wielkim stopniu trzeba być zezwierzęconym, żeby ludzi modlących się za swoje zdrowie potraktować z taką pychą i dalej ich obrażać? I ten facet komuś wciska coś o poszukiwaniu dobra, kreatywności czy piękna?
Rzecz jasna Nergal pewnie by wolał, by znienawidzeni katole modlili się o jego śmierć. Dopiero by pohasał, dopiero by się śmiał, łgał, obrzucał łajnem, wołał o katolickiej hipokryzji. A tu klops, frajerzy nie chcieli się Nergalowi podłożyć do bicia.
Ot, wdzięczność ateistycznego fanatyka. Jak zwykle on, on i on. On sam z chorobą walczy i sobie przypisuje fakt, że jeszcze go coś nie trafiło. Cały świat może nie istnieć, wystarczy, że on jeden będzie istniał.
Cloud z „Final Fantasy” powiedziałby zapewne do Nergala: Żal mi ciebie. Ty nic nie rozumiesz.
Dalej znajdujemy cytat z LaVeya.
„Szatan reprezentuje: zaspokojenie żądz, a nie wstrzemięźliwość, pełnię życia zamiast duchowych mrzonek, nieskalaną mądrość zamiast obłudnego oszukiwania samego siebie, przychylność dla tych, którzy na to zasługują, zamiast marnowania miłości na niewdzięczników”
Co na ten temat mówi Nergal?
To truizmy. Proszę je zacytować przeciętnemu człowiekowi, nie nazywając ich "satanizmem", a prawdopodobnie entuzjastycznie pani przytaknie i powie, że to dobry sposób na życie. Nie widzę w tym nic zdrożnego, ale też nic wyjątkowego.
Nie uważam się za jakiegoś ponadprzeciętnego człowieka, ale jakoś przytaknąć nie mam zamiaru. Już na początku pochwała zezwierzęcenia, „zaspokajania żądz”. Znaczy co, spotykam na ulicy seksowną kobietę, to mam ją z miejsca zgwałcić? Bo liczy się zaspokajanie żądz? To przecież budzi śmiech politowania, „sex, drugs and rock’n’roll” chciałoby się powiedzieć. Nigdy nie imponował mi taki styl życia. Może dlatego, że nie znajduję w tym jakoś nic trudnego ani rozwijającego. Bo rozwijać się w zwierzę nigdy nie miałem zamiaru.
W myśl takiej ideologii najwięksi zbrodniarze, gwałciciele, mordercy to dopiero są rozwinięci! A tacy esesmani i kapo z hitlerowskich obozów zagłady? No po prostu elita! Toż oni nic innego nie robili całe życie, tylko zaspokajali swoje żądze i „czerpali z życia pełnymi garściami”. Że z krzywdą innych? A o tym cytat z LaVeya nie wspomina, więc pewnie nic w tym złego. I też byli życzliwi tylko dla „tych, którzy na to zasługują”. Dla podobnych sobie zwyrodnialców znaczy…
Może jestem dziwny, ale dla mnie logicznie i zrozumiale brzmi tłumaczenie Jezusa:
„Jak chcecie, żeby ludzie wam czynili, podobnie wy im czyńcie! Jeśli bowiem miłujecie tych tylko, którzy was miłują, jakaż za to dla was wdzięczność? Przecież i grzesznicy miłość okazują tym, którzy ich miłują. I jeśli dobrze czynicie tym tylko, którzy wam dobrze czynią, jaka za to dla was wdzięczność? I grzesznicy to samo czynią. Jeśli pożyczek udzielacie tym, od których spodziewacie się zwrotu, jakaż za to dla was wdzięczność? I grzesznicy grzesznikom pożyczają, żeby tyleż samo otrzymać. Wy natomiast miłujcie waszych nieprzyjaciół, czyńcie dobrze i pożyczajcie, niczego się za to nie spodziewając. A wasza nagroda będzie wielka, i będziecie synami Najwyższego; ponieważ On jest dobry dla niewdzięcznych i złych. Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny.”
– (Łk 6;31-36)
Dla Nergala to głupota, dla mnie po prostu wysoko postawione wymagania. I przy okazji brak okazji do nadużyć typu „oni na życzliwość nie zasługują, to se ich pozabijamy i nie będzie nic w tym złego”. Rzecz jasna trafili się tacy, co jednak tak postępowali. I dlatego właśnie możemy im dziś udowodnić mijanie się z zasadami wiary, że Jezus był przewidujący w tym względzie.
Cały czas szukam, obserwuję, tworzę własny system wartości na podstawie swoich doświadczeń i obserwacji. W tym względzie od LaVeya bliższy jest mi Nietzsche. Mówił: zanim coś stworzysz, musisz zrównać ziemię, wziąć wszystko w nawias, dopiero później możesz budować. Kazał wątpić nawet w swoje własne słowa. I to mi odpowiada. Kiedy większość ludzi przyswaja odgórnie narzucane idee, ja kwestionuję, kontestuję, zadaję pytania i gdy widzę taki sens, przeciwstawiam się. Taka moja natura.
Ciekawa sprzeczność. Oto Nergal najpierw postuluje brak zaufania nawet do własnych słów, a następnie lekką ręką siebie stawia na pozycji wszechwiedzącego sędziego, który o wszystkim decyduje, gardząc ludźmi „przyswajającymi odgórnie narzucone idee”. Tylko jak zwykle naszemu tytanowi intelektu nie przyszło na myśl, że może ktoś te przyswajane idee poznał, obejrzał ze wszystkich stron i po prostu uznał, że są prawdziwe.
Dla mnie ideologia Nergala brzmi jak nawoływanie do samodzielnej budowy samochodu od zera. Pytanie po co, skoro można kupić już działający i wielokrotnie sprawdzony model? Chyba najpierw powinno się sprawdzić już wymyślone idee, a własne wymyślać dopiero potem. A jakoś nie mam wrażenia, żeby Nergal się nazbyt głęboko nad chrześcijaństwem zastanawiał. Jemu wystarczyło, że chrześcijaństwo nie pozwala mu być egoistą.
Sam zresztą mówi:
Ja z tą pustką mierzę się od początku. Nie zawracam sobie głowy ideologiami gwarantującymi zbawienie i szczęście po śmierci. Żyję zgodnie ze swoją naturą, swoimi potrzebami i aspiracjami. Może to pani nazwać egoizmem, ale jestem uczciwy wobec siebie i ludzi, którzy mnie otaczają. Staram się nikogo nie krzywdzić.
Ostatnie słowa są ciekawe. Dlaczego mianowicie Nergal stara się nikogo nie krzywdzić? Dopiero co postulował poparcie dla „zaspokajania żądz”. A tu nagle klops, jednak jest coś ważniejszego od zaspokajania żądz? To jak w końcu jest z tym zaspokajaniem, jest celem czy może celem jest co innego, ważniejszego?
Odnoszę wrażenie, że Nergal się z deka gubi w swoich monologach.
Niektórzy pytają mnie, co widzę w kobiecie, którą kocham. Mógłbym wymieniać jej cechy charakteru, które lubię i cenię, ale czy to one są istotą miłości? Nie. To energia, którą człowiek emanuje. To ona sprawia, że się zakochujesz, że czujesz, że to jest ta osoba. Po prostu.
Tu przyznam szczerze, że spadłem z krzesła. Energia? Fala Kamehameha może? Czy chodzi raczej o Moc ze StarWars? „Poznam kobietę z energią – wampir energetyczny, Nergal”.
Czy którakolwiek kobieta zadeklaruje gotowość do związku z Nergalem po takiej deklaracji? Coś w to poważnie wątpię, chyba, że idiotka w typie Dody. Energia, też coś!
Otóż nie, panie Nergal. Żadna tam mistyczna energia. Chodzi właśnie o charakter, osobę jako całość. Chodzi o to „coś”, co dana osoba ma w sobie. Nie o energię ani nawet nie o wygląd w ostatecznym rozrachunku, ale o coś w charakterze, sposobie bycia tej osoby. Dla każdego to będzie coś innego, bo każdy inaczej ocenia ludzi. Człowiek kocha albo całą osobę, albo nie kocha wcale. Nie chodzi o energię. Zdarzają się w życiu chwile, gdy każdemu może zabraknąć energii. I co, Nergal jak rozumiem w takiej sytuacji momentalnie się odkochuje? Głupie i niebezpieczne podejście do miłości.
Zresztą im dłużej czytam ten wywiad, tym bardziej mi żal Nergala. To jest człowiek przeżarty do cna przez nienawiść, istny Imperator Palpatine czy inny Sephiroth. Bucha negatywnymi emocjami, wręcz nakręca się nimi. Negatywne emocje stanowią dla niego inspirację, siłę napędową.
Żałosna egzystencja. Nie chciałbym tak żyć. Ot chociażby taki oto przykład, w którym Nergal tłumaczy, na co jest wkurzony.
Na polską mentalność, na religijną obłudę, na agresywnie wszechobecną pustą moralność na pokaz. Na naszą wyssaną z mlekiem matki narodową martyrologię. Na umartwianie się, na mesjanizm, tę mityczną wyjątkowość polskiego narodu, którą dostrzegamy tylko my sami.
Proszę spojrzeć na ostatnie miesiące i całą historię z wypadkiem pod Smoleńskiem i tym, co działo się później. Wszystko to wytrąciło mnie zupełnie z równowagi. Kto wie, czy gdyby wybory potoczyły się inaczej, nie szykowalibyśmy się teraz do wojny polsko-rosyjskiej.
Zamiast szanować i doceniać innych, często mądrzejszych od nas, patrzymy z pobłażaniem na naszych południowych sąsiadów, z nienawiścią na wschodnich i zachodnich. Bo Holocaust, bo Katyń, bo zabory, a teraz ten nieszczęsny Smoleńsk. Przecież to chore!
A ta historia z krzyżem przed pałacem prezydenckim? Dlaczego rząd ugiął się pod naciskami dzikiego motłochu? To był akt katolickiego terroru! Kto, k…, jest prawem w tym kraju? Rzygać mi się chce.
No cóż, zgodnie z Konstytucją RP suwerenem jest Naród, co znaczy, że nie jest nim tylko Nergal. Rozbierzmy jednak jego wypowiedź na czynniki pierwsze.
Na polską mentalność, na religijną obłudę, na agresywnie wszechobecną pustą moralność na pokaz.
A co w tym wyjątkowego? Brytyjczycy dla przykładu mają tak, że ich „how do you do?” w zasadzie powinno się tłumaczyć na nasze polskie „pocałuj mnie w dupę”. Bo merytorycznie w sumie dokładnie to samo znaczy. Pusty frazes grzecznościowy. Pierwszy z brzegu łapciuch w UK mówi do ciebie „mate” („kolego”). U nas jednak obłuda aż do tego poziomu nie doszła. No ale zapomniałem, Nergalowi nie obłuda przeszkadza. Przeszkadza mu słowo-klucz: „religijna obłuda”. Znaczy przeszkadza mu po prostu to, że ludzie bezczelnie śmią w coś wierzyć i mieć jakieś zasady. Nergalowi rzecz jasna nie przyjdzie do głowy, że gdyby nie te nasze zasady, to byśmy go zwyczajnie złapali w ciemnym zaułku i zbili do nieprzytomności za wszystkie jego rzygi pod adresem katolickiej większości w tym kraju. I nie na raka by teraz umierał, a z bardziej prozaicznych powodów.
No ale właśnie, Nergal jak każdy człowiek tego pokroju jest cwaniakiem, bo uważa za rzecz oczywistą, że ludzie uczciwi go nie zdepczą jak karalucha za jego bezczelne cwaniactwo. Ciekawie by było go wyeksportować do krajów islamskich i niech tam zaśpiewa o Allahu i Mahomecie to samo, co śpiewa u nas. Ciekawe, ile by przeżył…
No ale rzecz jasna to my, katolicy, jesteśmy podli i nietolerancyjni, a nie muzułmanie.
Dalej:
Proszę spojrzeć na ostatnie miesiące i całą historię z wypadkiem pod Smoleńskiem i tym, co działo się później. Wszystko to wytrąciło mnie zupełnie z równowagi.
Mnie też to wytrąciło z równowagi. To mianowicie, że zginął Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej, wybrany między innymi moim głosem, a rząd wzruszył ramionami i dał do zrozumienia społeczeństwu, że w sumie to nic wielkiego się nie stało, ot, spadł jakiś samolot, jednego Kaczora mniej, co tam…
Ale rzecz jasna Nergala nie to wytrąciło z równowagi. Tylko to, że ciemni katole z Polski śmią bezczelnie zakładać, że komunistyczny zbrodniarz rodem z KGB na urzędzie premiera Rosji jest zdolny do dalszych zbrodni. I że w związku z tym przydałoby się, żeby sprawę zbadał ktoś obiektywny, na przykład NATO. Niepojęte, jak można byłego kagiebistę podejrzewać? Toż każdy wie, że KGB to były same baranki. A nasi oficerowie w Katyniu sami się powystrzelali, a potem jeszcze bezczelnie broń podrzucili oficerom KGB, żeby ich wrobić. Popiełuszko też się nawiasem mówiąc sam utopił, przebrzydły klecha…
Kiedy Hitler żądał korytarza eksterytorialnego pewnie też byli, co protestujących w Polsce nazywali głupcami i oskarżali ich o „potrząsanie szabelką”. Jak się skończyło, wiemy.
A ta historia z krzyżem przed pałacem prezydenckim? Dlaczego rząd ugiął się pod naciskami dzikiego motłochu? To był akt katolickiego terroru! Kto, k…, jest prawem w tym kraju?
Ano w razie gdyby Nergal nie zauważył większość mają katolicy. Tak, wiem, że to dla niego potworne obciążenie psychiczne i stara się, biedak, oszukać samego siebie jak może. Znamienne, że Negal postępowania Dominika Tarasa i jego schlanych w trupa kolesi nie nazywa aktem ateistycznego terroru, postępowania tolerujących to strażników miejskich nie nazywa skandalicznym. Wrzeszczeć po pijaku do staruszek „pokaż cycki!” jest ok. Tylko modlić się w miejscu publicznym to już akt katolickiego terroryzmu.
Nergal powinien się cieszyć, że nic takiego jak katolicki terroryzm w tym kraju nie istnieje, bo to jego samochód jako pierwszy by poleciał do nieba z nim w środku.
A tu inny kwiatek.
Doda to dobro narodowe. Jest piękna i utalentowana. Patrząc na to, co się sprzedaje w mediach – ten brak charyzmy, szarość i miałkość – nie dziwię się, że ludzie są jej ciekawi. Wystaje ponad tłum. Jest wielobarwna.
Że niby co? Nie no, poziom absurdu doprawdy osiągnął masę krytyczną. Doprawdy cud, że na Czerskiej nie było wybuchu nuklearnego. Talentu to Doda ma dokładnie tyle, za ile dźwiękowcom zapłaciła. Ale słowa Nergala wiele wyjaśniają. Jeśli ceni sobie taki banał jak Doda, to już się nie dziwię jego poglądom.
Irytuje mnie natomiast to, że Polacy nie doceniają wkładu Behemotha w promocję rodzimej kultury na świecie. Po koncertach za granicą ludzie często pytają nas, skąd jesteśmy. Polska? A gdzie to? Co to za kraj? Takie są niestety fakty. Nie oczekuję orderu od ministra, ale miło by było, gdyby nie wylewano na nas tylko jadu i nie rzucano kalumnii.
Ano mam takie niemiłe wrażenie, że nikt waści na ambasadora Polski za granicą nie wybierał, tylko sameś się na tę pozycję wepchał. A teraz się dziwisz, że niektórzy Polacy niekoniecznie sobie życzą, żeby Polskę kojarzono z kimś takim.
O właśnie, to jest strasznie irytujące, że w naszym kraju artysta musi się tłumaczyć ze swojej twórczości. Nie jestem przecież politykiem, nikim nie rządzę, nikt mnie do niczego nie wybierał i nikogo nie zmuszam do obcowania z moją sztuką. Wolność wypowiedzi to jest moje święte prawo i będę go bronił do końca.
Zauważyliście jak często co poniektórzy mówią o „wolności wypowiedzi” upominając się o prawo publicznego plucia jadem i obrażania? Otóż wolności WYPOWIEDZI nikt Nergalowi nie broni. Ale wolność wypowiedzi nie oznacza, że pozwolę żulowi na ulicy zwyzywać się od skurwysynów, to chyba jasne.
O, a tu ciekawostka.
Można mieć swoją etykę i się jej trzymać, można mieć charakter i nie poddawać się każdej pokusie, która czeka nas po koncercie.
Być uczciwym i szczerym to podstawa. No i wyrozumiałym.
I dalej.
W swoim związku staram się przyjmować rolę "tego dojrzalszego". Kontroluję swoje emocje, ale też ogarniam emocje mojej kobiety. Czasem trafiają się takie sytuacje, że trzeba dać sobie na przeczekanie, przestać naciskać, odpuścić. Jeżeli druga strona bywa niedojrzała, manipuluje, stosuje rozmaite emocjonalne gierki, czasem nawet wybucha, to… nie odpłacam jej tym samym (śmiech). Mam nadzieję, że stwierdzi wówczas, że nie można stawiać wszystkiego na ostrzu noża, że emocje można kontrolować.
Moment. A to nie Nergal przypadkiem na początku wywiadu napalał się na cytat z LaVeya o zaspokajaniu żądz? To nie Nergal przypadkiem wyśmiewał wyrozumiałość i miłosierdzie jako głupotę? Ten facet się gubi we własnych zasadach, jak daję słowo! Raz gra zawziętego satanistę folgującego żądzom i gardzącego moralnością, innym razem wiernego i wyrozumiałego męża z twardymi zasadami moralnymi. Że też się od tego rozdwojenia jaźni nie nabawił…
Ile bym razy nie czytał, mam wrażenie, że facet ściemnia. Ściemnia tak perfidnie, że to po prostu widać. Raz wyśmiewa moralność, raz jest wzorem moralności. Raz śmieje się ze wstrzemięźliwości, innym razem stawia sobie ją za cel postępowania.
Zabawne, że ktoś taki zarzuca ludziom wierzącym hipokryzję. Jak chce zobaczyć hipokrytę, to moim skromnym zdaniem wystarczy, że spojrzy w lustro.
Katolik, doświadczony internauta, fan mangi i anime. Notki są na licencji http://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/deed.pl