Zalogowałem się wczoraj na multimedialnym szpadlu NE, mam tu na myśli tę aplikację, która pozwala gadać do siebie, użyć chatu, a jak kto paszczy nie zakryje to można i się zobaczyć.
Nie wspominam już o możliwości wstawiania ankiet, która to czynność wydaje się być na razie ulubioną przez moderatorów szpadla.
Jeśli piszę „szpadel”, to od razu mówię, ze niczego złego w tym nie ma – szpadel jest narzędziem, dzięki któremu można coś wykopać albo zamieszać w betoniarce, żeby się nie zastało. Nawiasem już pisząc traumą na moim dzieciństwie odbił się odcinek serialu „Najważniejszy dzień życia” czy jakoś tak to było, gdzie w roli głównej występowała betoniarka, w której beton się związał i trzeba ją było wyrzucić na złom, a winnym miał być kierowca, ale okazało się, że to dyspozytor naraził na straty nasz kraj, a kierowcę podstępnie wrobić usiłowano.
Rozmowa jakoś zeszła na Sprawę Wiadomą i kiedy zapytałem o Sprawę Wiadomą czyli o Trzecią Drogę, to dowiedziałem się, że najpierw mam przeczytać co w Sprawie Wiadomej napisał dotychczas ŁŁ, a dopiero potem bym po raz 51 stawiał pytania. Był to jakiś argument, choć nie do końca mnie przekonał, bo któremuś z prowadzących wypskło się, że jedną z ambicji NE jest „aktywizowanie mundurowych”, co mnie rozbawiło.
Zapytałem o Radę Blogerów i dowiedziałem się, że z Rady Blogerów zostało coś 4 czy 5 osób, bo 4 czy 5 osób się wymiksowało, ale za bardzo nie szkodzi, bo w tym mniejszym składzie łatwiej było się dogadać.
Zapytałem o to czy NE dystansuje się do PiS-u czy też się nie dystansuje i usłyszałem, że nie dystansuje się, bo nie dystansuje się do żadnej partii. Potem padło: „sukces finansowy NE jest dla mnie najważniejszą sprawą” – co powiedział znów któryś z prowadzących, po głosach nie rozpoznaję – i że nawet Palikot, gdyby tak zapłacił, to też by tu mógł publikować. Zapytałem więc o Kozaka i usłyszałem, że i on.
Było to dość rewolucyjne, więc zapytałem o to, czy może sam ŁŁ by tak wpadł na ten szpadel i pogadał z nami i okazało się, że chłop jest tak zarobiony, tak zarobiony, że nie ma czasu. Zapytałem co może być ważniejszego (dla ŁŁ) od rozmowy na nowym szpadlu z blogerami z NE na temat rozwoju NE i dowiedziałem się, że jest zarobiony i że ma rzeczywiście sprawy ważniejsze na głowie, ale jakie, to się nie dowiem.
I że dla dziesiątki blogerów (tylu nas tam było mniej więcej) to szkoda w ogóle zachodu, no ale wtedy powiedziałem, że gdyby tak ogłosić, że „ŁŁ na żywo na nowym szpadlu godzina 20”, to przyszłoby ze 100 osób, ale i tak się dowiedziałem, że jak 100, to by trzeba zmienić szpadel, bo ten to by nie wytrzymał. Więc też bez sensu.
Potem zaś doszło do wymiany zdań na temat tego, że w istocie NE jest tworem i pomysłem apolitycznym, że jest za mało sztuki, muzyki i poezji i właśnie te segmenty będą wspierane, bo koncept taki przyciągnie rzesze pałętające się na rubieżach między PiS-em, PO, SLD i kimś tam jeszcze. A jak ich się już przyciągnie…, to się pomyśli, co dalej.
Oczywiście relacja moja jest uproszczona, trochę tendencyjna i złośliwa, ale wszystkie tezy, które opisałem powyżej padły w takim właśnie sensie, a przynajmniej ja się doszukałem takiego, a nie innego sensu.
Dodam oczywiście, że na szpadel zalogować się może każdy i to jest bardzo demokratyczne, a na dodatek każdy może się zalogować jako „toyah” albo „seawolf” albo i „oranje” i glorii i chwały w ich imieniu zażywać i nawet formułować dowolne tezy o których – śpiący na przykład w tej chwili toyah, seawolf czy oranje – pojęcia nie mają żadnego.
I tu prorokuję wielką karierę szpadla; sam następnym razem zaloguję się jako „seawolf”, bo prócz oglądania zakleszczonej betoniarki czytałem w dzieciństwie „Znaczy Kapitan” i bardzo mi się ta książka podobała i mam parę przemyśleń na temat mórz i oceanów i wiadomo, że mnie to mało kto by posłuchał, a jak będę seawolfem, to już – przyznacie – inna rzecz. Wczoraj wystąpiłem jako „worek po mące”, a to jednak różnica. Przy logowaniu podaje się wymyślony adres e-mail (ja podałem bodaj wor@wp.pl i fertig).
Na koniec jednak musiałem zgonić krowy z pastwiska, bo ciemno się zrobiło, więc pożegnałem się, wyłączyłem komputerek i poszedłem pod las, gdzie oganiałem się od zdziczałych koni, które jak wiadomo są w Irlandii bezpańskie, atakują zza krzaka i rżą po nocach pod oknami spać w chatach strudzonym autochtonom nie pozwalając.