Cisza, wybory i po balu. O skomentowanie wyników wyborów i kampanii wyborczej poprosiłem Panią Natalię Wiślińską, politologa i kandydatkę Ruchu Narodowego w wyborach do Parlamentu Europejskiego.Wynik 1,4% poparcia dla Ruchu Narodowego nie zwala z nóg. Z drugiej strony przedwyborcze sondaże dawały RN okrągłe zero procent. Nie obawia się Pani, że taki wynik zniechęci wyborców?Myślę, że to dopiero początek naszej politycznej drogi. Jeśli chodzi o wyborców to nie mogę jednoznacznie przewidzieć, jakie będą ich kroki. To nasze pierwsze wybory, nie mamy więc stałego, ukształtowanego elektoratu, który można poddać dokładnej analizie. Obiektywnie rzecz biorąc trzeba przygotować się na różne ewentualności. Wiadomo, że część osób które nastawiały się na bardziej spektakularne efekty może czuć się zawiedziona. Z drugiej strony jest też część osób, które mocno wierzą w Ruch Narodowy i ten wynik wyborczy nie spowoduje zniechęcenia.
W mediach przez lata narodowców przedstawiano jako ludzi o „niebezpiecznym wyglądzie” – dobrze zbudowanych, wygolonych, agresywnych, których jedynym marzeniem jest zgrillowanie tęczy itd. Wspominał o tym w wywiadzie Robert Winnicki (http://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/robert-winnicki-polska-nie-tylko-dla-polakow/nryzh). Na ile kampania wyborcza Pani zdaniem pomogła zakwestionować wizerunek „narodowiec równa się niebezpieczeństwo”?
Jeszcze zanim rozpoczęła się kampania wyborcza wizerunek „narodowca” zaczął się zmieniać w publicznym odbiorze. Ludzie zaczęli dostrzegać naszą pracę, widzą nas przy okazji różnych akcji takich jak marsze, pikiety antyaborcyjne, pomoc dla kombatantów. Organizujemy spotkania mające przybliżyć idee narodowe. Kampania na pewno też w pewien sposób pomogła, ponieważ dzięki niej nasz przekaz dotarł do większej liczby osób. Myślę, że będzie tylko lepiej bo ludzie zaczynają się śmiać z oficjalnej propagandy. Zestawienie narodowiec-faszysta budzi już u większości uśmiech politowania jako jedna z fanaberii Adama Michnika.
Sama Pani przyznaje, że ta pierwsza kampania RN była robiona trochę instynktownie. Swoje dołożył też pewnie system finansowania partii politycznych, dzięki któremu żeby być w polityce trzeba mieć pieniądze, a żeby je mieć – trzeba być. Czy RN ma pomysł jak sobie poradzić w tak niesprzyjających okolicznościach?
Myślę, że nasza kampania wypadła całkiem profesjonalnie. Mówiąc o instynktownym prowadzeniu mojej kampanii miałam na myśli to, że w związku z licznymi obowiązkami nie miałam czasu planować i analizować jej w każdym szczególe. Jednak dzięki pomocy działaczy i sympatyków RN udało się zrealizować wiele pomysłów, na które partie establishmentu wydają grube pieniądze. Dobrym przykładem jest fakt, że Krzysztof Bosak przy bardzo ograniczonych środkach na kampanię zdobył w Warszawie więcej głosów niż Jacek Kurski, który tylko na swoją kampanię wydał więcej niż cały Ruch Narodowy.
Sama kampania w mediach wyglądała dziwnie – najpierw koncentrowała się wokół sytuacji na Ukrainie, potem zagrożenia powodziowego, a najczęściej wypowiadali się ci, którzy nigdzie nie startowali: Tusk, Kaczyński, Kwaśniewski, Palikot, Miller… Rozumiem, że sytuacja na Ukrainie i zagrożenie powodzią to poważne sprawy a nikt lepiej nie przedstawi stanowiska partii niż liderzy. Jednak czy w rezultacie nie powstała sytuacja, że wyborcy nie bardzo wiedzieli na kogo właściwie mogą głosować, jaki ma program i poglądy? I czy nie przełożyło się to na frekwencję?
Faktycznie, wielokrotnie podnoszono, że większość Polaków głosuje na liderów, a w przypadku braku znanych nazwisk czy twarzy pojawia się argument, że nie ma na kogo głosować. Myślę jednak że przyczyny absencji wyborczej leżą jeszcze gdzie indziej. Wiele osób jest tak zniechęcona politycznym podwórkiem z jego przepychankami i kłótniami, że nie ma po prostu ochoty brać udziału w wyborach. Narasta przekonanie że głosowanie i tak nic nie zmieni. Jest też spora grupa osób, która nie interesuje się polityką, nie zna programów i tacy ludzie wg mnie nie powinni być „na siłę” ciągnięci na wybory, bo stwarza to ryzyko głosowania wyłącznie na podstawie politycznego PR.
Odrębny temat to działania PKW uznającej, że plakaty wyborcze wiszące naprzeciwko lokalu wyborczego nie łamią ciszy, za to „zalajkowanie” profilu, zdjęcia czy komentarza – tak. Doszło do tak kuriozalnej sytuacji, gdzie z uwagi na ciszę wyborczą nie można było sprawdzić listy kandydatów. Pojawiły się też doniesienia o możliwości sfałszowania list poparcia (https://3obieg.pl/czy-wybory-do-pe-zostana-uniewaznione), które pewnie – analogicznie jak w 2010 r. głosowanie na podstawie zaświadczeń niezgodnych ze wzorem (http://pkw.gov.pl/wyjasnienia-informacje-i-pisma-okolne-pkw-22827/wyjasnienia-panstwowej-komisji-wyborczej-z-dnia-4-lipca-2010-r-w-sprawie-zaswiadczen-o-prawie-do-glosowania.html) – zdaniem PKW nie wpłyną na wynik wyborów.
Zarzuty pod adresem działania PKW pojawiają się już od pewnego czasu. Oprócz spraw, o których Pan wspomniał dziwi również długi czas liczenia głosów. W mediach pojawiają się porównania do krajów, gdzie jest więcej mieszkańców, większa frekwencja a wyniki głosowanie są znane nieporównanie szybciej niż u nas. Pozostaje mieć nadzieję, że nie wpłynie to na tworzenie się nieprawidłowości przy obliczaniu głosów.
Komentatorzy często podkreślają, że niska frekwencja wyborcza sprzyja mniejszym ugrupowaniom. Jesienne wybory samorządowe cieszą się większym zainteresowaniem niż do PE. Będzie Pani startować?
Za wcześnie jeszcze na odpowiedź. Na razie czas na podsumowanie wyborów do PE, a odpowiednie decyzje zapewne wkrótce zostaną podjęte.