Pan premier pojechał do Davos żeby między innymi pochwalić się że polskie zarobki zbliżają się do średnioeuropejskich i wynoszą już ponad 5 tys. zl miesięcznie na jednego zatrudnionego. Jest to zapewne sukces, tylko że jak się to ma do naszych realnych dochodów? Przede wszystkim trzeba stwierdzić że jest to płaca brutto, czyli „na rękę” otrzymujemy nieco więcej niż 4 tys. zł. Najważniejsze jednak jest ilu mieszkańców Polski zarabia te pieniądze. Jest to niestety obrazek znacznie mniej optymistyczny, mamy ciągle jedną z najniższych w Europie aktywność zawodową – w granicach 56 % znajdujących się w wieku pracowniczym. Ze względu na potrzebę odrabiania zaległości rozwojowych powinniśmy mieć wskaźnik wyższy od przeciętnej europejskiej, ale nawet przy osiągnięciu średniego poziomu – 60% powinniśmy […]
Pan premier pojechał do Davos żeby między innymi pochwalić się że polskie zarobki zbliżają się do średnioeuropejskich i wynoszą już ponad 5 tys. zl miesięcznie na jednego zatrudnionego.
Jest to zapewne sukces, tylko że jak się to ma do naszych realnych dochodów?
Przede wszystkim trzeba stwierdzić że jest to płaca brutto, czyli „na rękę” otrzymujemy nieco więcej niż 4 tys. zł.
Najważniejsze jednak jest ilu mieszkańców Polski zarabia te pieniądze.
Jest to niestety obrazek znacznie mniej optymistyczny, mamy ciągle jedną z najniższych w Europie aktywność zawodową – w granicach 56 % znajdujących się w wieku pracowniczym.
Ze względu na potrzebę odrabiania zaległości rozwojowych powinniśmy mieć wskaźnik wyższy od przeciętnej europejskiej, ale nawet przy osiągnięciu średniego poziomu – 60% powinniśmy mieć ponad 18 milionów aktywnych zawodowo, a mamy niecałe 16,5 mln /wg GUS/, z tego liczby szacunkowe ponad 1,6 mln zatrudnionych w rolnictwie i ponad 9,7 mln w usługach mogą budzić wątpliwości. Znacznie gorzej jednak jest z zatrudnionymi w pełnym wymiarze umów o pracę.
Liczby podawane przez GUS różnią się od siebie, ale oscylują w granicach 10 -11 mln, czyli zaledwie od 55% do 65% ogółu zatrudnionych / w zależności od przyjęcia określonej liczby jako bazy wyjściowej/, jest to bardzo niski wskaźnik dla społeczeństwa będącego na dorobku i nie posiadającego jeszcze takich możliwości uzyskiwania dochodów poza pracą najemną jak bogate społeczeństwa Europy zachodniej.
Problem leży w ustaleniu płac i innych form zarobków dla wielomilionowej rzeszy nie ujętej w statystyce zatrudnionych. GUS nie zdobył się na konkretne wyliczenie, z różnych źródeł można uzyskać informację że jest to poniżej 50% płac wykazanych dla pełnozatrudnionych na stałych umowach o pracę.
Daje to maksymalnie około 2.5 tys. zł miesięcznie na osobę.
A zatem średnia płaca brutto nie będzie wynosić 5,2 tys. zł. miesięcznie, a 4,1 tys. zł. czyli netto nieco ponad 3 tys.
Czy to jest prawda, tego nie wiemy / spotkałem się z wyliczeniem że jest to zaledwie 2.5 tys. zł miesięcznie/ i szczerze mówiąc doszukiwanie się jej niewiele daje, dla zobrazowania rzeczywistych dochodów Polaków decydujących o ich poziomie życia.
GUS podaje że dochód dyspozycyjny przypadający na jednego mieszkańca w Polsce wzrósł do poziomu 1.600 zł. miesięcznie. Przed paru laty wynosiło to zaledwie 1.000 zł. o czym zresztą nie tak dawno pisałem. W szybkim czasie wzrosło nam aż o 60 %, mało prawdopodobne, ale innych informacji nie mamy.
Jest wprawdzie sposób na sprawdzenie, a mianowicie tenże GUS podaje nam wydatki osobiste szacowane na 1.130 zł. miesięcznie na osobę. W zestawieniu z dochodem wskazywałoby to na oszczędności w granicach 500 zł. miesięcznie na osobę czyli w skali rocznej 6 tys. zł. oznacza to sumę blisko 230 mld. zł w skali rocznej dla całej Polski. Jest to niewiarygodne zarówno w zestawieniu z podanym przez GUS wskaźnikiem oszczędności wynoszącym 5,6 % dochodów, co daje najwyżej 90 zł. miesięcznie na osobę, a także wobec wykazanego w 2018 roku globalnego przyrostu oszczędności o 114 mld zł.
Jeżeli do kwoty wydatków dodamy najbardziej prawdopodobną kwotę oszczędności indywidualnych Polaków to otrzymamy sumę dochodu osobistego w wysokości 1.220 zł. miesięcznie.
Nie ma co ukrywać, plasuje to nas na jednym z ostatnich miejsc w UE.
Stoi to w jaskrawej sprzeczności z zasobami naturalnymi , potencjałem wytwórczym i przedsiębiorczością Polaków i jest rezultatem utrudniania przez dziesiątki lat podejmowania jakiejkolwiek aktywności gospodarczej.
Efektem tego stanu jest fakt życia na koszt budżetu państwa i ZUS’u jednej trzeciej mieszkańców Polski, a najaktywniejsi wyemigrowali z Polski szukając nie tylko lepszych, ale często jakichkolwiek zarobków.
Szczególne zmartwienie powoduje ciągle zbyt niski poziom budownictwa mieszkaniowego /od stycznie do października 2018 oddano do użytku 146 tys. mieszkań/ co oznacza wprawdzie wzrost o 3,1 % w stosunku do roku poprzedniego, ale w skali całego roku nie więcej niż 180 tys. a trzeba przynajmniej 300 tys. rocznie dla stopniowego zmniejszania deficytu mieszkań.
Równocześnie nie pozbyliśmy się praktycznego monopolu developerów, którzy dzięki wzrostowi liczby niesprzedanych mieszkań aż do 26 tys. utrzymują wygórowany poziom ich cen, niedostępnych nawet dla tych których zarobki kształtują się powyżej średniej.
O budownictwie mieszkaniowym wspominam ze względu na jego specjalną rolę zarówno jako napędu rozwojowego gospodarki jak przede wszystkim niezbędny element powstrzymania procesu wymierania narodu i umożliwienia uzyskania realnego przyrostu zaludnienia.
Rok 2018 wykazał wyraźnie że trzeba czegoś więcej dla polskich rodzin niż 500 + ażeby stworzyć warunki dla ich rozwoju.
Należą do nich – praca i mieszkania, z pracą jest nieco lepiej , z mieszkaniami – niestety nie.