Polska polityka zagraniczna. Tu pomoże tylko sanacja.
Debata o polskiej polityce zagranicznej wobec USA rozkręciła się na dobre. Politycy i blogerzy piszą wiele artykułów o naszych stosunkach z Ameryką. W opiniach przeważają krytycyzm i niezadowolenie z obecnych rządów. Ale wydaje mi się, że naszą dyplomacją powinniśmy zająć się w całości.
Nie dawno w „Uważam Rze”, jako temat tygodnia, ukazały się trzy teksty o szefie dyplomacji Radku Sikorskim. Teksty Zaremby i Warzechy, choć prawdziwe i trafne, to mało owocne. Zdzisław Krasnodębski w wywiadzie z braćmi Karnowskimi opisuje wszystko tak jak widać to z Niemiec i jak Niemcy traktują Polaków. Zatrważające jest to, że polskiej dyplomacji się nie szanuje. Jesteśmy miałcy i konformistyczni. MSZ nie ma swojego zdania, żyje w amoku podpisywania i zgadzania się na każdą niekorzystną ugodę z Zachodem, czy Rosją. To wszystko zaburza polską państwowość.
Lwy salonowe
Rząd polski w osobie Donalda Tuska, podczas Expose zapowiadał zmianę i odwilż w polskiej polityce zagranicznej. Mieliśmy być poważanym krajem. Mieliśmy odgrywać ważną rolę w świecie. Mieliśmy wykorzystywać swoje atuty w dyplomacji i być twardym na niej graczem, podczas gdy w kraju szerzyć będzie się dobrobyt i „polityka miłości”. Tymczasem wszystko jest na odwrót. „Polityka miłości” została skierowana na Zachód, a niedostępność i dbanie o swoje wykorzystano w kraju. Wszechobecna miłość, jaką epatuje Polska na światowych salonach niestety nie jest odwzajemniana. Niemcy, czy Francja dbają o swoje interesy, głaskając Polskę za niewtrącanie się do poważnej gry o poważną stawkę. Tusk zachwycony tymi pochwałami od światowych przywódców, nie widzi, że jest nimi odsuwany od światowej polityki i wykorzystywany. To przypomina podwórkową sytuację, gdy starsi chwaląc i tylko pozornie włączając do grupy młodszych, wykorzystują ich krótkowidztwo. A oni zaślepieni cieszą się z obcowania „na salonach”. Tusk i Sikorski po otrzymaniu pochwał wraca do kraju tworząc sobie medialną postać Tuska, czy Sikorskiego „lwa salonowego”.
Polska jest chwalona i to bardzo przez Francję i Niemcy, a czasami nawet Rosję. Mówi się o nas, że jesteśmy świetnymi partnerami. Ale to tylko pozorne. Zdzisław Krasnodębski o stosunkach z Europą mówił: „Będziemy się uśmiechali, poklepią nas po ramieniu. Nie będziemy przeszkadzali w realnych interesach. A te robi Unia Europejska z Rosją.” Tak wyglądały i wyglądają wszystkie spotkania, na których omawiane sprawy nasza dyplomacja zawalała. Spotkanie Komorowskiego z Obamą, i wcześniejsze Sikorskiego w Stanach, gdzie omawiana była tarcza antyrakietowa to ich przykłady. Sprawę z tarczą można oczywiście zrzucić na zmianę opcji politycznej w USA, ale od każdego można coś uzyskać, to tylko kwestia ceny. A ta, za bezpieczeństwo, nigdy nie jest za wysoka.
Polityka miłości Tuska do Zachodu jest dla obu stron zbawienna. Zachód jest szczęśliwy, bo jak to określił Krasnodębski, „Polska już nie przeszkadza”. A Tusk cieszy się, że spotkania przynoszą mu poparcie w kraju.
Dwa światy
Polski obecnie nie ma na scenie międzynarodowej. Jesteśmy miałcy i nieokreśleni. Zachód, a w szczególności USA tłumaczy sobie naszą nijakość i brak zdecydowania wariactwem, przez co nie chce z nami współpracować. Natomiast mocarstwa UE traktują nas jak pięciolatka, ma którym można żerować i świetnie się bawić, ważne by ten pięciolatek nie przeszkadzał.
Inaczej było za rządów PiS i prezydentury Lecha Kaczyńskiego. Wtedy Polska zaczynała tworzyć swój wizerunek i swoją pozycję na świecie. Polska miała swoje zdanie i dbała o swoje interesy. PiS miał plan i wiedział jakimi atutami zagrać by ugrać jak najwięcej. Nasze sojusze były owocne dla obu stron. Przypominało to politykę II RP. Piłsudski i jego polityka przyniosła Polsce sojusz z Francją, który na wypadek wojny zabezpieczał Polskę przed osamotnieniem. Niestety w ostatecznym rozrachunku, po śmierci Piłsudskiego, polska niemrawość doprowadziła do Dziwnej Wojny.
PiS i Lech Kaczyński jasno sprecyzowali zadania, cele i interesy polskiej polityki zagranicznej. Kiedy Lech Kaczyński odmawiał podpisania Traktatu Lizbońskiego, było to spowodowane jasno określonymi przyczynami i nie zgodnością z polityką PiS, a nie, jak twierdził opozycja i media, że chęcią pokazania się i bycia „eurofobem”.
Obecnie polityka zagraniczna upadła. Polska jest salonowym bywalcem i nikłym graczem. MSZ zaniedbał wiele spraw. Radosław Sikorski popełnił wiele błędów. Niektóre nawet sprawy i zaniechania wyglądają ma działania specjalne i świadome. Według wielu doniesień, MSZ dostał zawczasu wiele informacji i powiadomień o planowanym zdjęciu tablicy smoleńskiej, jednak nic z tym nie zrobił. Sprawa gazociągu, którą Sikorski nazwał „drugim Paktem Ribbentrop-Mołotow”, też nie może pozostać obojętna. Sikorski mówiąc krytyczne słowa wobec gazociągu bałtyckiego, nie zrobił nic, co mogłoby wstrzymać jego budowę. Żyjąc między Scyllą, a Charybdą dajemy się bawić naszym kosztem. Niemcy i Rosja działają na naszą niekorzyść w sposób tak jasny i przejrzysty, że rząd powinien zadziałać.
Za rządów PO straciliśmy wiele możliwości. Głównie dlatego, że nie wykorzystujemy naszych atutów. Jarosław Kaczyński mówił o poznaniu polityki Rosji, o naszej historycznie i geograficznie uwarunkowanej znajomości głównego przeciwnika USA. Ja twierdzę, że głównym naszym atutem jest nasz potencjał militarny i intelektualny oraz dobre stosunki z państwami byłej ZSRR. Stosunki te pragnął zacieśnić Lech Kaczyński poprzez sojusz, w którym Polska byłaby głównodowodzącym.
Polityka PO i PiS w stosunku do świata różni się diametralnie. Polityka PiS przypomina piłsudczykowską, twardą, jasno określoną. PO natomiast politykę strachu i chęci do pochwał za nieprzeszkadzanie. Wycofywanie się z Iraku, nie zabranie głosu w sprawie wojny w Libii, to wszystko powoduje, że nie odgrywamy już żadnej roli. Te dwie wizje polityki, to dwa różne światy.
W złą stronę patrzymy
Rodzaj uprawianej polityki nie jest jedynym zarzutem do rządu. Jej kierunek też jest niewłaściwy. W obecnych czasach, gdy w polityce zagranicznej, państwa kierują się nacjonalizmem, trudno znaleźć sojusznika. Ale wiele państw, o podobnych uwarunkowaniach historycznych, czy gospodarczych, ma wspólne, czy też podobne cele do osiągnięcia. Wtedy kraje tworzą sojusze, dzięki którym o wiele łatwiej jest funkcjonować w meandrach polityki światowej. Przykładem mogą być państwa północnoeuropejskie. Premier Wielkiej Brytanii David Cameron zorganizował w styczniu tego roku spotkanie wszystkich państw bliskiej i dalekiej północy. Region północny zaczął wspierać się gospodarczo i politycznie. Mają wspólne cele i zadania. Bo to wspomaga i ułatwia działanie.
Polska polityka powinna działać podobnie. Rząd powinien spojrzeć bardziej na wschód i południe, niż uparcie dążyć do pochwał od Zachodnich mocarstw. Nasz poradziecki region tworzą państwa o młodej strukturze. Węgry, Słowacja, Litwa, Gruzja, Ukraina to państwa, tak jak Polska wciąż się rozwijające i gotowe do współpracy. Wspomniany już sojusz, który chciał stworzyć Lech Kaczyński, dawał możliwość kooperacji tych państw w wielu sferach politycznych, gospodarczych i energetycznych. Kraje wschodu są także dobrym miejscem na inwestycje. Szczególnie Ukraina, która zyska popularność dzięki nadchodzącemu Euro 2012. To dobry moment by zacząć tam inwestycje. Wystarczą chęci i trochę przebiegłości.
Kondominium, Targowica czy poprawa stosunków?
Ten zastój, ciągłe unikanie konfrontacji i brak celów polskiego rządu jest ostro krytykowany. Nazywany „kondominium”, „Targowicą”, „działaniem na szkodę państwa”. Faktycznie ten kompleks Rosji, jaki niestety ma Tusk i Sikorski, objawia się ciągłą uległością w stosunku do Rosji. Każda sprawa kończy się ugodą na jej korzyść, co politycy PO i Rosjanie nazywają ociepleniem stosunków. Przypomina to bardziej „odwilż” z 1956 roku, gdy takową zapowiedział Chruszczow. Apogeum tej uległości jest śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej. Przejęli je Rosjanie, choć rząd mógł wykorzystać inny dokument do ustalenia strony przejmującej śledztwo. Wrak, który jest własnością Polski wciąż mają Rosjanie. Oryginały czarnych skrzynek przez długi czas znajdowały się w rękach Rosjan. Oficjalnej odpowiedzi na raport MAK, który w swojej kłamliwe, czy wręcz fałszywej wersji wydarzeń stał się najbardziej opiniotwórczy dla mediów zachodnich, wciąż nie ma. To wszystko wygląda jak działania niezgodne z polską racją stanu, jakby dyktowane nam przez Rosjan. Wierzę, że tak nie jest. A przynajmniej chciałbym wierzyć.
Kompleks mniejszości nie dotyczy tylko Rosji. Tusk boi się również Niemiec i Francji. UE rozwija się nierównomiernie. Nazwano to „Europą dwóch prędkości”. Polska m.in. dzięki temu rządowi należy do tej drugiej prędkości, choć tak być wcale nie musiało.
Potrzeba nam Piłsudskiego
W polityce zagranicznej, pomijając błędy i niechęć rządu do konfrontacji, ważny jest szacunek. Jest potrzebny, bo głównie dzięki niemu możemy coś odgrywać na arenie politycznej. Każdy kraj ma jakiś powód do dumy i coś czym zyskał poważanie w świecie. Rosja swoją nieobliczalnością i niedostępnością. Niemcy twardą grą i sojuszem z Francją. Stany Zjednoczone armią i poziomem gospodarczym. Ale czym może zdobyć respekt tak młode państwo jakim jest Polska? Jak zdobyć poważanie nie mając niczego? Właściwie rzecz biorąc to Polsce potrzeba odbudowy respektu, który przez całą kadencję nasz rząd sukcesywnie niszczył i całym konformizmem zaprzepaszczał. Tu potrzeba Piłsudskiego lub Lecha Kaczyńskiego. Tu potrzeba sanacji, trzeba wszystko oczyścić i zbudować na nowo, bo z tego rządu i kadencji głaskania po głowie za bierność, nic nie da się zrobić.
Przez wszystkie lata rządów PO Polska traciła na polityce zagranicznej. Kiedy inne państwa rozwijały się, zawiązywały współpracę i podpisywały sojusze, Tusk z Sikorskim świetnie bawili się na europejskich salonach, głaskani przez Merkel i Sarkozy’ego. Oni cieszyli się, że „ciemny lud kupuje” ich „zaangażowanie” za granicą, a Zachód cieszył się, że nikt mu nie przeszkadza robić poważnej polityki kosztem naszego kraju. Kadencja bierności, uścisków i straconych szans.
Obywatel swiata w Polsce, obywatel Polski na swiecie. - w mysl felietonu B.Prusa