Bez kategorii
Like

Nasza Polska

07/01/2013
610 Wyświetlenia
0 Komentarze
8 minut czytania
no-cover

Rzesza „patriotów” powinna odpowiedzieć sobie na pytanie – miłością do jakiego kraju chcą zarazić Polaków? Z punktu widzenia przeciętnego Polaka, ojczyzna dzisiaj jest dla niego macochą. Nie zasługującą na miłość. Co najwyżej na zapomnienie.

0


 

I może ta szczególna dychotomia między słowami a czynami „prawdziwych patriotów” jest odpowiedzią na pytania, dlaczego ruch narodowy w Polsce i generalnie nadwiślańska prawica ma tak zły PR w środowiskach, które stanowią podstawę wykresu rozkładu normalnego prawdopodobieństwa, czyli krótko mówiąc podstawę dzwonu Gaussa – a więc większość polskiego społeczeństwa.

Rodziny w Polsce są stawiane pod ścianą – nie przez Plaformę Obywatelską, której członkowie rządzenie wielkim krajem traktują, jak szansę na szybki zarobek i zbudowanie powiązań biznesowo-towarzyskich, które pomogą w przyszłości na na wskoczenie do klasy średniej, czy wyżej – ze średniej to klasy nowobogackiej, ale przynajmniej tego nie ukrywają. Polskie rodziny są stawiane pod ścianą przez pracodawców, którzy – im chętniej manifestują patriotyzm składaniem wieńców pod pomnikami i górnolotnymi słowami o polskości, tym mniej chętnie płacą na czas, o ile płacą w ogóle.

W zachodniej kulturze biznesowej, jak raz wolnorynkowej, praca traktowana jest jak każde dobro – i słusznie, bo jest dobrem w ujęciu biznesowym. Co więcej – nie ma dóbr wobec pracy komplementarnych. Fabryka, zakład usługowy, potrzebują ludzi do pracy bo nawet najnowsze technologie nie zastąpią fryzjerów, górników, czy obsługi taśmy produkcyjnej w końcowej fazie produkcji. W Polsce praca traktowana jest jak zaszczyt, którego z punktu widzenia pracodawców dostępują zatrudnieni. I to tak duży zaszczyt, że z pensjami pracownicy mogą poczekać – nie bądźmy drobiazgowi. Jakoś sobie poradzą, nie?

Prowadzenie polityki „jakoś sobie poradzą” przez złotoustych polskiej prawicy, które trwa już wiele lat, doprowadziło do sytuacji, w której prości obywatele są nastawieni do wszelkich patriotyzmów z ogromną dozą ostrożności. Zrobiłem niedawno quasi-badania wśród swoich licznych znajomych na emigracji i tu – w Polsce. Pytałem o dwie rzeczy – ich obecność na nadwiślańskim rynku pracy oraz, co ich zdaniem, czyni ich Polakami, i w Polsce, i na obczyźnie.

Nadwiślański rynek pracy wszyscy określają mniej więcej podobnie, różnice są w odcieniach „bylejakości” – i w odniesieniu do pracodawców, i wysokości wynagrodzeń. Odporni na pranie mózgów dość dobrze odnajdują się w korporacjach. Jak raz zachodnich.

Większość pracujących w Polsce powoli wychodzi z pułapki szczęścia „z powodu posiadania pracy i nie posiadania godziwego wynagrodzenia”. Z licznych rozmów już wiem, że godziwe wynagrodzenie to takie, które wystarcza na życie. Bo w większości przypadków jednak nie wystarcza. Bez względu na to, czy mówimy o administratorze baz danych, czy sprzedawczyni w osiedlowej „Żabce”.

Owa godziwość wynagrodzenia i, często, brak zwykłej ucziwości, zmusiły miliony Polaków do wyruszenia w świat w poszukiwaniu pracy. Dzisiaj są szczęśliwi, otwarcie mówiac, że czują się Polakami, tak jak ich koledzy z Londynu, Belfastu, Berlina, Monachium, Moskwy czy Ottawy, zaś wspólnym dla nich mianownikiem polskości jest nie tylko tradycja i język (w domach coraz częściej, ze względu na dzieci, używany jako drugi), ale również, a może przede wszystkim, to w jaki sposób byli traktowani jako pracownicy w polskiej części historii swojego życia.

Politycy w Polsce (kandydaci na polityków podobnie) umyślili sobie stworzyć szczególną klasę społeczną. Klasę dobrze uposażoną, utrzymywaną z pieniędzy budżetowych i niewiele dla Polski robiącą – gdyby porównać ją do obowiązującego w Indiach systemu kastowego, to jest to odpowiednik kasty kapłanów. Klasę, która będzie musiała żyć dobrze wyłącznie z biznesem, w Polsce przecież tak bliskim wszystkim politykierom.

Z podziwu godną pasją wszyscy – od lewej do prawej – chcieliby aby ten ich sen o nowej klasie społecznej ziścił się jak najszybciej. Przy czym w tym obszarze Ruch Palikota i Platforma Obywatelska są o klasę wyżej, bo nazywają rzeczy po imieniu i częściej (co wynika z odpowiedzi na moje pytania rozesłane do znajomych), niż lewica i prawica, płacą za wykonaną pracę.

Lewica skupia się na promowaniu swoich, wywodzących się z manifestu komunistycznego, idei równania do dołu – jeśli trzeba to z użyciem siły. I zamiany społeczeństwa z opartego na rodzinie, na coś na kształt kibucu, w którym „róbta co chceta”, zaś każdemu będzie zapewnione minimum socjalne. Ale nic więcej.

Prawica dla radosnej odmiany chciałaby podziału na wąską klasę bogatych, złotoustych patriotów i resztę, która niech sobie radzi, jak potrafi. A jeśli nie potrafi – niech karmi swoje dzieci piękną polską historią i słowami o miłości do ojczyzny.

Myślę, że oni wszyscy są oderwani od rzeczywistości i tak naprawdę szkodzą Polsce. Niech Wam za przykład posłużą słowa jednego z moich kolegów, który Polskę podsumował tak: „Polska dla mnie skończyła się kiedy się urodziłem. I zaczęła ponownie, kiedy wyjechałem do Londynu. I niech tak trwa. Kocham Polskę, ale wrócić tam nie zamierzam, bo mi szkoda dzieci. Ale czuję się patriotą i Polakiem”.

 

0

CoronaBorealis

Dbam o to, zeby nie powtórzyl sie 1307 rok. Procesy winny byc sprawiedliwe. Albo glosne. A umowa spoleczna obowiazywac wszystkich

63 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758