Prekursorami polskiej geologii byli duchowni żyjący na przełomie XVIII i XIX w.: ks. Jan Krzysztof Kluk, ks. bp Krzysztof Szembek czy ks. Stanisław Staszic. Ich prace silnie wspierały ówczesne najwyższe władze świeckie.
W naszych czasach możliwość sięgnięcia po bogactwo ukryte w ziemi dostrzegł o. Tadeusz Rydzyk. Mimo piętrzenia nieprawdopodobnych utrudnień, nie tylko bez pomocy obecnych władz państwa, ale zdaje się wbrew nim, Fundacja Lux Veritatis z powodzeniem realizuje inwestycję geotermalną w okolicach Torunia.
Pisząc poniższy tekst, nie miałem na celu syntetycznego przedstawienia historii polskiej geologii, chciałem raczej pokazać rolę wybranych duchownych w rozwoju tej nauki w Polsce. Analogie każdy z Czytelników będzie widział różnie i w różnym zakresie. Myślę, że warto, aby te zagadnienia były zgłębiane przez historyków Kościoła, a może i mojego dobrego kolegę o. Jana Rykałę, który studiował ze mną geologię we Wrocławiu, a potem został zakonnikiem misjonarzem na Nowej Gwinei, gdzie w wolnych chwilach próbuje zajmować się geologią regionu. Jeśli chodzi o historię geologii, uważam, że trzeba skupić się szczególnie na etapie powstawania geologii jako nauki, kiedy wykształconą elitę rozumiejącą rolę zasobów naturalnych stanowili właśnie duchowni. Sprzyjało temu poznawanie mechanizmów zjawisk przyrodniczych, świadomość, że usystematyzowana wiedza naukowa pozwala na to, by zwiększyć wydajność górnictwa. To właśnie spowodowało pojawienie się w Europie geologii jako nauki, a polscy badacze, w tym duchowni, odegrali w Polsce pierwszorzędną rolę.
Należy zacząć od działalności ks. Jana Krzysztofa Kluka (1739-1796), który nie był geologiem, bo taki termin wtedy nie istniał, lecz katolickim kapłanem z wielkim zacięciem przyrodnika. Obok wielu dokonań i opublikowanych dzieł z zakresu botaniki, farmacji, rolnictwa i zoologii oraz współpracy z Komisją Edukacji Narodowej na szczególną uwagę zasługuje wydany w latach 1781-1782 dwutomowy podręcznik geologii i mineralogii autorstwa ks. Kluka pt. "Rzeczy kopalnych osobliwie zdatniejszych szukanie, poznanie i zażycie". W dziele tym uczony skromnie uznaje, że nie jest to źródło odkrywczej wiedzy dla fachowców, ale może to być publikacja pożyteczna również dla nich. Dzieło to uznaje się za pierwszy podręcznik geologii w Polsce.
Komisja Kruszcowa
Pierwszym państwowym organem w Europie i chyba na świecie, który pełnił funkcję służby geologicznej, była utworzona w Polsce Komisja Kruszcowa. Została powołana 10 kwietnia 1782 r. przez króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, a jej pierwszoplanowym zadaniem było rozpoznanie krajowych możliwości rozszerzenia wydobycia rud. Innych kopalin, poza solą i kruszywami, wówczas nie wydobywano, a rudy metali były niezbędne do wzmocnienia upadającego państwa – najważniejsze było bicie własnej monety i odlewanie armat. Powołanie Komisji Kruszcowej stało się więc potrzebą gospodarczą i militarną. Komisja miała rozwiązać od dawna poruszany problem (w tym w 1764 r. na Sejmie konwokacyjnym czy na Sejmie elekcyjnym) "otwarcia gór olkuskich" i bicia pieniądza w narodowej mennicy, a także wydobycia kruszców Gór Świętokrzyskich czy poszukiwania nowych złóż soli. Szczególnie to ostatnie miało być podstawą finansowania reformy Rzeczypospolitej Obojga Narodów (dziś tę rolę powinien pełnić gaz z łupków). Było to tym ważniejsze, że po pierwszym rozbiorze w 1772 r. skarb królewski utracił na rzecz Austrii m.in. dochodowe żupy solne wielicko-bocheńskie i ruskie, a Prusy zmonopolizowały handel solą w Polsce (importując ją m.in. z niedawno jeszcze polskich złóż zajętych już przez Austrię).
Organizator polskiej geologii
Kluczową rolę w Komisji Kruszcowej pełnił jej prezes, którym został ks. bp Krzysztof Szembek. Nominacja ta nie była przypadkowa, ponieważ Komisja miała swoją siedzibę w dobrach biskupa w Miedzianej Górze koło Kielc. Miejscem stałego urzędowania jednak była Warszawa ("Komisja ta w Warszawie zasiadać ma"). Ta chyba pierwsza w Europie służba geologiczna (jeśli za taką ją uznać) składała się z jedenastu komisarzy (Andrzej Ogiński, Hiacynt Małachowski, Józef Ankwicz, Franciszek Ksawery Kochanowski, Michał Wawelski, Franciszek Bieliński, Feliks Łubieński, August Muszyński, Andrzej Gawroński, Aleksander Romiszewski, Feliks Oraczewski), po śmierci Kochanowskiego i Muszyńskiego zastąpili ich Tadeusz Czacki, Paweł Popiel oraz dodatkowo wprowadzono Adama Przyrębskiego. Komisarzem z prawem głosu decydującego (cum vote decisivo) nie mógł być cudzoziemiec, a komisarze pracowali bez wynagrodzenia: "Lubo zaś komisarze ci, samą miłością dobra publicznego pobudzeni, na korzyści szczególnej nam i krajowi przysługi swe zasadzają zyski…". Bez wsparcia materialnego udzielonego przez biskupa Szembeka nie byłoby zatem tej pierwszej w Europie służby geologicznej, mającej tak ważną misję państwową do spełnienia. Oczywiście Szembek nie miał wiedzy geologicznej, ale należy go uznać za pierwszego organizatora polskiej geologii w sensie państwowym.
Rozbiory
Najbardziej znaną dziś postacią historyczną polskiej geologii i górnictwa jest Stanisław Wawrzyniec Staszic, o którym wiadomo, że urodził się przed 6 listopada 1755 r. w Pile, a zmarł 20 stycznia 1826 r. w Warszawie. Ten jeden z najaktywniejszych organizatorów i uczonych polskiego oświecenia rozpoczął swoją geologiczną działalność jeszcze w wolnej Polsce, ale jego główne osiągnięcia dotyczą okresu po trzecim rozbiorze Polski. Staszic był z wykształcenia geologiem (studiował w Lipsku, Getyndze i Paryżu), ale też księdzem katolickim. W latach 1816-1824 pełnił funkcję dyrektora generalnego Wydziału Przemysłu i Kunsztów Królestwa Kongresowego i przygotował plan rozbudowy przemysłu na Kielecczyźnie. Wznowił eksploatację węgla kamiennego w kopalni Reden na terenie obecnej Dąbrowy Górniczej. Z inicjatywy Staszica powstało wiele obiektów przemysłowych, m.in. pierwsze w Królestwie Polskim huty cynku (cztery huty o wspólnej nazwie "Konstanty" – 1816-1822) oraz ośrodki hutnictwa żelaza. Spod pióra Staszica wyszły ważne dzieła z dziedziny geologii ziem Polski. Były to: wydane w 1805 r. dzieło "O ziemiorództwie gór dawnej Sarmacji a później Polski" oraz pochodząca z 1806 r. mapa geologiczna. Najbardziej znanym dziełem Staszica jest opis budowy geologicznej Polski pt. "O ziemiorództwie Karpatów i innych gór i równin Polski" wydany nakładem Drukarni Rządowej w Warszawie. Staszic napisał go w 1810 r., ale został on wydany dopiero w 1815 roku. Warto powoli czytać i zachwycać się polszczyzną tego dzieła, np.: "W tem wyniosłem, piasczystem cyplisku, na ktorem dawny zamek Czerski i miasto Gora stoją; również w tych gornych pobrzeżach Wisły, na ktorych rozłożyła się Warszawa; znałezione golenne kości (…) mamuta; (…) i żebra morskich bestyy", albo: "W Wielkieipolsce, po całei Litwie, w pewnei głębi, znaidują się piszczele, sczoki, i sczołby jakichsiś zwierzow wielkich, a ktorym nie ma podobieństwa w żyjących"; lub taki passus: "Jeden nieprzerwany ciąg góry, którą później, po odpadnięciu wód morskich, porozrywała w różnych miejscach Wisła, szukająca najniższego do swego spadku koryta", czy "krzemienienie w wapieniach ma jakiś związek z upostacieniem się jestestw żywotnich…".
W 1816 r. Staszic zorganizował w Kielcach Szkołę Akademicko-Górniczą (zwaną czasem Akademią Górniczą), mającą kształcić kadry techniczne dla rozwijającego się w tym regionie przemysłu. Szkoła ta była piątą lub szóstą tego typu uczelnią w Europie. W roku 1816 staraniem Staszica i za postanowieniem namiestnika Królestwa Polskiego utworzona została Główna Dyrekcja Górnicza podległa Wydziałowi Górnictwa i Dyrekcji Przemysłu i Kunsztów Komisji Rządowej Spraw Wewnętrznych, kierowanemu właśnie przez Stanisława Staszica. W rok później Staszic opracował projekt urządzenia górnictwa krajowego (1817), wystarał się o przepisy prawne umożliwiające poszukiwanie niektórych kopalin, także na gruntach prywatnych. Dzieła Staszica są cennym dziedzictwem, do których z dumą należy się odwoływać. Przy okazji przyznać jednak należy, że z dzisiejszego punktu widzenia Staszic przeceniał zasoby obszaru Gór Świętokrzyskich, gdy pisał: "Cały ten krajec ziemi od Pilicy aż po Góry Kieleckie, wszerz i wzdłuż, wszędzie zawalony jest rudą żelaza". Z drugiej strony nie umniejsza to oczywiście znaczenia działalności Staszica, tym bardziej iż był to pogląd powtarzany od wieków, a w porównaniu z ówczesnymi potrzebami i możliwościami importowymi (transport) były to, z punktu widzenia ówczesnego człowieka, zasoby bardzo istotne i mogące zaspokoić ówczesne potrzeby.
Po śmierci Staszica szkoła w Kielcach upadła, dlatego w Polsce nadal nie było wykształconych fachowców z dziedziny geologii i górnictwa, co powodowało, że napływało do nas wielu fachowców, których cele i motywacje nie zawsze były bliskie temu, czym kierowali się Kluk, Szembek czy Staszic.
Geotermia toruńska
Ostatni przykład znaczącego zaangażowania duchownych w geologię dotyczy początków XXI wieku. Ojciec Tadeusz Rydzyk, redemptorysta, dyrektor Radia Maryja, kierując się wiedzą polskich naukowców, dostrzegł możliwość sięgnięcia po bogactwo polskiego fragmentu ziemi. Chodzi oczywiście o wykorzystanie dobrych warunków geotermalnych w okolicach Torunia.
Fundacja Lux Veritatis złożyła w 2006 roku, tak jak każdy inny podmiot, aplikację o koncesję na poszukiwanie i rozpoznawanie złóż wód termalnych w okolicach Torunia. Na podstawie uzyskanej koncesji Fundacja złożyła do Narodowego Funduszy Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej wniosek o sfinansowanie wykonania pierwszego otworu poszukiwawczego. Została potraktowana tak jak każdy inny podmiot i dotację taką jej przyznano, zgodnie z wytycznymi polityki ekologicznej państwa. Jest to zrozumiałe, ponieważ dotychczas każdy, a przynajmniej każdy pierwszy, czyli tzw. poszukiwawczy, otwór geotermalny w Polsce był wiercony w oparciu o pełne finansowanie ze środków publicznych. Ani przyznanie przeze mnie, jako ówczesnego głównego geologa kraju, koncesji, ani wydanie pozytywnej opinii jako warunku rozpatrywania przez NFOŚiGW wniosku o sfinansowanie badań geologicznych nie budziło kontrowersji na tym etapie. O ile pamiętam, na wewnętrznych dokumentach dotyczących koncesji i opinii dla NFOŚiGW przygotowywanych do mojego podpisu w Ministerstwie Środowiska widnieje podpis ówczesnego dyrektora departamentu, tj. tej samej osoby, która w obecnym rządzie pełni funkcję głównego geologa kraju.
Oczywiście, nie było żadnych merytorycznych przeciwwskazań ani w zakresie wydania koncesji, ani w zakresie sfinansowania wiercenia. Problem pojawił się wtedy, gdy dotacja, jaką przyznano Fundacji Lux Veritatis, lecz ostatecznie nie wypłacono, okazała się za mała i gdy Fundacja poprosiła o zwiększone dofinansowanie, równe łącznie kwocie zawartej w najtańszej ofercie przetargowej, czyli 27 mln zł, zaproponowanej przez firmę państwową. Rzecz jasna, w ciągu tego roku nie zmieniły się warunki geologiczne ani też merytoryczna strona sensu wykonania inwestycji. Zmienił się czas (upłynął rok), kwota (z 10 na 27 mln zł), zasoby subkonta geologicznego (wzrosły ponaddwukrotnie, bo dzięki uporządkowaniu finansów przybyło około 200 mln zł) oraz dyrektor departamentu geologii i koncesji geologicznych, a także sytuacja polityczna związana z wyborami parlamentarnymi.
Jak zawsze w sprawach geologii sprawę należy oceniać wyłącznie merytorycznie. Rozważmy więc: skoro jest sens geologiczny wykonania wiercenia, to on jest, bez względu na to, jaki będzie koszt, bo ten musi być rozpatrywany osobno. Zmienił się jednak rząd i pojawił się problem – skoro ewidentnie nie merytoryczny, to chyba stricte polityczny. Nowe władze, chcąc podważyć merytoryczny sens wiercenia, musiałyby to zrobić formalną decyzją tej samej osoby, która rok wcześniej jako dyrektor departamentu wydała opinię pozytywną, lecz potem jako członek rządu PO musiałaby wydać już opinię negatywną (?). Stąd oczywiście może Czytelnik wnioskować, że natychmiastowa, po zmianie władz, decyzja o cofnięciu dotacji na wykonanie odwiertu miała motywacje wyłącznie polityczne.
Wstyd dla rządu
Pytanie, jak ma się opisana sytuacja do warunków działania takich prekursorów polskiej geologii jak K. Kluk, K. Szembek czy St. Staszic? Otóż dwaj pierwsi działali dosłownie w ostatnich latach upadającej Rzeczypospolitej, a ostatni głównie w warunkach rosyjskiego zaboru. Ale, w mojej indywidualnej opinii, nawet Staszic nie doświadczył takich utrudnień ze strony zaborców, jakich doznaje dziś ojciec Tadeusz Rydzyk od władz Rzeczypospolitej. Pojawiają się mimo wszystko pewne różnice, bo… Staszic dostawał jednak wsparcie władz okupacyjnych w zakresie swoich przedsięwzięć, w tym na rzecz utworzenia szkoły wyższej w Kielcach. Oczywiście, nie szukam analogii pomiędzy dyktatorskim zaborcą i totalitarnym tyraństwem obcej władzy a demokratycznie ustanowionymi władzami RP. Uważam jednak, że zawsze należy postępować wyłącznie merytorycznie i bronić słabszych – bo to jest obowiązkiem każdego piastującego stanowiska rządowe. Czym groźnym dla państwa jest działalność oparta na społecznych zbiórkach w zderzeniu z niechęcią władzy dysponującej siłą tegoż państwa? Polska ma przed sobą tzw. cel 3 x 20, który ma polegać na tym, aby do roku 2020 w UE zmniejszono emisję gazów cieplarnianych co najmniej o 20 proc. w porównaniu z 1990 r., ograniczono energochłonność o 20 proc. i zwiększono udział energii produkowanej ze źródeł odnawialnych do 20 procent. Jestem ciekaw, czy obecne władze Rzeczypospolitej Polskiej chciałyby wziąć pod uwagę wartość tzw. zielonej energii uzyskanej w oparciu o geotermię w Toruniu, tak aby wykazać wzrost udziału odnawialnych źródeł energii w bilansie energetycznym kraju i w dążeniu do mocno upragnionego przez obecny rząd celu 3 x 20. Myślę, że tak – tylko kto się będzie wstydził za wycofanie dotacji na geotermię, która ów cel przybliża? Jeśli geotermia toruńska byłaby włączona do bilansu OZE, znaczyłoby to, że obecne władze zgadzają się, iż decyzja o przyznaniu dotacji była zgodna z głównymi wytycznymi polityki ekologicznej państwa. Jeśli tak, to czy wycofanie dotacji było przeciw jej zapisom? A geotermia w Toruniu ma bezsprzecznie sens, przyznawali mi to po cichu także politycy PO. Jest to tym bardziej ważna inwestycja, że jest wystarczająco duży odbiorca ciepła, jakim może być miasto Toruń oraz turyści zainteresowani potencjalnymi basenami termalnymi. Sens geologiczny wierceń w Toruniu jasno wynika z badań Państwowego Instytutu Geologicznego, co potwierdził dyrektor tej jednostki naukowej. Co więcej, jeden z głównych krytyków mojej pozytywnej opinii, który rzucał hasło, że pomyliłem Toruń z Ciechocinkiem, w rok po mojej pozytywnej dla geotermii toruńskiej decyzji opublikował (co prawda jako dalszy autor) wyniki pomiarów temperatury wykonanych kilka lat wcześniej w otworze tuż po drugiej stronie Wisły. Wydając pozytywną decyzję o geotermii toruńskiej, o pomiarach tych nie wiedziałem – ale ta osoba jako pracownik PIG przecież wiedziała. Jeśli PIG jest służbą geologiczną, to dlaczego informacja ta nie dotarła do głównego geologa kraju? Z pomiarów tych natomiast wynika, że nie tylko się nie pomyliłem, ale temperatura, jaką odczytano w nowym otworze w Toruniu na blisko 3000 m, była identyczna jak we wspomnianym starszym otworze po drugiej stronie Wisły i wynosiła sporo powyżej 90 st. C. Źle jest, że wiedza i strona merytoryczna przegrywają w mediach z celami politycznymi, ale osiąganymi już zupełnie niepolitycznymi i niemerytorycznymi narzędziami.
Kilka tygodni temu na seminarium dotyczącym nowych źródeł energii, które odbyło się w Parlamencie Europejskim w Brukseli, niektóre media zauważyły kilkusekundowy komentarz, a nie dostrzegły najważniejszej informacji. Mianowicie jedna z prezentacji, dr. Piotra Długosza, wybitnego specjalisty w zakresie inwestycji geotermalnych, udokumentowała spodziewane dobre warunki termiczne i rewelacyjne wręcz wydajności otworu geotermalnego w Toruniu – przypominam, wywierconego jako jedyny tego typu w Polsce bez dotacji państwa. Kto się będzie wstydził za wycofanie dotacji? Spodziewam się, że oczywiście nikt, może ci działacze PO, którzy od początku wiedzieli, że inwestycja geotermalna w Toruniu ma sens. A co z wiedzą medialną o geotermii toruńskiej i przekazie seminarium w Parlamencie Europejskim? Oczywiście, fałszywe wrażenia się umacniają.
Na marginesie sprawy geotermii toruńskiej – rok temu wygrałem proces przeciw wydawcy Axel Springer za opublikowanie w "Dzienniku" nieprawdziwych stwierdzeń zawartych m.in. w artykule "Pomagał Rydzykowi, teraz pomógł sobie". Wyrokiem sądu dostałem 50 tys. zł zadośćuczynienia, a wydawca musiał zamieścić przeprosiny i sprostowanie. Mimo korzystnych wyroków, w tym wyroku sądu egzekucyjnego dotyczącego umieszczenia sprostowania przy archiwalnych artykułach, nic się nie zmieniło. Przeprosiny się pojawiły – sprostowań jakoś nie zauważyłem. Uważam, że padłem ofiarą skutecznego ataku politycznego przy użyciu narzędzi zgoła niepolitycznych. Czy miałbym wytoczyć kolejny proces Axel Springer, że nie oczyścił należycie mojego imienia? Że w internecie nadal roi się od kłamstw, a wiele osób mija się z prawdą, komentując potem te sprawy, łącznie z panem premierem? Nie jest łatwo walczyć z pomówieniami. Jak widać, nawet wygranie przed sądem nie gwarantuje zwycięstwa nad czarnym PR i taki właśnie czarny PR dotyczy sensu geotermii toruńskiej. Czy jest miejsce i czas na rozsądek, merytorykę i tolerancję, a choćby i modus vivendi – czy wstyd tylko po tym zostanie, do którego nikt przyznać się nie zechce?
Artykuł dla Naszego Dziennika:
http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110820&typ=my&id=my23.txt
Merytorycznie: o surowcach naturalnych w tym o gazie lupkowym, o Wroclawiu, Dolnym slasku i o Polsce.