Dzieci mi mówią, że się okłamuję.
Rzeczywiście, tak to wygląda. Nie chcę pogodzić się z prawdą. Jeśli przyjąć za prawdę to co jest, nie godzę się na to.
Nie godzę się na to, że spędzam czas przed kompem, zamiast malować, rzeźbić, zarabiać. Nie mogę zgodzić się na ich eksperymenty z życiem.
Wkurza mnie mój mąż. Wkurza państwo. Wścieka otoczenie.
Chciałam by było inaczej. Wyobraziłam sobie wszystko jak ma być, i nic, nic z tego się nie spełniło, choć miałam najlepsze chęci, wobec siebie i każdego. Pracowałam nad miarę, nie myślałam o sobie, wszystkim się przejmowałam, każdemu chciałam przychylić nieba, mężowi, dzieciom, przyjaciołom, Polsce, bezdomnym, żebrakom, leciałam na gwizdek, dawałam siebie całą i bez reszty, spalałam jak świeca. I wszyscy byli ze mnie niezadowoleni, a ja sama najbardziej.
Jestem złą kobietą, matką, żoną, córką, obywatelką, grzesznym i słabym człowiekiem. Zawiodłam się na sobie, wszyscy mają do mnie słuszne pretensje.
Kto mnie kocha? Nikt.
I nie pocieszy mnie, że prawie każdy jest w takiej sytuacji, lub podobnej, wrogowie też, szczególnie oni.
Wręcz przeciwnie. To mnie dobija.
Ty córko też masz wieczne pretensje.
I Ty Miszczu.
Zadowoleni?
Nie mnóżcie mi tu lekarstw.
Iza Rostworowska. Crux sancta sit mihi lux / Non draco sit mihi dux Vade retro satana / Numquam suade mihi vana Sunt mala quae libas / Ipse venena bibas