Wygląda na to, że w III RP narodziła się nowa tradycja. Opisany niepochlebnie urzędnik dowolnego szczebla zamiast sprostowania jego zdaniem nieprawdziwej informacji, co gwarantuje mu prawo prasowe w art. 31a, składa doniesienie do prokuratury. Czasem też wytacza powództwo z art. 23 i n. kc, czyli o ochronę dóbr osobistych.
Z reguły (urzędnik bowiem w rozumieniu przeciętnego prokuratora stoi zdecydowanie wyżej na drabinie ewolucji niż zwykły Kowalski) prokurator wszczyna dochodzenie z art. 212 § 2 kk mimo że czyn jest ścigany w trybie prywatnoskargowym. Złośliwi, a może bardziej znający środowisko ludzi chodzących w pracy w czarnej sukience z czerwoną obwódką twierdzą, że to taki rewanż na publikacje, które od lat ukazują prokuratorskie państwo w państwie.
Tymczasem już w 2005 roku Sąd Najwyższy wydał uchwałę tzw. „siódemki.
Oto jej tekst .
Uchwała składu siedmiu sędziów z dnia 18 lutego 2005 r., III CZP 53/04
Sędzia SN Tadeusz Wiśniewski (przewodniczący)
Sędzia SN Antoni Górski
Sędzia SN Marian Kocon
Sędzia SN Iwona Koper
Sędzia SN Elżbieta Skowrońska-Bocian
Sędzia SN Mirosława Wysocka (sprawozdawca)
Sędzia SN Kazimierz Zawada
Sąd Najwyższy po rozstrzygnięciu w Izbie Cywilnej na posiedzeniu jawnym w dniu 18 lutego 2005 r., przy udziale prokuratora Prokuratury Krajowej Piotra Wiśniewskiego, zagadnienia prawnego przedstawionego przez Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego we wniosku z dnia 22 lipca 2004 r.:
,,Czy postawienie nieprawdziwego zarzutu w publikacji prasowej może być uznane za bezprawne naruszenie dóbr osobistych (art. 24 § 1 k.c.), jeżeli dziennikarz zachował szczególną staranność i rzetelność przy zbieraniu i wykorzystaniu materiałów prasowych (art. 12 ust. 1 pkt 1 ustawy z dnia 26 stycznia 1984 r. – Prawo prasowe, Dz.U. Nr 5, poz. 24 ze zm.)?” podjął uchwałę:
To jednak dotyczy sytuacji postawienia nieprawdziwego zarzutu. Nieprawdziwego obiektywnie.
Praktyka wskazuje jednak, że zarzut z 212 kk stawiany jest nawet wtedy, gdy informacja jest prawdziwa.
Niestety, wybór drogi prawnej przez NN urzędnika jest przemyślany. Otóż jeśli w sprawach dotyczących tzw. przestępstw pospolitych winę powinien wykazać oskarżyciel (oczywiście są to rozważania teoretycznoprawne) to w przypadku przestępstwa z art. 212 kk ciężar dowodu spoczywa na oskarżonym.
Dziennikarz przed sądem musi więc wykazać, że postawiony zarzut jest prawdziwy. To może być trudne ze względu na obowiązek zachowania tajemnicy dziennikarskiej. Dziennikarz, który ratując własna d… chciałby ujawnić dane swojego informatora (informatorów) łamie prawo. Tak samo zresztą jak sąd, który ewentualnie zwalniając go z tajemnicy dziennikarskiej nakazałby ujawnienie danych informatorów lub osób, które zastrzegły anonimowość.
Pamiętać jednak należy o treści art. 180 § 3 k.p.k., w myśl którego „Zwolnienie dziennikarza od obowiązku zachowania tajemnicy nie może dotyczyć danych umożliwiających identyfikację autora materiału prasowego, listu do redakcji lub innego materiału o tym charakterze, jak również identyfikację osób udzielających informacji opublikowanych lub przekazanych do opublikowania, jeżeli osoby te zastrzegły nieujawnianie powyższych danych”. „Ochrona tajemnicy dziennikarskiej idzie dalej niż ochrona tajemnicy adwokackiej, radcowskiej i lekarskiej, gdyż w odniesieniu do tych trzech ostatnich tajemnic możliwe jest całościowe zwolnienie od ich zachowania […], podczas gdy w odniesieniu do tajemnicy dziennikarskiej zwolnienie to nie może dotyczyć danych umożliwiających identyfikację autora materiału prasowego, listu do redakcji lub innego materiału o tym charakterze, jak również identyfikacji osób udzielających informacji opublikowanych lub przekazanych do opublikowania, jeżeli osoby te zastrzegły nieujawnianie tych danych. […] tajemnica dziennikarska w odniesieniu do jej zasadniczego trzonu ma charakter bezwzględny. Niemożliwe jest bowiem przesłuchanie dziennikarza zarówno przez sąd, jak i tym bardziej za zezwoleniem sądu co do okoliczności, które pozwalałyby na ujawnienie danych umożliwiających identyfikację zarówno informatorów dziennikarzy, jak i autorów materiałów prasowych oraz listów do redakcji”.
Charakter określonego w art. 180 § 3 k.p.k. zakazu dowodowego spotykał się z różną oceną tak wśród przedstawicieli doktryny, jak i w orzecznictwie sądowym. W uchwale z dnia 22 listopada 2002 roku Sąd Najwyższy przejął, że zakaz ten ma charakter bezwzględny, jednakże w postanowieniu z dnia 15 grudnia 2004 roku uznał, że „Istnieje wprawdzie bezwzględny zakaz zwalniania dziennikarza od obowiązku zachowania tajemnicy dziennikarskiej w zakresie danych, o jakich mowa w art. 180 § 3 k.p.k., ale nie oznacza on, że nie można przesłuchać dziennikarza na te okoliczności, jeżeli on sam nie zasłania się tajemnicą dziennikarską i chce takie zeznania złożyć. Sąd nie może zwolnić dziennikarza z tajemnicy w tym zakresie, może natomiast przesłuchać go na okoliczności objęte tą tajemnicą, jeżeli dziennikarz sam chce złamać wiążącą go tajemnicę dziennikarską”. W kolejnym postanowieniu z dnia 20 października 2005 r. Sąd Najwyższy zajął odmienne stanowisko i przyjął, że „w przepisie art. 180 § 3 wyrażony jest bezwzględny zakaz dowodowy, a skoro tak, to sam fakt braku powołania się dziennikarza na tzw. tajemnicę anonimatu nie może przesądzać o prawidłowości postępowania sądu, który przesłuchuje dziennikarza na okoliczności objęte anonimatem. […] dziennikarz de lege lata nie może się „sam zwolnić” z tajemnicy dziennikarskiej („nie zasłaniać się tajemnicą dziennikarską”), co rzekomo miałoby sprawić, że dopuszczalne staje się przesłuchanie takiego świadka na okoliczności objęte tajemnicą dziennikarską”. To stanowisko Sądu Najwyższego należy uznać za słuszne, zostało ono zaakceptowane również przez przedstawicieli doktryny.
Ten zakaz zostaje uchylony w przypadku wskazanym w art. 180 § 4 k.p.k., gdy informacja dotyczy przestępstwa, o którym mowa w art. 240 § 1 Kodeksu karnego [dalej: k.k.], czyli tych, odnośnie których jest przewidziana karalność za samo niezawiadomienie organów ścigania o ich karalnym przygotowaniu, usiłowaniu lub dokonaniu. Odnosi się to do najcięższych przestępstw, to jest: ludobójstwa (art. 118 k.k.), zbrodni przeciwko ludzkości (art. 118 a k.k.), stosowania środków masowej zagłady (art. 120 k.k.), wytwarzania, gromadzenia lub obrotu środkami zakazanymi przepisami prawa międzynarodowego lub przepisami ustawy (art. 121 k.k.), stosowania niedopuszczalnych sposobów lub środków walki (art. 122 k.k.), zamachu na życie lub zdrowie jeńców wojennych lub ludności cywilnej (art. 123 k.k.), zamachu na niepodległość, integralność terytorialną lub ustrój konstytucyjny RP (art. 127 k.k.), usunięcia przemocą konstytucyjnego organu RP (128 k.k.), udziału w obcym wywiadzie (art. 130 k.k.), zamachu na życie Prezydenta RP (art. 134 k.k.), zamachu na jednostkę Sił Zbrojnych RP (art. 140 k.k.), zabójstwa (art. 148 k.k.), najcięższego przestępstwa przeciwko bezpieczeństwu powszechnemu (art. 163 i 166 k.k.), bezprawnego pozbawienia wolności (art. 189 k.k.) oraz uprowadzenia zakładnika (art. 252 k.k.).
Jak wynika z powyższego wyliczenia, ustawodawca, przyznając dziennikarzom prawo do zachowania tajemnicy służącej wolności słowa, uznał, że w pewnych przypadkach inne dobra stoją wyżej w hierarchii od tejże wolności.
W odniesieniu do tych najcięższych przestępstw prawodawca, mając wybór między dobrem wymiaru sprawiedliwości a wartością, jaką jest wolność prasy, wybrał dobro wymiaru sprawiedliwości. Ograniczenia w zakresie ochrony tajemnicy dziennikarskiej przewidują również ustawy karnoprocesowe innych państw europejskich. Należy zauważyć, że ustawodawca a nie prawo zachowania tajemnicy i nie jest on jej dysponentem, tylko depozytariuszem. Obowiązek dochowania tajemnicy przez dziennikarza ma przy tym charakter bezwzględny.
Tyle dr Krystyna Szczechowicz, adiunkt w Katedrze Prawa Karnego Materialnego Uniwersytetu Warmińsko – Mazurskiego.
Nie ulega wątpliwości, że ewentualne skazanie za przestępstwo z art. 212 kk dziennikarza powinno być ewenementem, jeśli w ogóle jest możliwe.
Teoria prawa jednak tylko teorią, bo przecież w praktyce sądowej może się zdarzyć, że odmowa ujawnienia źródła informacji może być poczytana za wybieg mający ukryć wymyślenie sobie rzekomego faktu przez autora publikacji.
Dziwnie jednak brak jest wiadomości o tym, ze oburzony na publikację prasową tzw. przeciętny Kowalski powiadomił prokuraturę o przestępstwie. Poszkodowanym jest urzędnik – czasem burmistrz, a czasem zwykły referent.
Co więcej, najnowsza historia pokazuje sprawy w których urzędnicy żądają wszczęcia postępowań karnych mimo tego, że istniejące dokumenty, podawane przez dziennikarza, stanowią świadectwo rzetelności i prawdziwości informacji zamieszczonej w przestrzeni publicznej!
To z kolei implikuje wniosek, że rozwiązania karnoprawne, obecne w polskim systemie za sprawą tzw. kodeksu karnego SLD z 1997 r. stanowią instrument kneblujący wolność prasy. Tym samym więc wpływający bezpośrednio na poziom demokracji poprzez ograniczanie debaty publicznej.
Bo przecież obrazić za tekst nawet najbardziej zasadny może się każdy urzędnik.
Niestety, zjawisko znane w Polsce już przed wojną.
Pisał Julian Tuwim, niesłusznie kojarzony wyłącznie z „Lokomotywą”. Oto jego „Raport” z 1936 roku:
O film, panie ministrze,
Obrazili się wachmistrze;
O wiersz, panie generale,
Obrazili się kaprale;
O artykuł w tygodniku –
Ordynansi, panie pułkowniku;
O piosenkę, panie majorze,
Żony sierżantów w Samborze;
W radio była audycja:
Obraziła się policja.
Dalej – studenci
Są do żywego dotknięci;
Dalej, księża z Płockiego
Dotknięci są do żywego.
Następnie – związek akuszerek
Ma ciężkich zarzutów szereg:
Że to swawolność, frywolność,
Bezczelność, moralna trucizna,
Że w ten sposób zginie ojczyzna!…
A poza tym – jest w Polsce wolność.
Sąd Najwyższy w uzasadnieniu przytoczone wyżej uchwały stwierdza:
Za niekontrowersyjne uznaje się twierdzenie, że prawa do ochrony czci i wolności słowa są równorzędne; żadnemu nie przysługuje pierwszeństwo w stosunku do drugiego i żadne nie ma charakteru absolutnego. Nie należy zatem przyznawać prymatu prawu do ochrony czci w taki sposób, by kategorycznie wykluczając możliwość ograniczenia tego prawa, nie dostrzegać podstaw do tak samo radykalnego sprzeciwu wobec ograniczania prawa do wolności słowa.
Jak już wcześniej wskazano, formułowanie bezwzględnego obowiązku udowodnienia prawdziwości zarzutu jako koniecznego warunku wyłączenia bezprawności, eliminującego praktycznie znaczenie wszystkich innych okoliczności dotyczących spornej publikacji prasowej, nie może pozostać bez wpływu na swobodne wykonywanie zadań prasy, stanowiąc czynnik zniechęcający do podejmowania otwartej dyskusji w sprawach budzących uzasadnione społeczne zainteresowanie.
Pośrednio wpływa to na ograniczenie wolności prasy. Niezależnie od tego, należy zakwestionować bagatelizowanie skutków uznania odpowiedzialności dziennikarza, gdy polegać ona ma ,,tylko” na złożeniu oświadczenia i przeproszenia, dla dziennikarza jest to bowiem sankcja dotkliwa i dotyka sfery tak istotnej, jak reputacja zawodowa, także zaliczana do dóbr osobistych. Fakt, że przy braku winy dziennikarza w grę wchodzi jedynie odpowiedzialność o charakterze niemajątkowym, nie osłabia zatem znaczenia i skutków przyjęcia odpowiedzialności dziennikarza, skoro jest ona nierozerwalnie wiązana z zakwestionowaniem zgodności jego postępowania z zasadami współżycia społecznego. Jeszcze raz trzeba podkreślić, bo ten element rozpatrywanej sytuacji jest często pomijany, że gdy mowa o bezprawności naruszenia dobra osobistego, to chodzi o naruszenie dokonane aktem publikacji materiału prasowego, co znaczy, że ocena ma dotyczyć konkretnie tego, czy decyzja o publikacji tekstu była, w momencie jej podjęcia, zgodna z zasadami współżycia, czy nie.
To jest własnie klucz do właściwego pojmowania roli prasy. Otóż żadna publikacja medialna nie stanowi „prawdy absolutnej”, w co niestety niektórzy wierzą, jak można zaobserwować na rozmaitych portalach społecznościowych. To tylko oświadczenie wiedzy, chwilowej wiedzy, dostępnej w czasie tworzenia materiału.
Jeśli więc wiedza ta ulega z czasem zmianie trudno winić za to należy piszącego wcześniej o tym żurnalistę.
Trzeba jednak pamiętać, ze dziennikarz spełniający wyjątkowo ważną rolę w społeczeństwie nie może być biernym wobec wykazania, że przedstawiony przez niego materiał zawierał błędy. I to niekoniecznie wskutek akcji stron.
Kodeks etyki dziennikarskiej SDP mówi wprost:
Błędy i pomyłki wymagają jak najszybszego sprostowania, nawet jeśli nie były zawinione przez autora lub redakcję i bez względu na to, czy ktokolwiek wystąpi o sprostowanie.
Tymczasem procesy ciągle się zdarzają, choć nikt nie wystąpił o sprostowanie ani też materiały służące dziennikarzowi nie okazały się fałszywe.
Urzędnicy usiłują założyć knebel.
Nie tyle niewygodnym dziennikarzom, ile społeczeństwu.
10.09 2016