Polska podobno musi mieć bombę atomową. Naprawdę musi? Czy władza to jest taka choroba, która rzuca się ludziom na mózg?
Mimo że coraz beznadziejniej wygląda próba opanowania sytuacji w elektrowni atomowej Fukushima 1, rządy na całym świecie dalej promują energetykę jądrową. Nasz zidiociały rząd oczywiście wpisuje się w tę politykę, bo jakże by inaczej. Głosując za ustawą o rozwoju energetyki jądrowej nie wpisali tylko, który bierze za to od Arevy, który od Westinghuse, a który od Sowietów.
Cały też czas do znudzenia powtarzają łgarstwo, jakoby była to energia bezpieczna, czysta i tania. Inną ulubioną i równie kłamliwą mantrą jest twierdzenie, jakoby energetyka jądrowa była niezbędna ze względu na walkę z ociepleniem klimatu
Technologia nuklearna zawsze będzie narażona na błąd ludzki, na katastrofę naturalną, na błąd konstrukcyjny czy atak terrorystyczny.
To co widzimy w Fukushimie to połączenie trzech pierwszych elementów. Za słaba konstrukcja sprawiła, że trzęsienie ziemi doprowadziło do popękania obudów bezpieczeństwa w reaktorach. Za niski falochron sprawił, że tsunami spokojnie zalał generatory, które w dodatku znajdowały się w podziemnej częsci reaktorów. W dodatku ten typ reaktora ma na poziomie III zbiorniki z zużytym paliwem, co oznacza, że podczas katastrofy zagrożenie wzrasta wielokrotnie. Na skutek przerwy w chłodzeniu stopiły się rdzenie w trzech reaktorach, w tym w R3 – z paliwem MOX, czyli plutonem. Co się stanie, jesli nastąpi kolejne wielkie trzęsienie ziemi i kałuże stopionego paliwa nuklearnego oraz baseny z zużytym paliwem przestaną być chłodzone – wprost ciężko sobie wyobrazić. W każdym razie Czernobyl przy tym to drobiazg.
A nie da się ukryć, że Japonia jest niestabilna sejsmicznie i stanie się to prędzej czy później.
Energia nuklearna jest z założenia niebezpieczna, a lista chorób, które wywołuje promieniowanie jest przerażająca. Genetyczne mutacje, wady urodzeniowe, nowotwory, białaczka, bezpłodność, choroby układu naczyniowego i endokrynologicznego.
Oczywiście wszyscy słyszeli o Czernobylu i Three Mile Island. I lobby atomowe chciałoby, abyśmy uwierzyli, że to jedyne katastrofy nuklearne, jakie się zdarzyły. Tymczasem ponad 800 awarii atomowych zostało zgłoszonych do International Atomic Energy Agency. Choćby te w Mayak, Tokaimura, Bohunicach, czy Forsmark.
Argument, że energia nuklearna jest niezbędna, aby walczyć z nadmiarem CO2 w atmosferze też jest fałszywy
Wszelkie raporty na temat ocieplenia zostały spreparowane na potrzeby lobby atomowego przy doszczętnym lekceważeniu wiedzy na temat historii Ziemi.
Jesteśmy w tej chwili w okresie interglacjalnym; około 10 000 lat od ostatniego zlodowacenia (którego zywym dowodem na naszych ziemiach są jeziora Mazur i Kaszub) i niestety, zaledwie o jakieś 2 000 lat od najbliższej epoki lodowcowej. W międzyczasie następują krótkie interwały ociepleń i oziębień. W średniowieczu i renesansie można było u nas hodować winorośl. Za to w XVIII wieku nastąpiło takie ochłodzenie klimatu, że na pokrytym lodem Bałtyku stała pośrodku karczma, aby strudzeni podróżni mieli gdzie odpocząc w drodze do/z Szwecji.
Zakładanie, że my, ludzie, mamy jakiś wpływ nawet na te pomniejsze oziębienia czy ocieplenia, juz nie mówiąc o epokach lodowcowych – jest paranoją, z której rządy powinny być przymusowo leczone. Konkretnie nazywa się ten przypadek chorobowy manią wielkosci.
Jeden wybuch wulkanu wysyła do atmosfery taką ilość CO2, jaką człowiek wraz z wszystkimi krowami byłby w stanie wyprodukować po 100 latach.
Poza tym CO2 jest gazem nieszkodliwym, a nawet korzystnym dla rozwoju flory. Jeżeli już mielibyśmy marudzić w sprawie jakichś gazów wypuszczanych do atmosfery, należałoby uczepić się związków siarki. Chociaż w tej dziedzinie też wulkany biją nas na głowę.
International Energy Agency ostatnio opublikowała raport, w którym podkreśla, że energia nuklearna nie jest konieczna dla obniżenia emisji CO2. Bowiem nawet gdyby istniejącą połączoną moc wszystkich elektrowni jądrowych przemnożyć przez 4 do roku 2050, w dalszym ciągu byłoby to zaledwie 10% światowej produkcji energii. A to by redukowało emisję CO2 zaledwie o 4%. Te same pieniądze zainwestowane w czystą, odnawialną energię wiatrową, wodną, czy fotowoltaiczną mogłyby znacznie skuteczniej zmniejszyć globalne ocieplenie, oczwyiście, jeżeli założymy, że ono w ogóle jest.
Co oznacza, że obecnie energia jądrowa zaopatruje nas w 2,5% światowej energii. Ale zagrożenie stwarza na 100%.
Energia nuklearna jest kosztownym i śmiertelnie groźnym rozwiązaniem .
Odnawialne energie nie powodują międzynarodowych konfliktów, ich zasoby są nieskonczone i nie powodują skażenia. Początkowe koszty inwestycji w energię odnawialną zwracają się, kiedy prototypowe rozwiązania wchodzą do produkcji, a konkurencja obniża koszty.
Ale oczywiście przy okazji wytwarzania energii odnawialnej, nie da się produkowac broni masowej zagłady przerzucając przy okazji koszty tej produkcji na przymusowych odbiorców energii.
Parę dni temu ks.Małkowski w wywiadzie udzielonym pod namiotem Solidarnych powiedział, że pytal się któregoś z posłów PIS, dlaczego głosowali za energetyką jądrową. Znamy już jedną odpowiedź na to pytanie – jakoby dostali błędną ściągawkę do głosowania. A teraz mamy inną – udzieloną właśnie przez tego posła – że przecież Polska musi mieć bombę atomową. Rozumiem, że ten sposób myślenia podzielają posłowie innych partii. Naprawdę Polska musi? Czy władza to jest taka choroba, która rzuca się ludziom na mózg?