Książka „Długie ramię Moskwy. Wywiad Wojskowy Polski Ludowej 1943-1991” z pewnością będzie wielkim wydarzeniem naukowym. Ale i politycznym.
Większość dokumentów dotyczących służb wojskowych PRL została albo ukryta w zbiorze zastrzeżonym IPN, albo utajniona. Jak podkreśla autor książki dr Sławomir Cenckiewicz, dla historyków takich jak on zasoby te były niedostępne. Dopiero kompetencje, jakie otrzymał z racji szefowania komisji likwidacyjnej Wojskowych Służb Informacyjnych, umożliwiły mu dotarcie do materiałów wojskowych opatrzonych klauzulami tajności.
"Długie ramię Moskwy" to synteza tego, co wiemy na temat wywiadu wojskowego komunistycznej Polski, który autor określa mianem "najważniejszego instrumentu podległości naszego kraju". A zarazem oskarżenie wszystkich tych, którzy bronili jej przed rozliczeniem i budowali jej fałszywy mit.
Książka pierwotnie miała dotyczyć tego, co szczególnie interesowało Cenckiewicza jako badacza historii, a więc operacji finansowych, przy pomocy których na przełomie lat 80. i 90. struktury Zarządu II Sztabu Generalnego LWP, a potem WSI dokonały gigantycznej grabieży państwa.
– Aparat wywiadu wojskowego został użyty w momencie przełomowym, a więc pod koniec lat 80., a jego funkcjonariusze i współpracownicy, będąc ulokowani w centralach handlu zagranicznego, umożliwili transfer pieniędzy publicznych w ręce prywatne. Stąd afera FOZZ, ponieważ wojsko miało kontrolę nad całym procesem oddłużeniowym – wyjaśnia autor, podkreślając, że z tego punktu widzenia służby stały się groźne dla rodzącej się niepodległej Polski.
– Patrzyłem na tych ludzi głównie z tej perspektywy może dlatego, że tak wielkie wrażenie zrobiły na mnie teczki pracy Grzegorza Żemka, głównego aktora afery FOZZ. Opinia publiczna przecież w ogóle nie miała pojęcia, że takie materiały istnieją. Potem jednak postanowiłem przestudiować całe dzieje wywiadu wojskowego PRL – tłumaczy autor i zapowiada, że już niedługo ukaże się kolejna publikacja, której jest współautorem – "Tajne pieniądze". Ma opowiadać m.in. o udziale ludzi wojskowych służb w aferze FOZZ, rabunku państwa i samotnej walce Michała Falzmanna, który ujawnił mechanizm patologii.
Genezą powstania Wojskowych Służb Specjalnych komunistycznej Polski oraz całego LWP jest internowanie, a potem wymordowanie polskiej kadry oficerskiej w Katyniu i kilku innych miejscach kaźni. – Wszystko dzieje się jesienią 1939 roku, gdy Sowieci prowadzą rozmowy z więzionymi oficerami i typują spośród nich tych, których ominie Las Katyński – zauważa Cenckiewicz. – To oni mają być kadrą polskiej dywizji Armii Czerwonej, bo taką pierwotnie miała być późniejsza Dywizja Kościuszkowska pod dowództwem gen. Berlinga – dodaje.
Wywiad wojskowy PRL do roku 1956, jak również później, był w bardzo wielkim stopniu nasycony funkcjonariuszami GRU. 52 etaty kierownicze przypadały żołnierzom Armii Czerwonej oddelegowanym do służby w Polsce. Wielkim kłopotem dla autora okazało się odtworzenie struktury personalnej z pierwszego okresu istnienia II Zarządu, ponieważ w polskich archiwach nie znajdują się teczki personalne ludzi, którzy je budowali. Co ciekawe, ich nazwiska Cenckiewicz zlokalizował m.in. dzięki publikacjom słownikowym, które w ostatnich latach ukazały się – co również interesujące – w Putinowskiej Rosji. Wśród kadrowych oficerów GRU historyk odnalazł m.in. również gen. Karola Świerczewskiego, który był dowódcą jednej ze szkół sowieckiej "wojskówki".
Ludzie komunistycznych służb wojskowych to głównie absolwenci kursów GRU w ZSRS, przede wszystkim Akademii Dyplomatycznej w Moskwie. Nie służyły one bynajmniej do szkolenia asów wywiadu, ale werbunku ludzi, którzy w "bratnich" krajach socjalistycznych mieli za zadanie gwarantować Sowietom wpływy i lojalność. Co ciekawe, jedynym wysokim stopniem oficerem, który tej szkoły nie skończył, był gen. Franciszek Gągor, szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, który zginął pod Smoleńskiem. Jednak jego następca – gen. Mieczysław Cieniuch, został wysłany na kurs do szkoły Armii Czerwonej jeszcze w 1990 roku i wrócił z niego w 1992 roku, już po upadku Związku Sowieckiego.
Autor wskazuje na ich niski profesjonalizm. Do ataszatów wojskowych wyjeżdżali ludzie bez znajomości języka i pracy w dyplomacji. – Profesjonalizm to mit, któremu również ja uległem na początku lat 90. całkowicie fałszywy. Służba ta nie była w stanie pochwalić się żadnymi sukcesami. Pamiętam, jak Sikorski tłumaczył kiedyś, że służby w czasach komunizmu służyły złej sprawie, ale były sprawne i profesjonalnie powinny pracować dla niepodległej Polski. To nieprawda – zwraca uwagę Cenckiewicz.
Jako dowód wskazuje tabelę, pierwotnie sporządzoną przez Wojskową Służbę Wewnętrzną, przed 1990 r. jako odpowiedzialną za kontrwywiadowczą ochronę struktur wywiadu. Tylko w latach 1960-1986 aż 39 oficerów oraz nielegalnych pracowników wywiadu uciekło na Zachód, wcześniej stając się agentami amerykańskimi lub brytyjskimi. Cenckiewicz wymienia przy tej okazji przykład płk. Włodzimierza Ostaszewicza, który pełnił funkcję zastępcy szefa Zarządu II SG ds. informacji. Z badań Cenckiewicza wynika, że został zwerbowany przez CIA, zanim jeszcze objął tę funkcję. – Jeśli już na tym poziomie obce służby miały w wywiadzie PRL swoich agentów, to proszę sobie wyobrazić, jaka była jego przejrzystość dla ich konkurentów. Inną postacią jest Jerzy Sumiński, protegowany Czesława Kiszczaka, który ściągnął go w 1974 roku do ochrony operacyjno-kontrwywiadowczej II Zarządu SG. Sumiński wizytował m.in. rezydentury na całym świecie, kontrolował kartotekę operacyjną, kartotekę agentury i któregoś dnia spakował kilka toreb materiałów, część z nich nawet w oryginale, i przez nikogo niezatrzymywany wyjechał do Wiednia, gdzie wraz z żoną oddał się w ręce CIA. W wyniku tego wywiad wojskowy musiał wymienić agenturę na całym świecie.
Zdaniem autora, siła wojskowego wywiadu, a potem WSI była ogromna. Wywiad w kraju werbował swoich współpracowników z ludzi najbardziej lojalnych wobec systemu – działaczy partyjnych, młodzieżowych, swoich agentów lokował w radiu, telewizji, redakcjach gazet, ważnych przedsiębiorstwach państwowych czy Centrali Handlu Zagranicznego. Wpływy te ujawniły się w czasie tzw. transformacji ustrojowej.
Maciej Walaszczyk
http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20111001&typ=po&id=po23.txt
Zagladam tu i ówdzie. Czesciej oczywiscie ówdzie. Czasem cos dostane, ciekawsze rzeczy tu dam. ''Jeszcze Polska nie zginela / Isten, áldd meg a magyart'' Na zdjeciu jest Janek, z którym 15 sierpnia bylismy pod Krzyzem.