Nasz Dziennik 16 sierpnia 2017
Z dr. hab. nauk wojskowych, profesorem Akademii Obrony Narodowej Romualdem Szeremietiewem, byłym wiceministrem i p.o. ministrem obrony narodowej, rozmawia Mariusz Kamieniecki
Przy okazji obchodów Święta Wojska Polskiego warto zadać pytanie, w jakim stanie jest polska armia zarówno osobowym, jak i sprzętowym?
– Polska armia jest w stanie przebudowy. Resort obrony powziął pewne zamiary, znane jest stanowisko min. Antoniego Macierewicza i – jak rozumiem – te zamiary są w trakcie realizacji. Prace zostały rozpoczęte, został przeprowadzony Strategiczny Przegląd Obronny, mamy wymianę kadr w Siłach Zbrojnych, trwa budowa Obrony Terytorialnej, ponadto spodziewamy się, że zostanie podpisana umowa na zakup systemu rakietowego obrony powietrznej Patriot. W wielkim skrócie tak to mniej więcej wygląda. Wszystko to się dzieje.
Tylko czy dobrze się dzieje…?
– To, czy wybory i decyzje były dobrze przemyślane i w jaki sposób zostaną zrealizowane, będziemy wiedzieli dopiero za jakiś czas. Chciałbym bardzo, aby w rezultacie przebudowy armii Polska uzyskała możliwie największe zdolności obronne.
Co z systemem dowodzenia Wojskiem Polskim, czy jest na odpowiednim poziomie?
– To jest jedna z kluczowych kwestii. Wtedy, kiedy się formował rząd premier Beaty Szydło, szefowie poszczególnych resortów przedstawiali – na forum Sejmu – stan, jaki zastali po poprzednikach. Taką ocenę przedstawił również min. Antoni Macierewicz i w jego ocenie to, co zastał w MON, nie wyglądało dobrze. Wśród obszarów bardzo pilnie wymagających naprawy minister obrony wymienił system dowodzenia i kierowania Siłami Zbrojnymi RP. Przypomnę, że został on „zreformowany”, i ten cudzysłów nie jest tu przypadkowy, za rządów koalicji PO – PSL w styczniu 2014 r. Od początku krytycznie oceniałem rozwiązania wówczas wprowadzone, uważając, że spowodują chaos w dowodzeniu. W wojsku obowiązuje zasada jednoosobowego dowodzenia; na każdym szczeblu – od najniższego do najwyższego – jest zawsze jeden dowódca. Jest to wszystko po to, aby żołnierz wiedział, czyj rozkaz ma wykonać, i żeby było wiadome, kto ponosi odpowiedzialność za wydany rozkaz. Natomiast w systemie wdrożonym w 2014 r. okazało się, że na najwyższym strategicznym szczeblu Sił Zbrojnych postawiono trzech równych sobie dowódców, żaden z nich nie podlegał drugiemu. Wszystkich podporządkowano ministrowi obrony, cywilnemu politykowi, który stał się tym samym kimś w rodzaju głównodowodzącego. Była to zasadnicza wada, nie mówiąc o innych, których można by wymienić wiele.
Minister obrony zapowiadał zmianę tego fatalnego systemu dowodzenia. Jak to zatem wygląda teraz, czy mamy dziś sprawny system dowodzenia polską armią?
– W MON trwają – jak rozumiem – prace nad nowym systemem dowodzenia, wiadomo też, że ma zostać przywrócona zasada jednoosobowego dowodzenia. Min. Macierewicz ostatnio zapowiadał, że w tym roku, jeszcze przed wakacjami, stosowna ustawa naprawiająca system dowodzenia zostanie uchwalona przez Sejm. Jak dotąd nic z tego nie wyszło i ta sytuacja ma swoje konsekwencje. Jak wiadomo, prezydent Andrzej Duda nie zgodził się na przedstawione przez resort obrony propozycje awansów generalskich. Jednym z powodów tego zachowania była trudność zweryfikowania zasadności awansów. W nowym systemie dowodzenia pojawią się nowe, inne stanowiska służbowe. Awansowanie na potrzeby obecnego systemu, który ma być przecież zmieniony, nie ma sensu.
W konsekwencji mamy napięcia, jakie powstały na linii MON – Pałac Prezydencki.
Pojawiają się głosy, że MON planuje nowe rozwiązania, w tym również ograniczające rolę Prezydenta RP i mogące powodować zamieszanie kompetencyjne w szkoleniu i dowodzeniu wojskiem… – To zdaje się jest jeden z powodów, dla których prezydent Andrzej Duda nie zaakceptował rozwiązań w systemie dowodzenia Wojskiem Polskim przygotowanych przez MON. Rzeczywiście, okazało się, że uprawnienia, które ma dzisiaj zwierzchnik Sił Zbrojnych, po wprowadzeniu w życie nowego systemu dowodzenia ulegną ograniczeniu. Jest oczywiste, że prezydent nie mógł się na to zgodzić. Przyznam, że jestem zaskoczony i zdziwiony, iż tych kwestii nie uzgodniono, że nie uczyniono tego odpowiednio wcześniej, przed złożeniem wniosków awansowych. Można było ustalić z Biurem Bezpieczeństwa Narodowego kształt systemu dowodzenia, wprowadzić go i tym samym uniknąć kolizji z prezydentem.
Mówiąc wprost, czy mamy próbę ograniczenia roli prezydenta w kreowaniu polityki obronnej państwa?
– Mam nadzieję, że tak nie jest. Jednak w relacjach ministra obrony z prezydentem od pewnego czasu iskrzy. W opinii niektórych obserwatorów dzieje się tak dlatego, że prezydent nie zgadza się z próbą umniejszenia jego roli zwierzchnika Sił Zbrojnych. Tymczasem współpraca na osi prezydent – minister obrony ma kluczowe znaczenie dla całości funkcjonowania systemu obronnego państwa. W interesie Sił Zbrojnych RP i bezpieczeństwa kraju jest odstawienie ambicji i wypracowanie płaszczyzny współpracy. Potrzebne jest odpowiedzialne zachowanie, ponieważ spory i napięcia zdestabilizują system bezpieczeństwa narodowego, w żaden sposób nie służą Polsce.
Premier Beata Szydło uważa, że min. Macierewicz odbudowuje to, co zrujnowała Platforma, oraz podejmuje działania, które przywracają polskiej armii siłę i bezpieczeństwo państwa. Na jakim etapie budowania armii jesteśmy?
– Nie potrafię odpowiedzieć na tak postawione pytanie, ponieważ nie mam koniecznych danych, bo resort obrony utajnia – nie wiedzieć czemu – wszelkie informacje. Osobiście nie mam dostępu do wyników Strategicznego Przeglądu Obronnego, które są tajne, a były one podstawą do stworzenia „Koncepcji Obronnej Rzeczypospolitej Polskiej”, która też została zaprezentowana w bardzo okrojonej wersji. W ogłoszonym dokumencie jest więcej ilustracji niż tekstu. Owszem, mamy różnego rodzaju oświadczenia MON, co pewien czas występuje min. Macierewicz, zapowiadając wprowadzenie jakichś rozwiązań, ale poza tym nie ma tzw. twardych faktów, na podstawie których można by formułować własny pogląd. Cieszy mnie zakup pierwszych armato-haubic Krab 155 mm, ale z drugiej strony np. nie wiadomo, co się dzieje z zakupionymi już samolotami szkoleniowymi włoskiej produkcji, które mają zastąpić wysłużone już iskry. Wciąż nie mamy – poza podpisanym na początku lipca memorandum – żadnych informacji o zakupie systemów rakietowych Patriot. Przypomnę, że skonkretyzowana oferta Amerykanów ma być przekazana Polsce do grudnia tego roku. Również zakup śmigłowców, co miało nastąpić niezwłocznie – jak się wydaje – stoi w martwym punkcie. A pamiętamy, że pierwsze śmigłowce na wyposażeniu naszej armii miały być przy końcu ubiegłego roku.
Czy z obecnym potencjałem jesteśmy w stanie skutecznie się obronić?
– Szczęśliwie nie ma bezpośredniego zagrożenia agresją, więc nie musimy się martwić, na ile nasza obrona będzie skuteczna. Wiadomo jednak, że w relacjach międzynarodowych zachodzą zmiany, rośnie ilość konfliktów, polityka Federacji Rosyjskiej musi napawać nas obawami i można sobie wyobrazić nawet gwałtowną zmianę położenia Polski i pojawienia się zagrożenia wojennego. Dlatego zaniepokoiły mnie słowa wiceministra Szatkowskiego, który powiedział, że armię zdolną do obrony kraju będziemy mieli za 12 lat.
A co do tego czasu?
– Wygląda na to, że nie przewiduje się pojawienia poważnych zagrożeń, a min. Macierewicz spodziewa się, że będzie przez trzy kadencje (12 lat) kierował resortem obrony i zbuduje potrzebną Polsce armię. Takie – jak rozumiem – jest założenie.
To jest jedna strona medalu, bo załóżmy, że PiS utrzyma władzę dłużej niż jedną kadencję, ale czy Putin ze swoimi niebezpiecznymi zapędami da nam aż tyle czasu?
– Rosja zakończy modernizację i rozbudowę swoich sił zbrojnych w 2020 r., czyli za trzy lata. Wkrótce prezydent Putin będzie dysponował poważnym potencjałem ofensywnym. Tymczasem widzimy, jak komplikuje się sytuacja na Dalekim Wschodzie. Może dojść do starcia zbrojnego Korei Północnej ze Stanami Zjednoczonymi i wybuchu wojny w rejonie Pacyfiku. Jakie wówczas będą priorytety polityki amerykańskiej i czy utrzymywanie flanki wschodniej NATO przy wsparciu Waszyngtonu zachowa swą wartość? Jaką wówczas grę podejmie Rosja? Jakie to będzie miało konsekwencja dla bezpieczeństwa Polski? Ciągle mam przed oczami to, co się działo w okresie II RP – w 1936 r. Polska przyjęła plan modernizacji i rozbudowy armii, który miał być zrealizowany do 1942 r., a w 1939 r. wybuchła II wojna światowa. Może się zatem okazać, że tych 12 lat, jakie zakłada MON, tak naprawdę nie będzie.
Wspomniał Pan o naszych krabach z Huty Stalowa Wola, z czego się oczywiście cieszymy, ale ostatnio dotarła do mediów informacja, że MON jest zainteresowane zakupem używanych czołgów Leopard 2A4 od armii Hiszpanii. Czy opieranie sił pancernych na sprzęcie z demobilu, nie pierwszy zresztą, to właściwa droga?
– Na uzbrojenie Bundeswehry wprowadzany jest Leopard 2A7, czyli czołgi zakupione w Hiszpanii trzeba będzie modernizować i nie wiem, czy „skórka będzie warta wyprawki”. Charakterystyczne dla poprzednich kierownictw MON zbieranie demobilu i uzbrajanie nim wojska nie zostało – jak widać – odesłane do lamusa. Z drugiej strony niejasna jest kwestia zakupów nowego uzbrojenia. Min. Macierewicz krytykował rząd PO – PSL, że tworzy nierealne programy uzbrojenia armii, ponieważ nie ma to odpowiednich pieniędzy. Tymczasem słyszymy zapewnienia, że uzbroimy armię w nowe systemy rakietowe, okręty podwodne, samoloty, sprzęt pancerny… Pytanie: Czy składając takie obietnice dziś mamy zapewnione źródło finansowania.
Dziękuję za rozmowę. Mariusz Kamieniecki