Gdzieś czytałam, że w latach 70-tych ub.w. podczas emisji w kinie "Egzorcysty" część widzów uciekała ze strachu, część nawet mdlała. Teraz to wydaje się śmieszne, prawda? Po tym, jak naszpikowano nas "Milczeniem owiec", "Piłą", wszystkimi tymi teksańskimi masakrami i całym mnóstwem innych makabrycznych, krwawych zbrodni. Uodpornieni jesteśmy na wampiry, Hanibal Lecter zjadający kogoś żywcem to igraszka. Spokojnie konsumujemy kolację, podczas gdy na ekranie telewizora szaleją wampiry wysysające krew z małych dzieci……Thrillery psychologiczne mające wzbudzić w nas egzystencjalny niepokój, również nie robią już większego wrażenia. Zanurzasz się w matrixie, szukasz wyjścia z Cube, a potem spokojnie przełączasz na zakupy w mango i jedziesz do pracy. Bułka z masłem. Czy naprawdę nic nie jest w stanie nas poruszyć? Czy już jesteśmy […]
Gdzieś czytałam, że w latach 70-tych ub.w. podczas emisji w kinie "Egzorcysty" część widzów uciekała ze strachu, część nawet mdlała. Teraz to wydaje się śmieszne, prawda? Po tym, jak naszpikowano nas "Milczeniem owiec", "Piłą", wszystkimi tymi teksańskimi masakrami i całym mnóstwem innych makabrycznych, krwawych zbrodni. Uodpornieni jesteśmy na wampiry, Hanibal Lecter zjadający kogoś żywcem to igraszka. Spokojnie konsumujemy kolację, podczas gdy na ekranie telewizora szaleją wampiry wysysające krew z małych dzieci……Thrillery psychologiczne mające wzbudzić w nas egzystencjalny niepokój, również nie robią już większego wrażenia. Zanurzasz się w matrixie, szukasz wyjścia z Cube, a potem spokojnie przełączasz na zakupy w mango i jedziesz do pracy. Bułka z masłem.
Czy naprawdę nic nie jest w stanie nas poruszyć? Czy już jesteśmy w takim stopniu wyprani z emocji? Po latach epatowania nas okrucieństwem, krwią, żywymi trupami, matrixem, nie jesteśmy w stanie wykrzesać z siebie nic więcej poza ziewnięciem w przerwie reklamowej?
A i owszem, jesteśmy. Nie wszyscy oczywiście, część z nas została już dawno zdiagnozowana jako element prymitywny pod każdym względem, więc jesteśmy nieczuli na wszelkie bodźce.
Ale ta część lepsza, wrażliwsza i bardziej ą ę,z ambicjami tworzenia nowego porządku, ma jeszcze demona, przed którym kurczy się, ucieka w popłochu, a często również dostaje piany na ustach jak ci szaleńcy z polsatowskich kin mocnych wrażeń. Wydaje się to śmieszne, jak ci uciekający przed "Egzorcystą" widzowie.
Demon ten, potworny, wciskający się w oczy, uszy, przed którym uciekając, zdyszani, czując , że ucieczki nie ma. Nawet, gdy zakneblują drzwi, zasłonią okna, on nagle, niespodziewanie wyłazi spod szafy i woła "a kuku". Zaatakowana demonem osoba wije się bezsilnie, dzwoni do przyjaciół po pomoc, płacze, rwie włosy z głowy, pisze książki, artykuły, biega po stacjach telewizyjnych i radiowych, walczy piórem, bo szablą nie może . Szabla to rekwizyt demona właśnie.
Zaatakowane przez demona osoby próbują różnych sposobów walki. Dobrze wiedzą, że skuteczny (wypróbowany z powodzeniem) jest tu pistolet, ale żeby demona uciszyć choć na jakiś czas (bo uśmiercić sie demon nie daje, jak to demon) trzeba zajść go od tyłu i strzelić w potylicę.
Ale demon też już doświadczony, podejść od tyłu nie chce sie dać. Pojawia się to tu to tam, czasami w miejscach zdawałoby się takich, do których dostępu nie ma (np. programy rozrywkowe dla wykształconej młodzieży typu must be the music) i nikt się go nie spodziewa. Tym bardziej atak dotyka wtedy wrażliwych i niespodziewających sie niczego podobnego "elit" kulturalnych i obyczajowych. Bywa cwany i podstępny.
To jedyny demon naszych czasów robiący spore wrażenie. Przy nim ptaki hitchocowskie to grzeczne kury na grzędzie. Przy nim psychopatyczny, seryjny zabójca z "7" to krnąbry uczeń 5 klasy podstawowej.
Ja, jako jednostka prymitywna i wypaczona, czerpię tanią rozrywkę przyglądając się bezsilnym ucieczkom tej oświeconej części społeczeństwa przed demonem. śmiało rzeknę, że to moja ulubiona rozrywka ostatnimi czasy. I śmieszna i zajmująca i inspirująca. Najbardziej podoba mi się, gdy zaatakowani nie są zupełnie przygotowani na atak. Wtedy z kulturalnuych, gładkich, wyczesanych elokwentnych i słodkich ludzi przemieniaja się w rozhisteryzowane postacie, niczym Bilbo Baggins, gdy zobaczył w Rivendell na piersiach Frodda zawieszony Ring. Tym ofiarom demona również język robi się granatowy, oczy wyłażą z orbit, zęby stają się jakby u wilka ostre (a moze to złudzenie optyczne) i zaczynają wygadywać takie rzeczy, plugastwa i bluzgi, które nie tylko są prymitywne w formie ale i pozbawione wszelkiego sensu w treści.
Inaczej jest,trochę nudniej, gdy osoba spodziewa się ataku podstępnego demona. Wtedy zmienia się też nie do poznania, ale w przeciwnym kierunku. Staje sie słodka, miła, błyskotliwa, wyrafinowana w słowach, piękna, młoda i mądra, wykształcona i pełna humoru, pobłażania i litości.
Taki to demon krąży nad Nadwiślańskim krajem. A jak on się nazywa, skoro to nie Hannibal Lecter, ani żaden Freddi Kruger?
Boogojczyźniany patriotyzm.