W dniu 2 października 2013.r. bez uprzedniego zapowiedzenia, do naszego domu przybyli urzędnicy z
MOPR, którzy podali, że przyszli w celu przeprowadzenia rutynowego wywiadu środowiskowego. Po
dostaniu się do środka, osobnicy ci nie przystąpili jednak do dokonywania czynności charakterystycznych
dla takiego wywiadu, nie uszanowali prywatności naszego domu, nie przestrzegali elementarnych zasad
dobrego wychowania ani higieny. Zamiast spodziewanych, rutynowych pytań dotyczących sytuacji
materialnej i socjalnej domowników, przedstawili ciężkie oskarżenia dotyczące rzekomej przemocy w naszej
rodzinie.
Nie potrafili jednak podać żadnych faktów, ani przepisów prawa, które uzasadniałyby stawiane
zarzuty i ich apodyktyczne zachowanie. Jako jedyną podstawę „prawną” swoich działań podali „anonimowe
doniesienie” i tzw: „głosy płynące ze środowiska”. Odmówili także podania numeru sprawy i umożliwienia
dostępu do akt, czym wywołali zgorszenie i obawę, że w rzeczywistości nie są to prawdziwi funkcjonariusze
lecz podszywający się pod nich przestępcy. W Skierniewicach w ostatnich latach miała miejsca plaga
podobnych mistyfikacji. Następnie owi funkcjonariusze zaczęli wywierać na mnie naciski w celu
wymuszenia przyznania się do winy. W związku z powyższym skorzystałem z prawa oskarżonego do
odmowy zeznań. To sprawiło, że Jarosław Rosłon stał się złośliwy i arogancki. Chełpił się posiadaną
władzą, przedstawiał w fałszywym świetle obraz organów wymiaru sprawiedliwości takich jak Kurator
Sądowy, Sąd Rejonowy i Prokuratura, oraz coraz bardziej tracił panowanie nad sobą. Groził i szantażował
odebraniem dzieci. W obliczu wyraźnego dążenia tego nieodpowiedzialnego osobnika do konfrontacji i
eskalacji konfliktu uznałem, że im szybciej ta wizyta się zakończy tym większą mam szansę, że prowokacja
pana Rosłona nie rozkwitnie, dzięki czemu nie dojdzie do eskalacji i nieodwracalnej katastrofy w naszej
rodzinie.
Obawiałem się wówczas, że moja roczna córeczka, śpiąca w tym momencie tuż za drzwiami przestraszy się i
zareaguje płaczem, co z pewnością zostanie cynicznie wykorzystane do jeszcze większej eksterminacji mojej
rodziny. Postawiłem na większy rozsądek towarzyszącej młodemu mężczyźnie kobiety, która zachowywała
do tej pory spokój i neutralność. Kategorycznie oświadczyłem, że jako oskarżonemu przysługuje mi prawo
do odmowy składania zeznań i nakazałem niespodziewanym gościom opuszczenie mojego domu. Żądanie to
zaskoczyło pana Rosłona zwłaszcza, że towarzysząca mu kobieta niezwłocznie zastosowała się do mojego
wezwania. Pan Rosłon pozwolił sobie nawet na komentarz, że w jego pięcioletniej praktyce po raz pierwszy
ktoś ośmielił się sprzeciwić jego zamiarom. Na odchodnym uprzedziłem „moich gości”, że złożę skargę do
ich zwierzchników dotyczącą stronniczości, braku obiektywizmu i niekompetencji pana Rosłona. Niezbyt
się tym przejęli.
Krótko po odejściu intruzów, moja partnerka poinformowała mnie telefonicznie, że przebywając w pracy,
stała się obiektem telefonicznego nakłaniania do stawienia się w tajemnicy przede mną w skierniewickim
Ośrodku Pomocy Rodzinie w celu złożenia fałszywych zeznań obciążających moją osobę, pod groźbą
odebrania dzieci. Oczywiście uznała to ponure zdarzenie za głupi żart jakiegoś nieodpowiedzialnego
dowcipnisia, który podszywa się pod autorytet funkcjonariusza MOPR i dopiero po rozmowie ze mną
uświadomiła sobie jak wielkie niebezpieczeństwo zawisło nad naszą rodziną. Doszły nas również sygnały od
znajomych, że jakiś młodociany mężczyzna podający się za pracownika MOPR zbierającego informacje
niezbędne do sporządzenia wywiadu środowiskowego, w rzeczywistości rozsiewa wśród sąsiadów i
okolicznych mieszkańców kłamstwa obrażające dobra osobiste naszej rodziny. Te fakty sprawiły iż
upewniłem się, że powinienem złożyć skargę na niekompetencję i stronniczość tych urzędników do
dyrektora MOPR, nie tylko z uwagi na ochronę interesów naszej rodziny, ale również przez wzgląd na
interes społeczny. Nabrałem bowiem przekonania, że zademonstrowane praktyki musiały być już wcześniej
stosowane przez pana Jarosława Rosłona wobec innych skierniewickich rodzin.
Skargę złożyłem następnego dnia rano na ręce zastępcy dyrektora MOPR Sylwestra Kardialika ponieważ
pani Janina Wawrzyniak przebywała na urlopie. Sylwester Kardialik usiłował wprowadzić mnie w błąd
zapewniając kilkakrotnie, że nie zna sprawy, pomimo iż w rozmowie okazało się wielokrotnie, że musiał
wraz z podwładnymi Jarosławem Rosłonem i Justyną Gajewską uzgodnić szczegóły ich wersji wydarzeń.
Dowodziło tego choćby często wypowiadane w czasie rozmowy ni to zdanie ni to pytanie: Ale powiedział
pan do Jarosława Rosłona, że zrzuci pan go ze schodów? Mimo mojego zaprzeczenie wciąż z uporem
maniaka ponawiane. Jakby w celu sfabrykowania „dowodu” w postaci nagrania.
Tydzień później do naszego mieszkania zapukały dwie panie kuratorki z sądowym nakazem wydanym na
wniosek skierniewickiego MOPR. Były to panie Małgorzata Keller i Edyta Jakubiec. Towarzyszyła im
asysta rosłego policjanta i budzącej sympatię policjantki. Skład taki uznaliśmy za nieprzypadkowy i
wskazujący na zamiar konfiskaty naszych dzieci. Początkowo panie kuratorki nabrały przekonania, że
pomyliły adres ponieważ katastroficzne wizje wykreowane w złośliwym doniesieniu MOPR-u, w żaden
sposób nie pasowały do zastanej sytuacji. Z wyraźnym niedowierzaniem zlustrowały nas i nasze mieszkanie,
zwyczajowo przywitały się z naszymi dziećmi, a nasze odpowiedzi i składane wyjaśnienia początkowo
przyjmowały z wielką rezerwą. W końcu jednak normalność naszej rodziny przełamała lody i najwyraźniej
przekonała je, że wbrew intencjom Jarosława Rosłona i Sylwestra Kardialika, realnie nie istnieją żadne
powody do odbierania nam dzieci.
Jesteśmy wdzięczni opatrzności, że zdecydowała przysłać do nas tak kompetentne, odpowiedzialne i
odporne na histerię osoby. Tylko dzięki ich trzeźwości i zdrowemu rozsądkowi świat naszych dzieci nie
został zbezczeszczony, a nasza rodzina nie została rozbita.
Po upływie miesiąca, od tych mrożących krew w żyłach wydarzeń, otrzymałem pismo MOPR nie
posiadające żadnego uzasadnienia prawnego ani faktycznego podpisane przez panią Janinę Wawrzyniak. W
piśmie tym dyrektor MOPR zawarła szereg złośliwostek i pomówień pod moim adresem, które na dodatek
nie miały istotnego związku z przedmiotem mojej skargi.
W związku z powyższym dnia 16.10.2013.r. ponownie zwróciłem się do pani Wawrzyniak o prawidłowe
załatwienie mojej skargi, lub o uznanie się za organ niewłaściwy do jej rozpatrzenie i przekazanie jej
prezydentowi. Prosiłem również o powstrzymanie się od dokonywania innych czynności, które mogłyby być
uznane za stronnicze i psujące wizerunek skierniewickiego MOPR.
„Odpowiedź” pani Wawrzyniak na to wezwanie również była pozbawiona związku ze stanem faktycznym i
prawnym zajścia. Pani Janina Wawrzyniak ponownie odmówiła przekazania skargi organowi nadrzędnemu
potwierdzając tym swoją stronniczość i niezdrową solidarność z niekompetentnymi podwładnymi.
Jestem ojcem. Bronię rodziny przed pedofilią instytucjonalną