Siły brytyjskie były szczupłe, a obrona wyspy ograniczała się do walk w powietrzu z nadlatującymi eskadrami Hermanna Goeringa
Kiedy Hitler pokonał Polskę i Francję, kiedy jego samoloty zaczęły latać na drugą stronę kanału La Manche Brytyjczycy zrozumieli, że może im się przydarzyć coś, o czym nie śnili nawet w najbardziej koszmarnych snach. Inwazja armii niemieckiej na wyspy.
Wizja takiego rozwoju wypadków była dla Zjednoczonego Królestwa po prostu przerażająca. Europa leżała u stóp Hitlera, Rosja była związana z Rzeszą paktem o nieagresji, a Kongres USA stawiał prezydentowi twarde veto, gdy ten choćby wspomniał o militarnym zaangażowaniu USA na starym kontynencie. Brytyjczycy byli osamotnieni w obliczu potężnej siły o nie znanej liczebności. Nikt nie wiedział ile dywizji znajdzie się na brytyjskim brzegu w razie inwazji, nikt nie wiedział także do czego zdolny jest Hitler w przypadku powodzenia takiej inwazji.
Siły brytyjskie były szczupłe, a obrona wyspy ograniczała się do walk w powietrzu z nadlatującymi eskadrami Hermanna Goeringa. Największym jednak mankamentem armii, z którym musieli uporać się brytyjscy generałowie była broń. Przewidywano, że w razie ataku wojska będą musiały cofać się w głąb wyspy i stawiać opór wielokrotnie liczniejszemu przeciwnikowi. Potrzebne będą do tego pistolety maszynowe łatwe w obsłudze, łatwe w montażu i bardzo tanie, które można by wyprodukować w większej ilości w warunkach kryzysowych, przy niedoborach materiałów i maszyn do obróbki metalu i drewna. Potrzebna była broń, którą mógłby się posługiwać zmobilizowany listonosz, w cywilu kochający filatelistykę, albo kwiaciarka, jeśli przyjdzie jej bronić ulicy, na której stoi jej sklepik. Coś prostego, funkcjonalnego i niedrogiego jednocześnie.
Pierwsze próby spaliły jednak na panewce. W oparciu o niemiecką konstrukcje Hugo Schmeisera MP 28 II próbowano skonstruować broń, którą mógłby posługiwać się brytyjski żołnierz z masowego poboru, przeszkolony w bardzo ograniczonym zakresie. Zaowocowało to powstaniem hybrydowego pistoletu maszynowego o nazwie Lanchester. Broń ta miała jedną podstawową wadę, która dyskwalifikowała ją jako narzędzie przydatne w czasie niemieckiej inwazji na wyspy. Lancaster był pistoletem drogim, który powstawał w wyniku dość skomplikowanego procesu produkcyjnego. Najwięcej kłopotów w warunkach wojennych nastręczała produkcja drewnianej kolby wykonanej z bukowego drewna. Brytyjski sztab generalny przewidywał, że produkcja takiej ekstrawaganckiej broni po prostu nie będzie możliwa. Trzeba było pomyśleć o czymś tańszym.
Pistolet, który projektowano od jesieni 1940 roku do wiosny 1941 od razu właściwie stał się przedmiotem drwin. Kpiła z niego prasa, kpili żołnierze, a także zwykli obywatele. No bo cóż to za broń! Kawałek rury w której chowa się lufa, zamek wkładany z
boku , kolba z wygiętego kątownika. Wszystko razem po rozłożeniu wygląda, jak zepsute wnyki na zające, a kiedy się złoży przypomina jakiś atomizer dla trolli i gnomów. Któż miałby tego czegoś używać i w ogóle pokazywać się z tak nieelegancką konstrukcją na polu bitwy? Okazało się jednak, że pistolet maszynowy STEN, projektu Reginalda Sepharda i Harolda Turpina, projekt oskarżany wprost o upośledzenie formalne, stał się przebojem pól bitewnych, zasadzek, partyzanckich bitew i miejskich potyczek, jak Europa długa i szeroka.
Kiedy okazało się, że Niemcy nie dokonają inwazji na Wyspy Brytyjskie tylko na Związek Radziecki pistolet maszynowy Sten stał się podstawowym brytyjskim towarem eksportowym dla wszystkich partyzantek antyhitlerowskich na kontynencie. W jednym zrzucanym zasobniku mogło zmieścić się aż osiemnaście rozłożonych na elementy stenów. Kiedy dostały się one w powołane do ich obsługi ręce stanowiły już poważną siłę. W Polsce, w czasie niemieckiej okupacji znalazło się ponad 11 tysięcy stenów. Pistolet ten prócz prostoty konstrukcji, powszechnej dostępności materiałów z których został wykonany, miał jeszcze jedną zaletę – mógł go naprawić każdy mechanik, nawet taki który zajmował się tylko reperacją rowerów. Sten miał zamek, który łatwo się rozkalibrowywał, i kilka innych wad, które jednak dawały się łatwo naprawić przez zwykłego pana Ziutka z warsztatu na Okopowej. Był więc ten pistolet bronią poszukiwaną i cenioną. Szczególnie w takich miastach, jak Warszawa. Stena można było ukryć pod płaszczem, można było go użyć z zaskoczenia, kiedy przeciwnik najmniej spodziewał się ataku. Była to odpowiednia broń na tamte czasy.
W czasie największego nasilenia działań wojennych, latem 1943 roku ilość produkowanych tygodniowo stenów wzrosła do 47 tysięcy sztuk.
Stena rozpozna każdy z nas, każdy kto choć raz oglądał serial „Stawka większa niż życie” lub serial „Kolumbowie”. Mnóstwo tam energicznych chłopaków, którzy biegają po ulicach z tym pokracznym kawałkiem żelaza w rękach i prują z niego do umundurowanych na zielono Niemców. Po wojnie sten nie zniknął z polskich lasów i polskich miast. Nie będzie przesady w stwierdzeniu, że na strychach i w piwnicach domów znalazłoby się jeszcze zapewne kilkaset sztuk tej broni, którą nasi dziadkowie schowali za krokwią „na wszelki wypadek, gdyby się coś zaczęło dziać”. Wiele stenów znajdujących się w polskich rękach w czasie wojny i obecnie nie ma w sobie ani jednej części wykonanej na wyspach. Zrzucane do Polski steny były bowiem często tylko wzorem dla naszych mechaników, którzy kopiując na tokarce każdą część z osobna robili własne steny. Pierwsza fabryka tych pistoletów powstała w Suchedniowie, można je było odróżnić od brytyjskich po lewoskrętnym gwincie lufy.
Produkcja stenów ruszyła także w Niemczech, gdzie pistolety te wytwarzano dla celów dywersyjnych. Pod koniec wojny wyprodukowano także serię „niemieckich stenów” które wręczono broniącym Berlina żołnierzom volkssturmu.
O stenie mówiło się, że jest bronią zawodną. Nie była to do końca prawda, ta rzekoma zawodność wynikała z niewłaściwej obsługi pistoletu. Miał także sten opinie broni, która łatwo się zacina, ale to także nie było prawdą, mankament ten brał się stąd, że niedoświadczeni żołnierze często chwytali pistolet lewą ręką za boczny magazynek, powodując jego odgięcie. Nie można było w ten sposób trzymać tej broni, sten był przystosowany do tego by podtrzymywać go lewą ręką za osłone lufy.
Na świecie pistolet maszynowy sten używany był jeszcze bardzo długo po wojnie. Jego kariera zakończyła się dopiero w czasie kryzysu sueskiego w 1956 roku.
Przypominam, że moje książki można już kupić w Warszawie w księgarni Tarabuk przy ulicy Browarnej 6, a także w sklepie Foto-Mag przy Alei KEN 83 lok.U-03, tuż przy wyjściu z metra Stokłosy, naprzeciwko drogerii Rossman. Można je też kupić w księgarni "U Iwony" w Błoniu oraz w księgarniach w Milanówku po obydwu stronach torów kolejowych, a także w tymże Milanówku w galerii "U artystek". Aha i jeszcze w galerii "Dziupla" w Błoniu przy Jana Pawła II 1B czyli w budynku centrum kultury. Cały czas zaś są one dostępne na stronie www.coryllus.pl Zapraszam. Uwaga! Atrapia i Toyah dostępne są jedynie w sklepie Foto-Mag, bo tak i już. Może kiedyś będą także gdzie indziej, ale na razie ich tam nie ma. Książkę Toyaha o liściu można kupić jeszcze w Katowicach w księgarni "Wolne słowo" przy ul. 3 maja. Gdzie to jest dokładnie, pojęcia nie mam.
Informuję również, że 2 lutego w muzeum Kraszewskiego w Poznaniu odbędzie się wieczór autorski blogera coryllusa, a on sam będzie obecny na Poznańskich Targach Książki dla Dzieci i Młodzieży odbywających się w dniach 3-5 lutego w Poznaniu. Zapraszam.
swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy