Globalnie i Lokalnie
1

Na wnuczka, na policjanta

14/05/2015
1114 Wyświetlenia
0 Komentarze
17 minut czytania
Na wnuczka, na policjanta

Od kilku lat moi starzy rodzice są atakowani przez oszustów i złodziei. Ostatnimi czasy to już plaga. Moi rodzice byli zawsze bardzo nieufni. Zawsze przestrzegali mnie przed złodziejami i oszustami. Sami podejrzliwie patrzyli na każdego. Od pewnego czasu zaczęło się to zmieniać. Na przykład zaczęli wierzyć w to, co mówi telewizja. Obecnie ojciec ma niecałe 96 lat , a matka 88. Próby oszustw zaczęły się od metody „na wypadek samochodowy”. Jakiś miły człowiek zaczepiał ojca na ulicy i prosił o pomoc, bo on nie był Polakiem, miał wypadek samochodowy, a na dodatek nie miał polskich złotych tylko euro, lub dolary.

0


CBS Mówił, że ktoś tam trafił do szpitala i koniecznie mu są potrzebne złotówki. W między czasie jakaś kobieta się pojawiała. Ojciec dawał się nabierać i zapraszał ich do domu. Oni proponowali taki układ, że nie mając złotówek zostawią dolary (euro), pożyczą od moich rodziców złotówki, a jak im się uda zdobyć złotówki, to je oddadzą i zabiorą swój zastaw. Ojciec za każdym razem był skłonny iść na taką propozycję, matka – nie bardzo, ale fakt pozostaje faktem, że przybysze tak manipulowali rodzicami, że np. oboje przechodzili do kuchni z jedna osobą, a drugą zostawiali samą w pokoju, żeby mogła pobuszować. Jedynie pies zachowywał zdrowy rozsądek i nie dawał się nabierać na takie tanie sztuczki i dzięki niemu rodzice nie zostali wtedy okradzeni. Ale niestety psa już nie mają. A oszuści się rozzuchwalili. Jakiś czas temu zastosowali klasyczną metodę „na wnuczka”, czyli zadzwoniła kobieta, podszywając się pod członka rodziny i prosiła o pożyczkę w wysokości kilkunastu tysięcy złotych. Moja matka, mimo iż rozpoznała, że nie jest to ta osoba, to jednak poszła do banku i podjęła pieniądze. Przed utratą gotówki uratowała ją awaria  maszyny wydającej pieniądze. Kasjerka musiała przerwać transakcję. Moja mama spędziła w banku dłuższy czas i w między czasie oszuści zrezygnowali ze swojego planu. Widocznie to za długo trwało i podejrzewali, że policja została zawiadomiona. Były próby kradzieży na administratorkę budynku, NFZ, ZUS, pomoc społeczną, na pielęgniarkę środowiskową. Za każdym razem ojciec wpuszczał do mieszkania takie osoby i zapraszał do pokoju lub kuchni, w zależności gdzie chciały iść. Osoby były tak przekonujące dla niego, że nie podejrzewał je o żadne złe zamiary. Moja matka była bardziej podejrzliwa  i nie dopuszczała do kradzieży. Ostatnio jednak złodziejom udało się okraść moich rodziców. Ojciec znowu przyprowadził jakąś kobietę z ulicy, która podszywała się pod pracownicę NFZ. Zmanipulowała tak rodziców, że poszli przodem do kuchni, a ona została w przedpokoju, aby uchylić drzwi wspólnikom. Jeden z nich pojawił się w kuchni i kazał rodzicom pisać jakieś oświadczenia do NFZ, a drugi buszował po pokojach. Ojciec nic złego nie podejrzewał, a matka, jak zobaczyła drugiego mężczyznę, to wolała się nie odzywać, żeby ich nie zabito. Ten drugi mężczyzna z łatwością znalazł pieniądze, które rodzice trzymali w mieszkaniu. To ja nie wiedziałem, gdzie rodzice trzymają  pieniądze, a on wiedział. Oczywiście policja była, zebrała odciski palców, spisała protokół i rozłożyła ręce w geście niemocy.

Ale oczywiście to nie koniec. Ostatnio próbowano wyłudzić od mojego ojca pieniądze „na wnuczka i policjanta’. Do mojego ojca zadzwonił człowiek podający się za jego dawnego przyjaciela i prosił o pożyczkę pewnej, dość sporej kwoty. Na odpowiedź mojego ojca, że nie ma tylu pieniędzy, „przyjaciel” powiedział, że przecież w Getin Banku trzyma tyle i tyle pieniędzy na koncie. Czyli widać, że pracownicy Getin Banku przekazują bandziorom dane o klientach. W sumie jest to zrozumiałe. Jeśli pracownik zarabia „na rękę” 1500 – 1800 zł, to jak bandyta zaproponuje mu 5 tys. zł za podanie takich informacji, to oczywiście to zrobi. Najwyżej straci taką gównianą pracę.  A co mu tam. Gdyby zarobki były większe, to i podejście pracowników do obowiązków byłoby inne. Ale powróćmy do mojego ojca i jego rozmowy telefonicznej. Ojciec nie chciał pożyczyć tych pieniędzy i rozmowa się skończyła. Ale po chwili zadzwonił człowiek, który przedstawiła się jako pracownik CBŚ Andrzej Lewandowski, o numerze 24 78 14/102. Powiedział, że człowiek, który przed chwilą dzwonił do mojego ojca to oszust i że właśnie go namierzają, jego telefon był na podsłuchu i stąd ten „funkcjonariusz” wiedział, że właśnie ten oszust skończył rozmowę z moim ojcem. Zaproponował akcję, że ojciec pojedzie do Getin Banku, podejmie pieniądze i przekaże temu oszustowi, a CBŚ go zgarnie. Zapewnił ojca, że zaraz CBŚ przeleje na jego konto kilkadziesiąt tysięcy złotych, żeby mógł podjąć pieniądze, a pracownicy banku będą wtajemniczeni w akcję. Mój ojciec był głównym księgowym w państwowej firmie prawie 40 lat i nie skojarzył faktu, że aby wypłacić komuś 2 złote 53 grosze , to potrzeba na to 10000000000 akceptacji, podpisów i trwa to tygodniami, a tu CBŚ ma mu przelać na konto wciągu paru minut, bez żadnego potwierdzenia, kilkadziesiąt tysięcy złotych. Ale powróćmy do sytuacji. „Pracownik CBŚ” zapewnił ojca, że cały czas będzie obserwowany przez agentów, teren będzie zabezpieczony i prosił by nikt z rodziny się nie mieszał, bo może spłoszyć przestępcę. Poprosił również o numer telefonu do syna, żeby być z nim w kontakcie. Ojciec podał numer do mojego brata. Moja matka oczywiście zaraz do niego zadzwoniła ze swojego telefonu komórkowego. W chwile później do mnie. Porozmawiałem z ojcem, żeby wyjaśnił mi o co chodzi. Uprzedziłem go, że to może być przebieraniec i prosiłem, żeby nie podejmował żadnych pieniędzy ze swojego konta, ani nic nie podpisywał. „Oficer” powiedział, że na telefon stacjonarny założono podsłuch, poprosił mojego ojca o numer jego komórki i powiedział, że na ta komórkę też założą podsłuch. Po rozmowie z „agentem” ojciec zadzwonił na numer 997 i poprosił o połączenie z CBŚ. Oczywiści zaraz go połączono. Spytał, czy pracuje tam taki, a taki funkcjonariusz, oczywiście potwierdzono i chciano nawet z nim połączyć. Po takiej informacji ojciec zdecydował się iść na akcję. Przed domem czekała na niego taksówka, która zawiozła go do oddziału Getin Banku. Oczywiście za taksówkę ojciec musiał zapłacić ze swoich pieniędzy. W banku ojciec nawet nie sprawdzał, czy faktycznie przelano mu te pieniądze, tylko chciał wypłacić kwotę pieniędzy, którą polecił mu podjąć ten „funkcjonariusz” CBŚ, a która była wszystkimi oszczędnościami mojego ojca. Pracownicy banku nie chcieli mu jej wypłacić, bo była powyżej limitu wypłat natychmiastowych. Mogli mu ją przygotować za 2 dni. Ale ostrzegali, że mógł paść ofiarą oszusta. Ojciec spytał w którym oddziale wypłacają wyższe kwoty i wyszedł z banku. W tym momencie „agent” zadzwonił i spytał czy są pieniądze. Gdy się dowiedział, że nie, coś namieszał w głowie mojemu ojcu i polecił mu jechać do tego drugiego oddziału i wziąć ile może. Ojciec pojechał druga taksówką, za którą też zapłacił z własnej kieszeni. W tym drugim oddziale też nie chciano mu wypłacić, nawet tego limitu. Dopytywano się po co mu ta suma pieniędzy i ostrzegano przed oszustwem. Na koniec powiedziano, że mogą mu przygotować te pieniądze za 2 dni. Ojciec wyszedł z banku, zadzwonił do niego „tajny agent” i spytał o wynik. Ojciec znowu nie miał pieniędzy i powiedział, że za 2 dni mogą być. „Funkcjonariusz” powiedział., że akcja została zakończona, bo właśnie schwytano jakąś oszustkę i dodał, że pojawi się w domu rodziców o dwudziestej, żeby zwrócić pieniądze za taksówki. Do mojego brata zadzwonił, że może wziąć ojca spod banku do domu i dodał, że dalszy ciąg akcji będzie za 2 dni. Brat zawiózł ojca do domu, ja pojawiłem się tam przed dwudziestą, ale „agent” nie przyszedł. Od słowa do słowa wyszło na to, że ojciec padł ofiarą oszusta. Na drugi dzień zadzwonił do ojca jakiś człowiek, który przedstawił się jako kontroler bankowy z Wrocławia i jako były policjant. Pytał czy ojciec rozmawiał z synem (nie wiedział, że ma dwóch) i czy podjął pieniądze. Ja zacząłem podsłuchiwać na drugim aparacie i on się chyba zorientował, bo zmienił narrację. Zaczął chwalić ojca, że nie dał się oszukać i pracowników banku, że są tak dobrze wyszkoleni. Mówił, że banki tak dobrze szkolą swoich pracowników. Twierdził, że CBŚ czy policja nie przeprowadzają w ten sposób akcji. Że nawet, gdy agent podsłuchuje, to nie ma prawa poinformować o tym potencjalnej ofiary, bo akcje są tajne. Podał informację, że biura CBŚ mieszczą się w komendach wojewódzkich policji i żeby ojciec tam podzwonił i popytał o tego „funkcjonariusza”.  Przestrzegł go przed oszustami  i powiedział, żeby ojciec był bardzo czujny. I to mniej więcej tyle. Ojciec zadzwonił na 997, tam podano mu numer komendy wojewódzkiej. Ojciec zadzwonił, poprosił o połączenie z CBŚ. Połączono go, ale oczywiście żadnej informacji o tym „funkcjonariuszu”, czy o akcji przeprowadzanej dzień wcześniej nie uzyskał. CBŚ nie udziela takich informacji. Ojciec zadzwonił do swojej rejonowej komendy policji i zgłosił próbę oszustwa. Tam poinformowano go, że numer funkcjonariusza jest niewłaściwy. Takich numerów nie ma. Oczywiście kazano ojcu zgłosić się osobiście na komendę, w celu złożenia zeznań, bo przez telefon nie mogli przyjąć zgłoszenia. I teraz pytanie, jak to się stało, że dzień wcześniej dzwoniąc na 997 od razu uzyskał połączenie z CBŚ i chciano go łączyć z „oficerem Lewandowskim”, a następnego dnia nikt nic nie wiedział? Na myśl przychodzą mi dwie odpowiedzi. Jedna spiskowa, że osoba obsługująca tamtego dnia numer 997 była w spisku. A druga, bardziej banalna, że po rozmowie z „agentem”, „agent” ów nie odłożył słuchawki i połączenie nie zostało przerwane. Ojciec w chwilę później chciał dzwonić na policję  i znowu rozmawiał z oszustami.
Ale to jeszcze nie koniec historii. Brat poszedł na policję i sprowadził policjantów do rodziców, żeby złożyli zeznania. Gdy policjanci dowiedzieli się, że dzwonił kontroler bankowy, to powiedzieli, że on też był w szajce i chciał się dowiedzieć czy ojciec podjął pieniądze i czy trzyma je w domu. Jeśliby odpowiedź była twierdząca, to włamaliby się do rodziców i ukradli kasę. Następnie powiedzieli, że następnego dnia, znaczy w dzień kolejnej akcji, którą oszust zapowiedział bratu, policja miała dyskretnie obserwować dom moich rodziców i prosiła, żeby jeden z nas: brat lub ja był u rodziców. Czyli chcieli przeprowadzić akcję bardzo podobnie, jak to miało się odbywać się dzień wcześniej, gdy akcją dowodził oszust, czyli obserwacja z ukrycia i kontakt z synem.
Ostatnimi czasy ataki na ludzi starych stały się plagą. Media o tym trąbią. Nie tylko moi rodzice są stale atakowani. Sąsiadkę, że tego samego piętra, gdzie mieszkają moi rodzice, okradziono dwukrotnie w podobny sposób. Złodzieje znają bardzo dobrze psychikę ludzi starych, wiedzą jak ich podejść, wiedzą gdzie trzymają pieniądze i kosztowności, znają ich konta bankowe i inne dane chronione ustawą o ochronie danych osobowych. I to nie są stale ci sami złodzieje, ale  za każdym razem pojawiają się nowi.  Wygląda na to, że istnieje gang działający w całej Polsce, mający dostęp do danych osobowych, który znajduje osoby „z charakterem”, oczywiście specjalnym, które lubią okradać ludzi starych, nie mają najmniejszych skrupułów, czy jakichkolwiek wyrzutów sumienia. Takie osoby są szkolone w zakresie psychologii ludzi starych, ich nawyków itp. Tacy ludzie robią kilka skoków w różnych miastach, dostają swoją dolę i znikają. Policja jest bezradna, a biznes się kręci.
Moja skromna sugestia jest taka, że jeśli trafi się na takiego oszusta, to trzeba go eliminować fizycznie. Oczywiście to są płotki. Grubym rybom nic się nie stanie. Ale jeśli parę płotek trafi do kostnicy, albo na wózek inwalidzki, to następne płotki zaczną się zastanawiać, czy warto podejmować taką pracę. I biznes przestanie się opłacać. Gang będzie musiał zmienić profil działalności.

Źródło: http://innywariant.weebly.com/blog/na-wnuczka-na-policjanta

0

Jack Mac Lase http://innywaiant.weebly.com

75 publikacje
1 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758