Bez kategorii
Like

NA KOŃ!

27/06/2011
478 Wyświetlenia
0 Komentarze
7 minut czytania
no-cover

Wariatko, mówili, po co ci to! Zabijesz się! Znowu byłaś w szpitalu! Świrnięta jesteś? I dziecko w to wciągasz?!

0


 W końcu ktoś mnie zapytał, dlaczego właściwie jeżdżę konno? Można by odpowiedzieć tak, jak odpowiadają alpiniści na pytanie, dlaczego chodzą po górach: bo góry są. Albo: bo góry SĄ. Więc dla mnie konie SĄ. Pewnie i alpiniści i koniarze muszą na początku mieć to "coś". Tę chęć połączoną z tęsknotą, z pasją, z ryzykiem w końcu. Ale nie mogą się oprzeć, nie potrafią postępować wbrew swojej naturze i swoim marzeniom, gdyż życie bez tego stałoby się niepełne.

Takie właśnie miałam wrażenie – wrażenie ciągłego braku czegoś istotnego – gdy po studiach przestałam jeździć konno i zajęłam się wieloma innymi sprawami, w tym, naturalnie, wychowywaniem syna. Gdy miał dziewięć lat postanowiłam, zgodnie z bardzo starą, rodzinną tradycją, pokazać mu, że istnieje coś takiego jak konie i jazda konna. Zachwycona siedziałam z synkiem w stajni a potem obok maneżu, gdzie dziecko stawiało pierwsze kroki na końskim grzbiecie, jeśli tak można powiedzieć. Po skończonych jazdach, a było to na Kaszubach, stajenni wypuszczali całe końskie towarzystwo, w tym źrebaki, na rozległe, ogrodzone łąki, gdzie urządzaliśmy pikniki. Doprawdy, herbata i kanapki w otoczeniu ciasnego wianuszka ciekawskich pysków, gmerających we włosach i chuchających w szyje i uszy jest niezapomnianym przeżyciem. No, może tylko herbata, bo na zjedzenie kanapek nie było większych szans… Te pyski były jednak dość bezczelne…

W końcu, po kilkunastu wizytach w stadninie, ze strony jednego z chłopaków zajmujących się końmi, padło, gdy obserwowałam jazdę syna:

– A co pani tak tu siedzi i siedzi? Może osiodłamy dla pani konia?

Zamurowało mnie. Szybko przeliczyłam – dwadzieścia trzy lata nie siedziałam w siodle!

– Chłopcy – mówię – Jestem już za stara na to i mam wrażenie, że moja waga może koniom nie odpowiadać.

Tu trochę przesadziłam, ale zwiewną istotką przecież już nie byłam.

– A wie pani, jak wyglądał król Jan III Sobieski?

 Tu stajenny chyba jednak mocno przesadził…

– No, wiem – odpowiedziałam kwaśno.

– A wie pani, że on na arabach pod Wiedeń pojechał?

Cóż miałam począć na takie, gruntownie przygotowane historycznie, dictum?

Mój Boże, po pierwszej jeździe zrozumiałam, czego mi było brak przez te całe dwadzieścia trzy lata!

Fakt, życie teraz nabrało innych barw. Z utęsknieniem wyczekiwaliśmy końca tygodnia, by pojechać do stadniny. Skończyły się nudnawe soboty i niedziele. Synek był zachwycony – w stajni czuł się w swoim żywiole. A wspólne jazdy z własnym dzieckiem były fantastycznym przeżyciem.

I odtąd już stale jeździmy konno. Syn dawno wyrósł i przegonił mnie w umiejętnościach. W jego pokoju wisi mnóstwo floots i stoją puchary. Nie ukrywam – gdy jako zwycięzca zawodów prowadził rundę honorową do Marsza Radetzkiego – mamie w oku zakręciła się łza…

Nigdy nie czułam, że stajnia i konie to stracony czas, który można by przeznaczyć na coś innego. Na co? Co może dać człowiekowi tak wielką radość i satysfakcję z pokonania własnych słabości, obaw a i strachu niekiedy? Po jeździe i całym tym wysiłku żadne problemy, które niesie życie, nie wydają się "straszne". Ich waga maleje, zdają się doprawdy łatwe do pokonania. Nabiera się nowych sił. Chyba psychika zostaje "odbarczona" – właśnie konną jazdą. Zawsze miałam i mam wrażenie, że wszelkie stresy spływają po końskim ogonie jak po odgromniku, a zapach stajni jest wprost balsamem na zmęczenie codziennością.

Naturalnie – uwielbiam konie. Są fascynującymi zwierzętami. Są kwintesencją potężnego piękna, które może być tak blisko nas i – może chcieć być dla nas. Uczucie, kiedy koń sam chce dla nas pracować, kiedy osiągamy z nim pełne porozumienie, jest uczuciem niewyobrażalnym! Warto się o to starać.

Koń jest głęboko związany z kulturą człowieka, a szczególnie z kulturą i tradycją polską. Wszystkie nasze konie dostały karty powołania we wrześniu 1939 roku i poszły na wojnę… Te karty są dzisiaj dla nas serdeczną i smutną pamiątką.

Koń jest w końcu zwierzęciem symbolicznym, tak często wykorzystywanym w literaturze, filmie, sztuce. Sama, w swoim malarstwie, często odnoszę się do tego symbolu.

Piękna, harmonijna z koniem jazda dobrych jeźdzców wprawia mnie w prawdziwy zachwyt – jeździectwo to sztuka!

Nigdy już przecież nie bedę tak dobrze jeździła, ale co tam: sam fakt, że jeżdżę konno sprawia, że czuję się członkiem rodziny koniarzy, a to dość elitarna rodzina, było nie było. Elitarna – wcale nie z powodów finansowych!

Ponieważ jestem tzw. starszą panią, przeto mogę powiedzieć i to, że konie jakby wyciągnęły mnie z … chorób. Dają nieprawdopodobną siłę i chęć do życia, a zapewniam – wiem, o czym mówię, mając pierwszą grupę inwalidzką.

Bo koń, jaki jest, wcale nie każdy widzi. A warto zobaczyć.

Więc – NA KOŃ! Są wakacje!

 

0

KOSSOBOR

Niby z porzadnej rodziny, a do komedyantów przystala. Ci artysci...

232 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758