Na czym zna się Janusz Korwin Mikke? Na Wszystkim, ale nie na własnej głupocie…
10/06/2012
686 Wyświetlenia
0 Komentarze
8 minut czytania
Niestety, z przykrością przeczytałem dzisiaj na NE bajdurzenie tego chyba „chorego już” człowieka. Nie proponowali Panu jeszcze emerytury?
Był taki czas (ale dawno, dawno temu, gdy z przyjemnością oglądałem wywiady z JKM.
Ale też dawno temu przejrzałem na oczy – gdy słuchałem jego opinii w temacie (o ile pamiętam F-126 P). Jako inżynier nie potrafiłem jeszcze wtedy zrozumieć – po co chłopie wypowiadasz się w tematach na których w ogóle się nie znasz?
Pomijam tu teraz kwestie poglądów politycznych JKM – Bioniektóre mi się nawet podobały – choć rzecz jasna nie były możliwe do zastosowania w Realu.
Napisał JKM dzisiaj na NE post: Polemika z prof. Biniendą wolne żarty, a raczej kpiny – oto on:
Post ten wywołał masę komentarzy krytycznych wobec JKM. I dobrze.
STAWIAM ZATEM PANU JKM PYTANIE:
Czy jest jakiś temat ścisły na którym się Pan nie zna? Bo wygląda na to, że nie.
Jeżeli polemikę z naukowcem (z której zrezygnowali wszyscy członkowie komisji Millera – czemu?) nazywa Pan „wolnymi żartami” – to ja się pytam kim Pan jest?
„Kabareciarzem?” – Jeśli tak to cienkim.
Poczytałem dzisiaj coś niecoś na Pana temat w Internecie, np.:
„Otrzymał jednakże drugi indeks i przez kolejne lata zaliczał przedmioty na kierunkach:
prawo,
socjologia,
psychologia i filozofia
[4]. W
marcu 1968 w związku z udziałem w protestach studenckich został powtórnie aresztowany (przetrzymywany w areszcie do lipca tegoż roku) i relegowany z uczelni. Dzięki wstawiennictwu dziekana Wydziału Filozofii i Socjologii
Klemensa Szaniawskiego odzyskano skonfiskowane przez SB dokumenty studenckie. W rezultacie tych działań mógł wznowić naukę w trybie eksternistycznym. W 1969 uzyskał tytuł magistra filozofii za obronę pracy pt.
Metodologiczne aspekty poglądów Stephena Toulmina, napisaną pod kierunkiem
Henryka Jankowskiego[5]. Pozostałych kierunków studiów nie dokończył.
W latach 1969–1974 był pracownikiem naukowym –
najpierw w Instytucie Transportu Samochodowego, następnie na Uniwersytecie Warszawskim w Zespole Badań nad Informacją i Techniką Podejmowania Decyzji kierowanym przez Klemensa Szaniawskiego. Po rozwiązaniu zespołu i zwolnieniu wszystkich pracowników przez władze UW nie odwołał się od tej decyzji, co uczynili jego koledzy, którzy dzięki wsparciu ze strony
związków zawodowych zostali przywróceni do pracy na uczelni
[6]. W poszukiwaniu źródeł utrzymania
wznowił karierę zawodowego brydżysty (z gry w brydża utrzymywał się także na studiach). Efektem wysokiego poziomu gry był awans do kadry narodowej. Źródłem dochodów były również w tym czasie honoraria ze sprzedaży podręczników brydżowych[7]. – Źródło Wikipedia.
Super, że był Pan tak dobry w brydża.
Kiedyś też trochę grałem – choć nie byłem w kadrze narodowej, jak Pan czy Martens (PZPR).
Posługując się analogią brydżową – „Prof. Binienda wylicytował szlema w pikach”.
Wygrał go – na własny koszt przyjechał do Polski, wystąpił w wielu miejscach publicznych – a w środowiskach naukowych znalazł uznanie (choć nie we wszystkich).
Kiedy do rozmów z nim w telewizorni polskiej próbowano zaprosić naszych „specjalistów od wytrzymałości konstrukcji lotniczych” – wszyscy dali ciała – skrewili. Podobnie członkowie komisji Millera (w większości jak sprawdziłem spece od drogownictwa – winszuję ich doboru).
PAS, PAS, PAS, PAS…..
Ciekawe, czemu to telewizornia nie zaprosiła Pana na spotkanie z Prof. Biniendą? Skoroś Pan filozofie przepracował parę lat w Instytucie Transportu Samocgodowego?
A skoro jak wiemy, pcha się Pan do różnych wywiadów radiowych i telewizyjnych, i lubi to – o czym często informuje na NE – to czemu Pan nie zaproponował oficjalnej dyskusji w mediach z tym Panem Biniendą? Hmmmmm ?
Nie bardzo kumam jak po skończeniu filozofii mógł Pan pracować , cytuję z tekstu powyżej: „W latach 1969–1974 był pracownikiem naukowym – najpierw w Instytucie Transportu Samochodowego”
Jak ma Pan czelność pisać, że Prof. Binienda „uciekł z Polski”?
Był w Polsce ok. tygodnia (jeśli dobrze pamiętam), wiedziały o jego pobycie świetnie różne służby – nie było w tym zakresie żadnej tajemnicy – i co?
Każdy myślący człowiek Panie JKM – planuje podróż, bierze urlop, rezerwuje bilety lotnicze itp.
Czy to jest dla Pana nielogiczne? Czy zbyt trudne do zrozumienia?
Obawiam się, że studiując filozofię (naukę piękną) – skoncentrował się Pan za bardzo na erystyce Shopenhauera, choć ten filozof napisał to krótkie dzieło po to – by pokazać jak ludzie bez honoru potrafią niszczyć innych.
Blef w brydżu bądź w pokerze – jest ogólnie przyjęty – ale na własne ryzyko wygranej lub przegranej.
Pan JKM tym postem „załatwił i spalił sam siebie”.
Prof. Binienda swoimi badaniami wykazał sprzeczności co do raportu Millera.
To Pan dr. Szuladziński z Australi wskazał na możliwość innego przebiegu katastrofy smoleńskiej.
Warto uważnie licytować i słuchać licytacji przeciwników Panie JKM.
Zawsze kiedyś podobała mi się mucha przy kołnierzyku białej koszuli
Nie chcę być zgryźliwym ale muchy lubią g…o.
Z pogardą i bez szacunku.
Ps: Trzeba było grać we właściwym czasie a nie po wygranych robrach przez Pana Biniendę, po czasie kwestionować wyniki zapisu brydżowego.
Po ciul była Panu potrzebna ta licytacja z narodem? Uważa Pan siebie za mędrca a innych za głupków?
Wistuje Pan blotką i na co czeka? Że druga strona rozegra to teraz po swojemu a Panu skapnie wiedzy o rozdaniu kart? Wiedzy dla kogo? Dla Pana mocodawców?
Niech sobie Pan gra w brydża z kim chce. Ale nie o Polskę i Polaków.