Bez kategorii
Like

Muzyka liturgiczna w Kościele Rzymsko-Katolickim w Polsce cz. 2

24/01/2012
487 Wyświetlenia
0 Komentarze
12 minut czytania
no-cover

…czyli dlaczego wielu organistów w Polsce gra tak, jakby chcieli przegnać wiernych z kościoła.

0


Na początek film (wybrany losowo z bogatej kolekcji):

Teraz zagadka: Czy to jest poprawne granie?

Odpowiedź: Jeśli weźmiemy pod uwagę traktowanie muzyki i organistów w Kościele w Polsce to jest to doskonałe wykonanie, oddające sytuację tejże muzyki.

A teraz na poważnie. Nie znam tego organisty, nie wiem gdzie gra, nie obchodzi mnie to. Z punktu widzenia kolegi po fachu poziom gry i śpiew – którego nie powinno być, ale o tym później – jest na tak kiepskim poziomie, że w normalnych warunkach kwalifikuje się do zwolnienia natychmiastowego z pełnionej funkcji. A faktycznie to nie powinno się faceta po prostu zatudniać, jest mnóstwo innych zawodów, które można wykonywać z powodzeniem.

Jak zaznaczyłem na wstępie, gra tego Pana jest jednak doskonałym przykładem, jak traktuje się u nas organistów i muzykę liturgiczną, a także całą liturgię. Tak, wpis będzie narzekająco-tłumaczący i o pieniądzach.

W normalnej sytuacji powinno być tak:

Organista nie jest od śpiewania, jakby był, to by się nazywał kantor albo śpiewak czy jeszcze inaczej. Ma akompaniować ludowi, który powinien się angażować w śpiew. Powinien być człowiekiem wykształconym w odpowiedniej szkole, która miałaby identyczny poziom nauczania i zasady jak inne takie szkoły w Polsce. Powinien oprócz grania tych – napiszę na swoim przykładzie – dwóch mszy dziennie i czterech w niedziele i święta, ciągle ćwiczyć (kilka godzin dziennie), opracowywać harmonizację do każdej mszy świętej tak, aby była odprawiona na 200% i nie rutynowo. Oczywiście powinien uczyć ludzi śpiewać, jeśli nie ma kantora – nie z chóru ale od ambony – to już sprawdzone i po prostu najlepsze rozwiązanie. Oczywiście ma być do dyspozycji na ślubach pogrzebach ekstra mszach rocznicowych, rekolekcjach itp "imprezach". Daje to wszystko obraz dość ciężkiej pracy za któą powinna należeć się wgodziwa wypłąta. Przy takim natłoku nie da się "dorobić" gdzieś indziej. Pensję powinien dostać co miesiąc i ŻADEN proboszcz czy inny parafianin nie powinien mieć prawa kwestionowania tego co i jak organista robi jeśli tylko Ten trzymałby się praw rządzących muzyką liturgiczną. Poziom muzyki w parafii przy takich założeniach byłby naprawdę wysoki.

A jak jest?

Przez 20 lat pracy w tym zawodzie miałem już różnych szefów (proboszczów). Problemem zawsze była kasa. Ile to razy słyszałem, że fajnie gram ale "parafii na mnie nie stać". I najczęściej była to najuczciwsza prawda. Parafii w Polsce nie stać na organistów, bo organista, muzyka i organy są na końcu łańcucha pokarmowego u polskich księży i parafian. Cztery lata trwało w obecnej parafii moje przejście z systemu żebraczego (opłatki i kolęda) na normalną umowę o pracę z pensją. Musiałem przy tym tłumaczyć podstawy szefowi, potem negocjować z radą parafialną gdzie usłyszałem – nie wprost – że tysiąc złotych za granie na dwóch mszach dziennie i czterech w niedzielę to jest dużo i może powinienem zrezygnować. Dopiero jak stwierdziłęm, że zasadniczo mogę zająć się czym innym bo jestem też niezłym fotografem, i zarabiać trzy razy tyle, czcigodni radni zrozumieli, że niestety nie da się mnie wziąć szantażem.

Pracuję w parafii, którą byłoby stać na płacenie więcej, ale pracowałem w parafi, w której 400 zł miesięcznie to już autentycznie było zabójstwo dla finansów parafii, jednak ludzie po początkowej niechęci do mnie – nowego, młodego, co to gra za szybko (czyli w rytmie), nie śpiewa (bo jest od akompaniowania) – po paru latach nie wyobrażali sobie że mogę odejść. Skłądali się bez szemrania raz w roku przy podatku u sołtysa po te 30-50 złotych na organistę i było ok. Na dłuższą metę jednak tak się nie da.

Główną przyczyną takiego stanu rzeczy jest po prostu totalnie debilny system finansowania Kościoła w Polsce i totalny brak jakiegokolwiek ustandaryzowania prawideł muzyki liturgicznej. Każdy ksiądz proboszcz w tej chwili może właściwie nakazać organiście zagrać to czy tamto i ten ma się słuchać, bo "pan kazali".

Finanse:

1. Przychodzi parafianin do zakrystii i zamawia mszę. Płaci księdzu "co łaska" (30-50 u mnie) i zakłada, że będzie miał pięknie odprawione. Kościelny zaświeci świeczki, organista zagra, ksiądz odprawi, może nawet przyjdzie jakiś ministrant. Ale kasę za obsługę kasuje tylko ksiądz, tak? Spoko, u mnie na organistę składka jest w marcu, na kościelnego w lutym, i z tego mamy płacone pensje, ale ile razy słuchałem kolegów, którzy mieli grać w ramach "wolontariatu", albo mają sobie wyżebrać kasę łażąc po domach z opłatkami czy po kolędzie (w XXI wieku).

2. Wiele jest parafii, które są tak małe, że utrzymanie organisty nie jest możliwe nawet ze składki czy z żebraniny.

Rozwiązanie widzę dość socjalistyczne (jestem liberałem): pensję powinna wypłacać kuria, a kasę powinno się zbierać w ramach czegoś co można nazwać podatkiem kościelnym. Od parafii czy od ludzi bezpośrednio – to już nie moja specjalizacja. Wtedy w każdej parafii, nawet najmniejszej, można mieć dobrego organistę, który będzie z pewnością ludzi ciągnął ku Bogu a nie będzie niedzielnym solistą mszowym. Będzie grał cały tydzień i uczył ludzi.

Muzyka:

1. Ukończyłem szkołę organistowską w Krakowie. Przez kilka lat nauki kładziono mi do głowy harmonię czterogłosową z powtórzonym basem w pedale. Po kilkunastu latach grania doszedłem metodą dedukcji do dość trywialnego wniosku, że to dublowanie to czysty idiotyzm. Kilka stron w internecie, parędyskyusji na forach i pojąłem, że gra basu w pedale, dwóch głosów akompaniamentu w 2 manuale i głosu prowadzącego w manuale pierwszym to podstawa prowadzenia śpiewu w parafii, i śpiew organisty staje się zbędny. Tylko dlaczego nie dowiedziałęm się tego w szkole? Mało tego, słucham dziś moich nauczycieli ze szkoły, 4 głosy plus dubel w pedale i śpiew do mikrofonu i robi mi się głupio. Oni dalej tak uczą.

2. Organista w większości parafii nie ma dziś nic do powiedzenia. Ma grać co rozkaże szef – proboszcz. Do tego ma słuchać wszelkich sugestii parafian, wpuszczać napalonych nastolatkó z gitarami i ogólnie robuić wszystko aby było miło, pięknie i przyjemnie. Szanowni parafianie potrafią mieć pretensje nawet o takie "pierdoły" jak trzymanie się linii melodycznej śpiewnika a nie parafian.

3. Nikt nie tłumaczy ludziom jak powina wyglądać liturgia, o muzyce to nawet nie wspomnę. Efekt? Coraz więcej liturgicznych idiotów w kościele a potem się dziwimy skąd ta sekularyzacja i Palikot?

4. Nie ma jednego standardowego śpiewnika, czyli co parafia to inna melodia. Niektórzy mówią że to takie polskie i tradycja. Tylko jak słuchałem sobie w święta w telewizji transmisji koncertu z Holandii (nie wiem co za kościół ale duży) to tam po prostu aż mury grzmiały tak ludzie śpiewali pieśni i do tego w rytmie, z organiami i parę razy z orkiestrą. Koncert był przeplatany: solista z orkiestrą – ludzie z organami i/lub orkiestrą. Przypomniałem sobie gitarową liturgię Wielkiej Soboty z katedry polowej z biskupem Głodziem i niewiele brakło abym się rozpłakał.

Co na koniec? Dość smutna konstatacja: będzie tylko gorzej. U mnie w parafii przypuszczam, że za kilkanaście lat będę śpiewał dla pustych murów.

Dziś gram za 1000 zł miesięcznie plus datki ze ślubów i pogrzebów (dodatkowo średnio 200-400 zł miesięcznie),  dorabiając sobie w ramach własnej małej firmy. Efekt jest taki, że ani na jedno zajęcie ani na drugie nie mam czasu tyle ile powinienem. Tak pracuje większość organistów w naszym kraju. Często mówi się, że narzekamy. Mój szwagier mówi, że za taką kasę to on by to już dawno olał. Ludzie nie biorą pod uwagę jednego: że często gramy za marne pieniądze bo po prostu uwielbiamy grać dla Boga. Truizm? Szczera prawda.

0

Wiejski Organista

3 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758