A teraz opowiem moje osobiste wrażenia i doznania z wycieczki do Warszawy, gdzie między innymi odwiedziliśmy Muzeum Powstania Warszawskiego. O obiekcie wiadomo, że jest budynkiem byłej zajezdni tramwajowej, a więc został godnie zagospodarowany jako muzeum i tym samym zyskuje na finansach i historii miasto.
Po wejściu na teren muzeum – spora kolejka po bilety, ale jako wycieczka, czyli zorganizowana grupa mamy przywileje i po pewnym czasie wchodzimy na teren. Idziemy wraz z przewodnikiem, który ma wszystkie cechy znawcy historii tego budynku oraz przebiegu wydarzeń podczas trwania powstania. Albo winien je mieć? Tak jest jego rola, ale powinien odpowiadać na pytania zadawane przez uczestników wycieczki.
Stajemy przed każdą gablotą i zdjęciem i słuchamy opowiadania o przebiegu wydarzeń. Jest bardzo dużo tych gablot, a jeszcze więcej zdjęć w pięknie oprawionych ramkach i to może się podobać i to na pewno. Aż dwa piętra są poświęcone ekspozycji tych zbiorów.
Komunikacja jest bardzo sprawna, nawet jest kaplica z eksponatami z czasów powstania. Jest to bardzo ujmujące wrażenie dla zwiedzających, że organizatorzy i gospodarze tego obiektu pomyśleli o tylu szczegółach z tamtych czasów.
Są ustawione stoliki z bronią używaną przez powstańców, ale też i z bronią zdobytą od okupanta. Uzbrojenie jest imponująco pokazane; fakt, że trochę jest go mało, ale ważne, że widać, jakim uzbrojeniem dysponowali zarówno powstańcy, jak i okupant.
Mnie zaintrygowało miejsce, w którym na zdjęciach, ale i plakatach eksponuje się takie wyznaczniki nie z czasów powstania, czyli plakat PKWN (Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego) napisany jeszcze wcześniej na obszarze ZSRR i dany do przekazania i zastosowania dla innej opcji politycznej.
Ten dokument oraz fotografie pierwszych członków Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej, czyli premiera rządu, gabinetu ministrów wraz z osławionym składem urzędu Bezpieczeństwa Narodowego, czyli polską bezpieką.
Jak to zostało pięknie razem zagospodarowane i przyjęte, jak zgodnie z czasem współistnienia, czyli równolegle do czasu przebiegu powstania. Druga opcja polityczna także nie traciła czasu, tyle może to nie było tak, jak nam się to sugeruje?
Jak można w jednym miejscu podawać taką mieszankę nie do przyjęcia bez kozery? Nie jestem upoważniony do zwracania uwagi na ten plakat – prawie „koktajl Mołotowa”, ale ta wspólna ekspozycja jest trudna do przełknięcia. Może nikt nie zwrócił uwagi, ale godząc się na taką symbiozę wprowadzamy siebie, ale i pokolenia odwiedzających w błąd, bo to jest odstępstwo od prawdy.
Jak można umieszczać obok żołnierzy i dowódców wszystkich ugrupowań powstania, jako współgospodarzy tych, których jeszcze nie ma w okupowanym kraju, a już osadza się ich w doniosłej roli przyszłego decydenta?
Wiadomo, że jest to polityka na prostej zasadzie „I panu Bogu na chwałę i diabłu ogarek”.
Czytelnikom polecam ewentualne uwagi i sprostowania mojego spojrzenia, ale nie od dzisiaj jest wiadomo, że jednemu będzie się podobała matka, a drugiemu córka i takie jest życie.