„Oczekiwanie, iż niemiecki Federalny Trybunał Konstytucyjny uzna ustawy o pakcie fiskalnym, oraz Europejskim Mechanizmie Stabilizacyjnym, za niezgodne z prawem było tylko mrzonką grupy eurosceptyków, a nie realnym zagrożeniem”.
Znany analityk napisał te słowa dopiero PO wyroku Trybunału, co dobrze świadczy o jego przenikliwości, a ja się okazałem „eurosceptykiem” snującym „mrzonki”. Owszem, pokładanie nadziei w prawnikach – bo w ekonomistach nie ma co – było rzeczywiście bez sensu. Przecież oni tez mają rachunki bankowe w euro a o ekonomii wiedzą tyle, co przeczytają w mediach, albo z książek ekonomistów „głównego nurtu”. Kilka lat temu miałem sposobność z jednym z nich rozmawiać. O Szkole Austriackiej wypowiadał się z taką samą nonszalancją, z jaką niemieccy ekonomiści w XIX wieku wypowiadali się o Carlu Mengerze pogardliwie używając określenia „austriacka ekonomia”. Miałem nadzieję, że może to przypadek odosobniony – okazało się, że nie.
Ale „rynki finansowe” wcale się nie uspokoiły po otworzeniu przez niemieckich prawników drogi do realizacji koncepcji „włoskich” ekonomistów – a dokładnie tego jednego dziś najważniejszego – Mario Draghi’ego, który zapowiedział nieograniczone skupowanie przez EBC obligacji państw strefy euro. „Rynki finansowe” teraz mówią: „czas na FED”. FED ma dodrukować „trochę” dolarów i przekazać je – jak ostatnim razem – „bankom inwestycyjnym”, które będą mogły „podpompować” giełdy. Będzie hossa! Niektórzy mówią nawet, że „kilkuletnia”. A co będzie po tej hossie? „Po nas choćby potop…” Ewentualna neutralność FOMC pewnie wywołałaby falę rozczarowania „inwestorów”. Ale liczenie na neutralność amerykańskich bankierów to jednak chyba „mrzonka”.