Trzecia, ostatnia część Batmana z Nolanem w roli reżysera i rolą Bale’a.
Na ten film trzeba było iść, jeśli widziało się poprzednie dwie części. Nolan pokazał nam zupełnie innego Batmana niż do tej pory, człowieka targanego wewnętrznymi konfliktami, wybierającego swój los. (Znacznie wolę tą odsłonę niźli wizję Burtona.) Obie poprzednie części były bardzo dobre. Zamknięcie jest co najwyżej poprawne, ale są tu wątki ciekawe, które pozwolą widzowi do końca ułożyć zagadkę tożsamości Batmana i pokazać jego drogę do bohaterstwa.
W Gotham pojawiamy się po ośmiu latach, na ulicach panuje porządek, Batman (choć w niesławie) jest na emeryturze. Ten spokój (miasta i superbohatera) zostanie zakłócony przez niejakiego Bane’a, terrorystę, który działa z rozmachem. Wkrótce wysadza pół miasta. Ma swój cel, którym jest oddanie rządów ludowi, wzniecenie rewolucji, a w ostateczności i tak zgładzenie wszystkich. Batman po raz kolejny wdziewa swój kostium. Robi to człowiek, który wie, że musi zapracować na swoją legendę, bez żadnych supermocy, jest ludzki, a nawet arcyludzki. U jego boku pojawia się Cat-Woman, bardzo dobrze zagrana przez Anne Hathaway (zupełnie inaczej niż Michelle Pfeiffer), dziewczyna pewna siebie i z ciętym językiem, moralnie niekoniecznie czysta, ale jednak dobro w niej jest i zwycięża. Pomaga naszemu bohaterowi poruszając się na jego supermotocyklu. Jest jeszcze jedna kobieta – Miranda (Marion Cotillard) – i ona ma swoją historię, jak ważną, się okaże. Świetny, jak poprzednio jest Gary Oldman jako Gordon. Z grupką ocalałych stróżów prawa musi działać jak partyzantka. Wśród nich jest też młody policjant Blake (Gordon-Hewitt), którego prawdziwe imię poznamy na koniec, a tym samym otworzymy się może na kolejną serię (chodzą słuchy, że następną odsłonę ma reżyserować D. Aronoffsky, ale nie wiem, na ile sprawdzone są te pogłoski).
Pierwszy z nowych Batmanów zdawał się rozgrywać w cieniu tragedii 11 września (zresztą jej duch naznacza także najnowszego Mrocznego Rycerza, jeśli mówimy o obawach, ale w jedynce było to coś znacznie więcej, co odnosiło się do prezydentury Busha i wojny w Iraku). W tym także możemy sobie zadawać pytania o winę, karę, sprawiedliwość, solidarność, patriotyzm, poświęcenie. Te tematy są podskórnie obecne pod całym blichtrem akcji. Mimo, że w filmie nie uniknięto dłużyzn (trwa niemal trzy godziny), warto je poświęcić, bo to także kawałek dobrej rozrywki.