Bardzo długo nie byłem pewien motywu „katastrofy smoleńskiej”. Ten brak pewności był irytujący, bo utrudniał wszelkie dyskusje z ludźmi nie przyjmującymi do wiadomości, że był to zamach. Nie potrafiłem jednoznacznie i bez żadnych wątpliwości pokazać konkretną korzyść jaką miałby ktokolwiek odnieść zabijając nam Prezydenta. Motywu domyślałem się od początku ale nie było go jak wykazać dopóki nie weszło by się w skórę naszych wrogów, nie pokazało jak oni myślą, czego chcą i to w dodatku w skrytości ducha. Takie dywagacje zawsze są wątpliwe a dopiero w drugim kroku, po udowodnieniu o czym myślała druga osoba, co zawsze budzi wątpliwości, można było próbować dowieść zamachu. To było bardzo trudne i dzięki temu nasi przeciwnicy, którzy jawnie cieszyli się ze śmierci prezydenta […]
Bardzo długo nie byłem pewien motywu „katastrofy smoleńskiej”. Ten brak pewności był irytujący, bo utrudniał wszelkie dyskusje z ludźmi nie przyjmującymi do wiadomości, że był to zamach. Nie potrafiłem jednoznacznie i bez żadnych wątpliwości pokazać konkretną korzyść jaką miałby ktokolwiek odnieść zabijając nam Prezydenta. Motywu domyślałem się od początku ale nie było go jak wykazać dopóki nie weszło by się w skórę naszych wrogów, nie pokazało jak oni myślą, czego chcą i to w dodatku w skrytości ducha. Takie dywagacje zawsze są wątpliwe a dopiero w drugim kroku, po udowodnieniu o czym myślała druga osoba, co zawsze budzi wątpliwości, można było próbować dowieść zamachu. To było bardzo trudne i dzięki temu nasi przeciwnicy, którzy jawnie cieszyli się ze śmierci prezydenta mogli udawać, że wcale nie mamy pewności iż rzeczywiście był to zamach i to zamach w ich interesie. To się zmieniło dzięki Panu europosłowi Kowalowi.
Czytając wywiad z P. Kowalem w U-Rze, który twierdził iż świadomym celem PJN było rozmycie tożsamości programowej Pis’u, było wybranie z jego programu niektórych elementów i sklejenie ich z elementami programu PO, upewniłem się w motywie zamachu. Kowal bowiem powiedział, że założycielom PJN nie chodziło o zdobycie władzy, o karierę, a o usunięcie z życia politycznego niektórych elementów programu Pis! Do tego, co oczywiste było niezbędne usunięcie Kaczyńskich i zmarginalizowanie tych co myślą podobnie jak oni. Jest więc motyw. Motywem tym była zmiana tematu dyskusji politycznych, usuniecie z tej dyskusji niektórych tematów. Działanie te były podjęte przed zamachem już lutym zeszłego roku przez P.Poncyliusza. Jego sprzeciw wobec wyników wyborów wewnętrznych w Pisie był początkiem PJN, czynem uprzednim do jego złożenia.
Co więcej, upewniłem się też w tym, że motyw zamachu wynika z istniejącego i znanego sposobu myślenia o sprawach społecznych, co do rodzaju znanego tak dobrze z historii i literatury, że nikt nie będzie mógł z łatwością kwestionować jego istnienia. Bo zarówno spalenie Rotterdamu po podpisaniu przez Holandię kapitulacji w II wojnie światowej, śmierć generałów Sikorskiego i Pattona, i śmierć naszego prezydenta miały ten sam rodzaj motywu wynikający z takiego samego sposobu myślenia.
Zacznę od literatury, od J. Londona. „Zew Krwi” jest to opowieść o psie, który wychowany w warunkach domowych musiał, na skutek zrządzenia losu dać sobie radę w warunkach naturalnych, w lesie północy, a w między czasie przejść przez próbę zniewolenia go przez jakiegoś brutalnego człowieka. London, co bardzo ważne, opisuje technologie zniewolenia, której niezbędnym elementem jest zadanie bezsensownego cierpienia stworzeniu, które chce się zniewolić. Analogia z zamachem smoleńskim jawi się oczywista. Jego celem nie było zabicie Prezydenta a zadanie bezsensownego ciosu pisakom i otwarcie drogi do sukcesu PJN’u.
Otóż u Londona zniewolenie poprzedziła walka psa z chcącym go zniewolić człowiekiem uzbrojonym w długi kij. Pies oczywiście walkę przegrał. Gdy pies już nie miał siły dalej walczyć i leżał bezruchu na ziemi, czyli gdy zły człowiek tę walkę wygrał, to na znak swego zwycięstwa, po chwili, z całej siły uderzył psa jeszcze raz. Pytanie, po co się jeszcze męczył, przecież wygrał zadałem sobie w wieku chyba 9, może 10 lat, gdy pierwszy raz czytałem tę książkę i było moim pierwszym zetknięciem się z psychologia społeczną i socjotechnikami. Wiele lat musiało minąć zanim udzieliłem sobie na nie odpowiedź.
Ten zły człowiek uderzył psa po to, by przedzielić dwa okresy w jego życiu trzecim, by zmaterializować upływ czasu. O co w tym chodzi? Otóż pierwszy okres w pamięci tego psa to była epoka walki, w której pies się przeciwstawiał swemu przyszłemu jeszcze panu, a która skończyła się porażką od drugiej, następnej kiedy miał już świadomość niemożliwości jakiegokolwiek oporu. Jeśli by te dwie epoki nie był czymś w pamięci psa oddzielone, to w jego świadomości utrwaliło by się przekonanie, że zniewolenie było skutkiem zbyt słabej walki o swoje. Powstał by związek logiczny walka=wolność, brak walki =zniewolenie. Zachowanie w pamięci psa tego związku logicznego było dla jego pana niedopuszczalne. Gdyby zachował się on zachował to, każda chwila nieuwagi, każdy moment w którym odłożył by kij, nie mówiąc już o osłabieniu spowodowała by nieuchronnie skok do gardła. To mówiąc eufemistycznie mało komfortowa sytuacja. Chodziło o to, by fakt otrzymania razów nie był kosztem jakiś jego ( psa) działania, np. walki. Kosztem, który można zbilansować z ewentualnymi zyskami, czy z wysiłkiem niezbędnym do jego zadania a był dowodem dobrego lub złego humoru jego pana. Jeżeli natomiast czas walki zakończy się słabością a nie zniewoleniem, to w pamięci zachowa się inny związek logiczny. walka=słabość, walka jest bezsensem. Skąd więc wzięło się zniewolenie? Nie z przegranej walki a ze słabości, która pozwoliła temu złemu człowiekowi pastwić się nad zwierzęciem! Ten cios nauczył, że zniewolenie wzięło się z wysiłku, który został włożony walkę! Czyli wysiłek w interesie własnym prowadzi do słabości i zniewolenia.
Tak więc to ostanie uderzenie wcale nie było bez praktycznego sensu, ale sens ten wynikał z punktu widzenia przyszłego bezpieczeństwa jego pana i z tego punktu widzenia było wręcz konieczne, by zmienić psu cel życia. Z celu własnego na cel osoby drugiej.
Najważniejsza różnica między Pisem reprezentowanym przez braci Kaczyńskich a innymi partiami politycznymi jest taka, że nadrzędnym celem Pisu jest realizacja interesu własnego Polski a celem innych partii jest posiadanie przez Polskę udziału w interesie cudzym. Oni są po po prostu zbitymi psami. Jedni chcą się podłączyć pod Unię, inni pod Niemcy a inni pod Rosję. Czyli po to by reszcie Polaków zmienić sposób pojmowania interesu własnego na taki, który zgodny z interesem innych, by nikt nie chciał realizować interesu własnego, należy im w momencie bezsilności zadać z pozoru niepotrzebny cios. Czy jednak można zasady tresowania zwierząt stosować do życia społecznego, czy ktokolwiek to kiedykolwiek robił? Czy rzeczywiście w kwietniu ubiegłego roku był moment bezsilności naszego środowiska? Tak, tak.
My wszyscy po części jesteśmy zwierzętami i zdając sobie z tego sprawę Hitler kazał spalić Rotterdam po kapitulacji Holandii podczas II wojny światowej. Holendrzy posługują się dawnym językiem dolnoniemieckim, są etnicznie i kulturowo bardzo bliscy ale jednak różni od Niemców. Z czasem mogliby zacząć powoływać się na tę bliskość po to tylko, by na tyle się wzmocnić, by w momencie słabości Niemców zacząć znowu walczyć o swoje prawa. To mogło być groźne.
Spalił więc im Rotterdam by każdy Holender widział, że wszedł w epokę podległości obcemu, że czas walki o swoje już miną, że teraz należy się urządzać w nowej rzeczywistości biorąc udział, wręcz akceptując działania okupanta. By ludzie myśleli, że walka o swoje interesy była cechą przeszłej epoki. Tak naprawdę spalenie Rotterdamu było z punktu widzenia bezpieczeństwa Niemców konieczne! Stawiało barierę psychologiczną przed podjęciem próby buntu, przekonywało ludzi o bezsensie walki, więc i o bezsensie czynienia do niej jakichkolwiek przygotowań. Mieszkańcy Rotterdamu musieli się zwrócić mniej lub bardziej pośrednio do Niemców o pomoc w przeżyciu. Było to uzasadnienie zmiany postawy społecznej tak silne, że silniejszego trudno sobie wyobrazić. Tak więc nawet ewentualne osłabienie Niemców w przyszłości niczym nie im groziło, bo Holendrzy nawet nie myśleli, nie mówiąc o jakichkolwiek przygotowaniach do działania przeciwko Niemcom! Spalenie Rotterdamu było taki ciosem początkowym nowej koegzystencji i to było całkowicie skuteczne. Holendrzy nie sprzeciwili się eksterminacji Żydów- to był w zasadzie jedyny kraj, gdzie zlikwidowano właściwie ich wszystkich, powstały Holenderskie odziały SS a przemysł Holenderski działał na rzecz obrony Rzeszy tak jak Niemiecki, czyli sukces! Czyli ten sposób myślenia o sprawach politycznych, analogiczny do tresury psa, był stosowany z sukcesem. Jest znaną socjotechniką. Mamy więc pierwszy element dowodu. Brak motywu zabójstwa związanego ze skutkami działań Prezydenta Kaczyńskiego nie oznacza wcale braku motywu w jego zabicia a w konkretnej sytuacji społecznej ten brak możliwości skutecznego działania jest sam w sobie motywem zbrodni.
Myślę, że taki też był motyw zabójstwa gen Sikorskiego. Z punktu widzenia polityki bieżącej ta śmierć podobnie jak śmierć prezydenta Kaczyńskiego nie miała sensu, natomiast w sensie historycznym, w sensie geopolitycznym jak najbardziej tak. Chodziło o widomy znak dla Polaków, że utracili na stałe możliwość samodzielnego uprawiania polityki i reprezentowania swoich interesów na arenie międzynarodowej. Tej możliwości i tak już nie mieliśmy, ale trzeba było to jakoś zaznaczyć. Zaznaczyć to, że żaden z nas nie może nawet marzyć o negocjacjach ze Stalinem, bo ostatni, który to robił już nie żyje. Czy gdyby żył gen Sikorski to PKWN nie miałby jeszcze większych trudności w zdobyciu władzy w Polsce, czy komuniści mogli by zdobyć tak wielu zwolenników, gdyby była choćby pozorna, czysto symboliczna alternatywa dla ich rządów? Czy tak łatwo przeprowadzili by reformę rolną? Pewnie nie. Czy nie musieli by zapłacić większej ceny aliantom zachodnim za marginalizacje Polski. Na pewno tak. Na Polsce nikomu oczywiście nie zależało ale na utargowaniu czegoś od Rosjan, to co innego. Skoro raz „wypadek lotniczy” naszego rezydenta przyniósł Rosji oczekiwane owoce, to dlaczego nie miałby przynieść ich ponownie?
Tu analogie z sytuacją L. Kaczyńskiego były oczywiste. Trybunał Konstytucyjny orzekł, że prezydent ma reprezentować linię polityczną rządu a nie własne pomysły. Został więc w polityce międzynarodowej całkowicie ubezwłasnowolniony. Również jak wykazała sprawa ustawy o prokuratorze generalnym w polityce wewnętrznej jego weto stało się nieskuteczne. Antypis mógł robić co chciał. Zdawało się, że Pis i Prezydent zostali już w lutym zeszłego roku wykluczeni z bieżącej polityki, bo ona odbywała się w trójkącie SLD, PO, PSL. Mamy wić spełniony drugi warunek. Pis leżał pozornie bez sił.
Poza tym istniało jeszcze inne ryzyko. Przekonanie o niewybieralności L. Kaczyńskiego uprawdopobniało jego rezygnację z ubiegania się o reelekcję. To zaś mogło by spowodować wrażenie, że jest on niepokonany, że jeżeli tylko w przyszłości będzie chciał, to będzie mógł na nowo realizować interes polityczny naszego kraju. Czyli epoka realizacji własnego interesu przez Polaków nie został by zamknięta.
Trzecią przesłanką za zamachem było wrażenie stabilnego podziału elektoratu. PO miało w zasadzie cały czas tak samo duże poparcie, które jak się wydawało na podstawie badań ilościowych było stabilne. W rzeczywistości nie było ono wcale stabilne, ale w badaniach ilościowych nie było jeszcze wtedy tego widać.
Jedyne czego brakowało do całkowitej dekompozycji środowiska pisaków, jak się mogło wtedy wydawać, to oddzielenie dwóch epok historycznych epoki aktywności w realizacji celu wspólnego od epoki aktywności w realizacji celu indywidualnego, osobistego. Takiego bardzo widomego znaku, że władza Antypisu była stabilna, że możliwości realizacji ambicji politycznych pisaków stały się już przeszłością. Chodziło o to by w świadomości społecznej były one związane z przeszła epoką historyczną, by w nowych czasach, tych po katastrofie wydawały się mirażem. By zbite pisaki mogły udawać, że zachowały twarz zaczęto tworzyć PJN, taki prawie Pis ale powiedział to Kowal, bez elementów nie możliwych do zaakceptowania w innych partiach politycznych, czyli nie walczący o interes Polaków a podpinający Polaków pod inne nacje.
Na podstawie oglądu zewnętrznego naszego środowiska mogło się wydawać, że jeżeli dojdzie do rozproszenia pisaków po śmierci Jarosława i po secesji części działaczy, (wszak Poncyliusz już w lutym zgłosił swoje aspiracje do przewodzenia środowisku wysyłają Jarosława do Sulejówka), to sytuacja w Polsce na kilka pokoleń zostanie „ustabilizowana”. Ale nie wyszło!Czy komuś jednak na tym zależało? Czy jesteśmy dla kogoś aż tak ważni?
Wydaje mi się to być pytaniem retorycznym, ale na nie odpowiem. Otóż nie wiem czy Państwo pamiętacie ale w styczniu zeszłego roku Prezydent Miedwiediew powiedział publicznie, że powstanie PIS było „katastrofa geopolityczną dla Rosji”. Były dwie takie katastrofy. Jedna to rozpad ZSRR (zdaniem Putina) a druga to Pis (zdaniem Miedwiediewa). Tak więc to Rosja jest obecnie w dalszym ciągu w stanie katastrofy! I to zdaniem jej prezydenta – ciekawe, prawda.
Bo teraz czas na anihilację PO.
W rzeczywistości przebieg wydarzeń politycznych w Polsce był trochę inny niż oni to widzieli. W czasach pierwszej Solidarności podzieliliśmy się na dwie formacje społeczne w proporcji mniej więcej 65 – 35, czyli ilościowo byliśmy silniejsi, ale nie mieliśmy odpowiedni wykształconej kadry do sprawowania władzy, do zarządzania państwem. Mamy, bo mieliśmy kadrę do produkcji, do świadczenia usług, słowem do tworzenia PKB. Im się wydawało, że sprawowanie władzy to tak specjalistyczne zajęcie, że my na pewno nie damy sobie z nim rady. Była to nieprawda, czym byli mocno zaskoczeni.
Pierwszą i bardzo udaną próbą stworzenia „naszego” rządu był AWS. Spowodował on odcięcie od kasy postpezetpeerowców. Buzek z Krzaklewskim reformując instytucje finansowe państwa spowodowali, że zmieniły się kierunki przepływów finansowych w instytucja państwowych. To zaś spowodowało niemożność sfinansowania bieżącej działalności SLD. To zaś zmusiło ich do zwrócenia się przed wyborami samorządowymi do Agory o pomoc finansową ( tzw. afera Rywina) i pomocy tej nie uzyskali, wybory przegrali. Ta słabość SLD umożliwiła ukonstytuowanie się dwóch czysto politycznych ruchów, w świadomości społecznej kojarzonej z formacją post solidarnościową, czyli Pis i PO. W następnych wyborach w 2005 roku formacja post solidarnościowa dała władzę Popisowi i to w wymiarze konstytucyjnym oraz wskazała, że szefować ma środowisko Pis’u.
Tego wyboru nie zaakceptowało środowisko PO twierdząc, że Kaczyńscy i Pis to „obciach, wiocha, głupota, ciemnota i małe miasteczka”. Dowodem na to miał być wygląd zewnętrzny-Pisaki są grubsze od Platformersów więc , co wszyscy wiedzą, raczej pochodzą z biedniejszych, z reguły gorzej wykształconych środowisk, po drugie najwięcej głosów uzyskiwał Pis właśnie na wsiach i w małych miasteczkach, po trzecie wydawało się, że w Pisie nie ma osób z „dorobkiem”. Nie ma więc możliwości by to środowisko stworzyło sprawnie działający rząd.
Były to na tyle poważne argumenty, że gdyby były prawdziwe, to zdaniem bardzo wielu ludzi uzasadniały by bunt przeciwko wynikom wyborów. Po części po to by to sprawdzić ięc w 2007 roku PO dostała szansę dla siebie ale nie była to jeszcze decyzja o przepływie elektoratu postsolidarnościowego do PO, bo Pisowi nic nie ubyło. Zważcie zresztą, że „katastrofa smoleńska” nie spowodowała jeszcze odejścia ludzi od PO. Była raczej traktowana jako przykry wypadek przy pracy, rzecz wstydliwą, ale mogąca się zdarzyć nawet najlepszym.
Przyczyny tego były dwie. Jedni, ci bardziej zauroczeni Platformersami uważali, że jest to dobre rozwiązanie sytuacji politycznej w Polsce, bo propaganda przekonał ich że Pis w 2005 roku ich oszukał. Zadowoleni z rozwoju wypadków są też ci, którzy nie chcą być samodzielni, mają mentalność zbitego psa, jak np. znany dziennikarz TV, który zaczął podskakiwać z radości na wieść o śmierci Kaczyńskich. Drugą zaś przyczyna było to, że mało kto zdaje sobie sprawę z istnienia tego zabiegu socjotechnicznego jak „bezsensowny cios”, że potrzeba jego zadania jest znanym rodzajem motywu. My nie musimy kopać leżącego dla zasady, bo w naszej kulturze nikt nie chce panować nad drugim człowiekiem! W związku z tym nie ma w naszej kulturze politycznej i społecznej socjotechnik do tego właściwych. U nas wychowany, w naszym domu, nawet pitbulterrier potrafi być psem kanapowym! Naprawdę.
Nie znaczy to wcale, że jesteśmy słabi ale działamy inaczej, więc nie zawsze prawidłowo odczytujemy znaki wysyłane nam przez innych. Zresztą to że jesteśmy inni zawsze myli naszych wrogów i powoduje, że nie mogą sobie z nami dać rady. Nie mniej jednak musimy od czasu do czasu zacząć sobie wyobrażać sposób myślenia naszych przeciwników, by wiedzieć co nam zrobili lub co chcieli nam zrobić a nie wyszło i dlaczego.
Zwykli ludzie na ogół nie widzą, że myślą symbolami, że słowo się ucieleśnia w osobie ludzkiej i wtedy jest to życie – to zbyt zawiłe. Niby Ewangelię św. Jana wszyscy znają, stosowne kolędy też, ale nie wiedzą, że jest to literalny zapis zasad działania tego świata, należącego obecnie do księcia ciemności a ogłoszony nam przez jego Stwórcę, czyli Osobę, która to wie na pewno, i po to byśmy mogli się spod władzy tegoż księcia ciemności wyzwolić. Dla nas sprawowanie władzy jest służbą publiczna a nie zaspokajaniem swoich ambicji. Natomiast ludzie władzy, ludzie mający ambicje zniewolenia innych czyli ludzie księcia ciemności, zasady te znają doskonale i je stosują. O tym musimy pamiętać.
Ja wiem, że w tym momencie, gdy zaczynam przypisywać Antypisowi satanizm ściągam na siebie gromy oburzenia, podważam częściowo logikę wywodu, bo jak mogę tak mówić. Ale to nie ja wprowadziłem do dyskursu politycznego podział na Polskę jasną i ciemną, ja uznaje, że on jest. Jeśli więc ja widzę światło, to znaczy ,że w tej drugiej Polsce jest ciemność i chętnie ją naszym światłem rozproszę na początek stwierdzając, że zabiliście nam prezydenta, bo chcieliście nam dokuczyć.
Jestem Chrzescijaninem, Polakiem i nie wstydze sie, ani Ewangelii, ani mego narodu, ani mojej tradycji.