Od rozpoczęcia agresji Rosji na Ukrainę zastanawiam się, z jakiego powodu „cywilizowany” i „postępowy” świat toleruje zbrodnie czynione przez Europejczyków na terenie Europy? Dlaczego „cywilizowany” i „postępowy” świat toleruje zbrojny najazd jednego europejskiego państwa na drugie europejskie państwo? Mało tego – międzynarodowe gremia powołane do reagowania na niezgodne z prawem międzynarodowym, konwencjami oraz prawami człowieka działania, milczą lub reagują opieszale.
Działania polegające na nałożeniu sankcji międzynarodowych na Rosję oraz wybiórcze wskazanie oligarchów, którzy nie będą wpuszczani na teren Unii Europejskiej, to ruch we właściwym kierunku, ale spóźniony, zbyt płytki i niespójny. Tego typu sankcje nie będą skuteczne, jeśli cały cywilizowany świat solidarnie się do nich włączy. Mamy jednak do czynienia nie tylko z działaniami wybiórczymi i nieskoordynowanymi, ale z wykorzystywaniem nakładanych sankcji do zawierania bilateralnych umów handlowych, które służą wyłącznie stronom kontraktu z jednoczesnym niweczeniem działań gremiów międzynarodowych, co nie spotyka się z powszechnym potępieniem.
Podobnie, jak w sferze ekonomicznej, jest w sferze politycznej. Nie widać aktywności osób i instytucji powołanych do reprezentowania Unii Europejskiej na zewnątrz w osobie Wysokiej przedstawiciel Unii do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa, pani Mogherini, czy „króla Europy” Donalda Tuska. Mamy za to do czynienia z nadaktywnością niektórych przywódców państw, którzy uzurpują sobie prawo nie tylko do reprezentowania Unii Europejskiej w rozmowach między Rosją a Ukrainą, ale nawet do sankcjonowania podziału niepodległego państwa i przyłączenia części jego terytorium do terytorium agresora.
Gremia międzynarodowe oraz niektóre głowy państw charakteryzuje postawa polegająca na krytykowaniu agresora i stojącego na jego czele Władymira Putina z jednoczesnym tolerowaniem i honorowaniem go na rozmaitych szczytach i imprezach typu szczyty ekonomiczne i polityczne czy imprezy kulturalne i sportowe (np. finały Mistrzostw Świata w piłce nożnej). Takie zachowanie, to nie tylko dowód na brak wiarygodności, ale na faktyczne przyzwolenie do dokonywania agresji, aneksji terytorialnej oraz popełniania zbrodni i grabieży przez państwo kierowane przez tolerowanego przywódcę.
Jednoznacznie zbrodnicze działania Rosji, polegające na wkroczeniu uzbrojonych oddziałów wojska na teren Ukrainy, ostrzeliwaniu z broni palnej obiektów wojskowych i cywilnych, zabijaniu żołnierzy (i osób cywilnych), porywaniu i torturowaniu żołnierzy (oraz osób cywilnych), niszczeniu i zagrabianiu mienia, nie tylko nie spotkały się z właściwą reakcją międzynarodowej opinii publicznej, ale nawet nie zostały nazwane adekwatnie do swojego charakteru: wojna nie jest nazwana wojną, agresja agresją, zbrodnia zbrodnią, grabież grabieżą, a tortury torturami, a jeśli takie określenia padają, to jest to tylko artykułowanie słów, za którymi nie idzie nic lub prawie nic.
W zamian pojawiają się określenia fałszujące rzeczywistość, takie jak „separatyści”. Określenie to pasuje w omawianej sytuacji jak pięść do oka, bo „separatysta” to, według słownika języka polskiego, „członek grupy etnicznej, religijnej lub politycznej dążącej do wyodrębnienia się z większej całości polityczno-społecznej”. Słowem – separatystą w omawianym przypadku mógłby być Ukrainiec lub mieszkający na Ukrainie Rosjanin, a nie żołnierz regularnej lub najemnej formacji, który, powodowany jakąś motywacją, z zewnątrz zbrojnie na Ukrainę napada. Komu zatem zależy na fałszowaniu pojęć i dlaczego takie werbalne manipulacje udają się?
W pierwszym zdaniu niniejszego tekstu wyraziłem zdziwienie tolerowaniem zbrodni i grabieży dokonywanych na terenie Europy w XXI wieku. Do przemyśleń w tej kwestii skłania mnie kilka przesłanek. Władymir Putin swoje zawodowe i polityczne szlify zdobywał w Komitecie Bezpieczeństwa Państwowego, w skrócie KGB, a organizacja ta, oraz następująca po niej Federalna Służba Bezpieczeństwa (FSB), w swoich długoletnich działaniach kierowały się kłamstwem, manipulacją, szantażem, zabójstwami, a wsparciem tych działań zawsze towarzyszyła manipulacja międzynarodową opinią publiczną za pomocą propagandy, agentury w mediach (agenci, agenci wpływu, tzw. „pożyteczni idioci”) oraz agenturą ulokowaną w gremiach decyzyjnych innych państw.
Czy teraz jest inaczej? Czy publicyści z Francji, Niemiec, Polski, politycy tych i innych państw, pisarze i artyści, nie dostrzegają zbrodni, nie rozróżniają agresora od ofiary, nie widzą kłamstw i manipulacji, przez przypadek lub w dobrej wierze używają słowa niezgodnie z ich sensem i znaczeniem?
Mąż Agnieszki, ojciec Jana i Joanny, mgr politologii, wiceprzewodniczący Prawicy Rzeczypospolitej na Mazowszu, radny Sejmiku Mazowieckiego, autor kilku scenariuszy filmów dokumentalnych i fabularnych, miłośnik ogrodów botanicznych.