Aż łza się w oku kręci. To już miesiąc minął. Już miesiąc i jak z bicza trzasł wszystko załatwione. Szybko nieprawdaż? W końcu mamy XXI wiek. Pierwszego „orła” z infolinii Orange opisałem Wam przed miesiącem
frankdrebin.nowyekran.pl/post/60658,strzezcie-sie-prezentow-ktore-daje-wam-orange
Jednak jeśli myślicie, że na tym się skończyło to grubo się mylicie. Nie ma tak łatwo klient Orange musi wiedzieć, że ma obsługę na najwyższym poziomie. I że znajduje się w serdecznym uścisku firmy działającej na światowym poziomie. Więc po kolei.
Kolejny konsultant Orange radosnym głosem mi oświadczył, że ten cały bałagan mi odkręci telefonicznie. Pogadaliśmy. Stwierdził, że wszystko w porządku i mogę sobie hulać do woli na moich 6 mega. Wszystko jest w porządku.
Nie ma jednak tak dobrze. Tym razem konsultantka stwierdziła, że ten poprzedni to coś naknocił i nie mógł mi tych 6 mega przywrócić bo nadal mam oficjalnie 20 mega. Jednak ona to załatwi i wszystko będzie cacy. Do tego daje mi mniejszy abonament i nowe 6 mega za mniejszą cenę. I to wszystko też załatwi telefonicznie. Prawie się popłakałem ze wzruszenia. I się zgodziłem.
Niestety moje wzruszenie trwało krótko. Następnego dnia ta sama Pani dzwoni i mówi, że się pomyliła bo jednak telefonicznie to ona tego nie odkręci i muszę iść do salonu Orange, pisemnie się zrzec tych 20 mega i wtedy już wszystko będzie cacy. Do tego prezent mi daje nawigację GPS, którą bym i tak dostał bo akurat mają taką promocję. Łez wzruszenia tym razem nie było.
Udałem się do salonu Orange. Zrzekłem się pisemnie. Przy okazji okazało się, że mam inne daty umowy w ich systemie a inne na umowie papierowej. To znaczy są te same, ale jak mi wyjaśnił żywy, w sensie z salonu konsultant, to są takie same tylko trzeba głębiej w system wejść. Czego konsultanci telefoniczni nie umieli zrobić.
Następnego dnia dzwoni do mnie kolejna konsultantka z radosną wieścią. Jedzie do mnie umowa i nawigacja. Ponieważ jestem człowiekiem pracującym a firmy kurierskie pracują w godzinach mojej pracy więc poprosiłem o dostarczenie tego do pracy. Podałem ulicę i adres. I Pani raczyła pomylić się w nazwie ulicy. Całe szczęście przytomny kurier pokojarzył o co chodzi bo pracuję w dość charakterystycznym miejscu. Przywiózł mi w ubiegły piątek przesyłkę na właściwy adres i przy okazji opowiedział mi pewną historię. Swego czasu dostarczał przesyłkę z centrali jeszcze Telekomunikacji S.A. do lokalnego salonu tejże firmy w moim mieście, do określonej osoby pracującej w TP S.A.. Po wejściu zapytał o nią i konsternacja w salonie. Okazało się, że ta osoba nie żyje od dwóch lat. TP S.A. wysłała przesyłkę do swojego pracownika nieżyjącego od dwóch lat …. To wiele mówi o tym jaki porządek ma w tzw. papierach ta firma a teraz Orange, który ją przejął.
Podsumujmy:
Miałem kontakt z czterema konsultantami firmy Orange. Każdy z nich się pomylił. Udzielił mi złej informacji, błędnie rozpoznał moją sprawę lub obiecał jej załatwienie pomimo tego, że procedury firmy przewidują inaczej. Wisienką na "torcie" okazało się to, że konsultantka nie umie nawet poprawnie zapisać nazwy ulicy. Załatwienie błahej sprawy trwało miesiąc. Pocieszam się, że to już koniec bo nadchodzi "magiczna" data 1 czerwca 2012 r. od kiedy mam nową umowę. Mam nadzieję, że tym razem nie okaże się iż znowu net padnie bo znowu coś tam ktoś tam w trzewiach lewiatana nazywającego się Orange i wydającego ciężkie pieniądze na reklamę poknocił. Refleksja jest oczywista. Więcej pieniędzy na szkolenia dla personelu a mniej na durne serca i rozumy, od których roi się w każdej telewizji co chwilę. Ciekawe, czy na taką refleksję stać suto opłacanych "menedżerów" w Orange?