Człowiek, dopóki nie dojdzie do odpowiedniego wieku, gdzieś tak dobrze po pięćdziesiątce, jest zazwyczaj głupi i naiwny. Daje się uwodzić emocjom, a przez to jest łatwy do kupienia.
Człowiek, dopóki nie dojdzie do odpowiedniego wieku, gdzieś tak dobrze po pięćdziesiątce, jest zazwyczaj głupi i naiwny. Daje się uwodzić emocjom, a przez to jest łatwy do kupienia.
Raz w swoim życiu uścisnąłem dłoń Wałęsie. Gdy już po paru dniach trwania w 80 roku strajków na Wybrzeżu, wraz z trzyosobową delegacją, zaprzyjaźnionym samochodem, z kierowcą, który znał odpowiednie drogi i właściwych ludzi, udaliśmy się do Stoczni, do Sali BHP, by tam formalnie zgłosić przystąpienie całych Polskich Linii Oceanicznych do strajku, weszliśmy nagle w wielką politykę.
Opóźnienie przystąpienia do strajku było spowodowane prozaicznym powodem – załoga, marynarze, rozproszeni po całym świecie, musieli nam dać mandat do tego strajku i do reprezentowania ich. To oczywiście zajęło nam trochę czasu, mimo wydatnej pomocy kolegów z Gdyna Radio. Nie wyobrażałem sobie, jak to później wielokrotnie obserwowałem, że przychodzi człowiek i samozwańczo deklaruje się przedstawicielem czegoś tam. A to było nagminne i do dziś się czkawką odbija w postaci pani tramwajarki Henryki Krzywonos.
Więc z prawomocnym mandatem i bukietem kwiatów znaleźliśmy się w hucznej Sali BHP. Ktoś tam poszukał Wałęsę, by ten zapowiedział kolegów z PLO przystępujących do strajku, a ja potem powiedziałem parę zdań, tłumacząc, dlaczego to tyle trwało i właśnie potem, raz jedyny w całym mym życiu, uścisnęliśmy sobie z Wałęsą dłonie.
Obserwowałem go potem. Zresztą i na innych spoglądałem ciekawie, choć tych wszystkich Kuroniów i Gieremków, kompletnie nie znałem. Wałęsa sprawiał wrażenie zagubionego i jakby nieco zmęczonego. Nie był, jak przywódca, który dodaje otuchy i podtrzymuje morale. To było DUŻE i chyba go nieco przerastało.
Mój afekt do Wałęsy utrzymał się chyba do nocy upadku rządu Olszewskiego. Wtedy coś zaczęło brzydko pachnieć. A śmierdziało już bardzo, gdy u jego boku pojawił się 24 godzinny kontroler w postaci Mieczysława Wachowskiego.
Może moje zauroczenie trwało dłużej niż u innych, bo kontakt z polską rzeczywistością był przerywany długimi okresami rejsów i jak wracałem, to po okresie jesieni 1980 miałem silny wstręt do polityki. Ruszyłem w świat i oderwałem się od polskich armatorów.
Początek prezydentury Wałęsy udowodnił, że mamy do czynienia z człowiekiem niepoważnym i niewiarygodnym. Powoli też zaczęły wyciekać skrzętnie skrywane fakty jego życiorysu.
Nie napiszę, co o nim zacząłem myśleć i to bardzo dosadnie, bo ja biedny chłop jestem i sądowe perypetie pana Wyszkowskiego pokazały, że szczere gadanie o Wałęsie może być bardzo kosztowne.
Mamy więc, jak w czarnych czasach stalinowskich, żywy pomnik; postać na którą złego słowa nie można powiedzieć, bo to mu zagwarantowały Sądy Rzeczpospolitej.
Mędrca Europy i komentatora bieżącej polityki – autorytet od wszystkiego.
A na dodatek, nawet jego własna żona, wydawałoby się wierna i kochająca, nie może za dużo dobrego o nim powiedzieć.
Tak to już jest, gdy na pomniku staje postać nieautentyczna, a wykreowana i do tego tak gliniana i to z gliny niewypalonej. Po krótkim okresie pozostaje na pomniku tylko kupka brudu, a wśród otoczenia niesmak i zawstydzenie.
Mędrzec Europy
Ciemne okulary