http://www.fronda.pl/news/czytaj/tytul/moj_dom_moja_twierdza_na_jutro_23604
http://www.fronda.pl/news/czytaj/tytul/moj_dom_moja_twierdza_na_jutro_23604
Monika Nowak – Alexander Degrejt
Wyobraźmy sobie taką oto sytuację: spokojny obywatel siedzi sobie we własnym domu, w salonie, w fotelu. Nagle słychać huk tłuczonego szkła i do tegoż salonu wskakują dwie zamaskowane postacie z jakimiś przedmiotami w rękach. Właściciel mieszkania (tudzież domu, wszystko jedno) szybko sięga za siebie i chwyta za broń (ma ją legalnie) krzycząc przy tym „będę strzelać”. Potem, ponieważ napastnicy nie reagują, strzela. Jednego zabija, drugiemu udaje się uciec… W wyniku tego wydarzenia jest ciągany po sądach a następnie skazany za nieumyślne spowodowanie śmierci. Na szczęście dostał tzw. „zawiasy” a prokuratura odstąpiła od pierwotnego zamiaru oskarżenia z artykułu 148 KK (zabójstwo).
Przez kraj przetacza się dyskusja o prawie do posiadania broni, w której dominuje jojczenie, że prawo takie grozi wzrostem liczby przestępstw z użyciem tejże, w szczególności zabójstw i morderstw, jednym słowem dojdzie do permanentnej strzelaniny, przy której Dziki Zachód jawić się ma jako oaza spokoju. Nikt (albo prawie nikt) nie zwraca uwagi na drobny szczegół, że dwóch uzbrojonych typów wlazło do cudzego domu bynajmniej nie z kulturalną wizytą. Nieprawdopodobne? Nie, całkiem prawdopodobne, a nawet realne. Niestety.
Historii zaatakowanych ludzi, którzy podjęli obronę i w jej wyniku zranili lub zabili napastnika jest niemało. We wszystkich przewija się jeden wątek: osoby te miały potem poważne problemy z prawem, niejednokrotnie przez lata były niepokojone przez prokuraturę i sąd. Bywa, że napastnik od dawna ma święty spokój a jego ofiara nie dość, że niejednokrotnie straciła mienie, zdrowie, poczucie własnej godności, to jeszcze wyszła na przestępcę.
W polskim systemie prawnym istnieje oczywiście tzw. prawo do obrony koniecznej. Mówi ono, że osoba, której życie, zdrowie bądź mienie są bezpośrednio zagrożone może bronić się używając ADEKWATNYCH środków. Wydawałoby się więc, że wszystko jest w porządku, zaatakowany może się bronić i nic mu nie grozi, jeżeli w wyniku tej obrony napastnik zostanie poszkodowany. Niestety, przysłowiowy diabeł – jak zwykle – tkwi w szczegółach. Otóż, po pierwsze, niejasne są tzw. „granice obrony koniecznej”, co jest o tyle ważne, że za ich przekroczenie grozi kara określona stosownym paragrafem kodeksu karnego. Po drugie problemy sprawia pojęcie „adekwatności” środków. Po trzecie podstawa prawna zdecydowanie idzie w kierunku interpretacji zdarzeń na niekorzyść broniącej się ofiary przestępstwa, co w efekcie prowadzi do ograniczenia prawa do obrony a w dodatku stawia prawa sprawcy ponad prawami ofiary.
Przyjrzyjmy się bliżej czynnikom, które w Polsce w praktyce odbierają prawo do obrony własnego życia, zdrowia i mienia.
Czym są owe „granice obrony koniecznej”? Wedle przyjętych norm oznacza to, że osoba broniąca się powinna natychmiast zaprzestać działań, które podjęła w celu obrony, gdy tylko minie realne zagrożenie. Brzmi pięknie, ale jest kompletnie nierealne i oderwane od rzeczywistości: jak niby osoba nagle stająca oko w oko z napastnikiem ma się zastanawiać do czego on zmierza albo w co jest uzbrojony?
Jeżeli ktoś widzi lub słyszy włamywaczy wchodzących do jego domu albo napastnika wyrastającego mu przed nosem z jakimś przedmiotem w ręku to nie będzie raczej tracił czasu na zastanawianie się, czy oprych chce go obrabować, zgwałcić albo może zabić, ani nie będzie się przyglądał czy ów napastnik ma w ręku kij bejsbolowy, nóż czy może plastikowy karabin nabyty na jakimś odpuście. Mówienie o GRANICACH obrony koniecznej nie ma sensu z wielu powodów.
Jak udowodniłam wyżej przede wszystkim z praktycznego. Poza tym z psychologicznego – ofiara jest w stresie, zwyczajnie się boi i kieruje się przede wszystkim instynktem, a ten mówi: zrób co się da i nie zastanawiaj się. Nie ma też sensu z punktu widzenia praw człowieka – każdy ma prawo do obrony najwyższych wartości, ba!, ma taki obowiązek, gdyż są one niezbywalne. Bandzior oczywiście też ma prawa, ale to ON podejmuje ryzyko, a więc sam narusza swoje prawo do życia i zdrowia a nie jego broniąca się ofiara. Tylko takie rozumienie tej kwestii zapewnia równość stron – w każdym innym przypadku napastnik jest uprzywilejowany a tak być nie może.
Granice obrony koniecznej nie mają tez sensu z punktu widzenia logicznego – czegoś takiego po prostu nie ma: albo jest konieczność obrony albo jej nie ma. Jeżeli jest to człowiek ma prawo bronić się wszelkimi dostępnymi środkami, jeżeli konieczności obrony nie ma to człowiek wykazujący się agresją po prostu sam jest napastnikiem.
Zapyta ktoś – czy w takim razie można na przykład strzelić do człowieka, który wszedł na czyjąś działkę? Oczywiście, że tak, jeżeli uczynił to bez zaproszenia i nie reaguje na wezwanie do zawrócenia. Człowiek mający uczciwe zamiary zadzwoni do furtki albo odpowie na pytanie co tu robi. Jeżeli tego nie zrobi musi się liczyć z tym, że zostanie wzięty za intruza. Normalny człowiek nie będzie strzelał bez sensu a na nienormalnego pojęcie „granic obrony koniecznej” i tak nie powstrzyma. Należy po prostu przestać zakładać, że ludzie to zdziecinniali półidioci, którzy nie są w stanie wziąć na siebie odpowiedzialności za swoje czyny więc musi się im ograniczyć wolność gdyż w przeciwnym wypadku natychmiast zrobią krzywdę sobie lub bliźniemu.
Podobnie rzecz się ma z pojęciem „adekwatności” środków obrony. Z przyczyn podanych przeze mnie wyżej pojęcie to jest również pozbawione sensu. Każdy środek użyty do obrony jest po prostu adekwatny, gdyż służy realizowaniu prawa do skutecznej obrony. Jeżeli człowiek ma czas postara się o coś odpowiedniego, ale w sytuacji nagłego zagrożenia zwyczajnie tego czasu nie ma i łapie co ma pod ręką – kryształowy wazon po babci jest równie dobry jak nabyty w sklepie pistolet a kij od szczotki jest tak samo przydatnym środkiem jak paralizator jeżeli tylko umożliwi skuteczną obronę. Należy przypomnieć, że bandzior jest najczęściej do ataku przygotowany – miał na to czas – a ofiara została zaskoczona, tak więc wymaganie od niej by zastanowiła się nad adekwatnością środków jest zwyczajnie niesprawiedliwe a poza tym nielogiczne i stawiające ją w pozycji gorszej od napastnika.
Najsmutniejszym elementem problemów z prawem do obrony koniecznej jest praktyka prawnicza, która ogranicza i tak niewielkie prawo obywatela do tejże wzmiankowanej obrony. Niejasne i, powiedzmy wprost, bzdurne przepisy umożliwiają pozbawionym dobrej woli i wyobraźni policjantom, prokuratorom i sędziom odbierać spokój osobom, które padły ofiarą agre3esji i miały odwagę się bronić, przy czym zraniły lub pozbawiły napastnika życia. To zwyczajnie krzywdzące i niesprawiedliwe. Nie przeczę, że w sytuacjach wątpliwych lub dwuznacznych przeprowadzenie drobiazgowego śledztwa jest konieczne, ale problemem jest to, że z góry zakłada się, że obywatel MOŻE przekroczyć owe „granice obrony koniecznej” czy dobrać „nieadekwatne” środki tej obronie służące, co jest jawnym zaprzeczeniem zasady domniemania niewinności oraz zasady wymagającej udowodnienia winy podejrzanemu – to obywatel musi się bronić przed podejrzeniami i tłumaczyć co stawia go w sytuacji gorszej niż bandziora, który na niego napadł.
Na marginesie należy dodać, że przy okazji tego rodzaju spraw odzywają się tabuny ekspertów i innych mądrali ględzących o „prawach człowieka”, „humanitaryzmie”czy „krzywdzie”, oczywiście w odniesieniu do biednego przestępcy, który dostał wałkiem czy innym przyrządem gospodarczym po głowie, kiedy próbował okraść starszą panią, która akurat nie miała ochoty dać się pozbawić emerytury. Ofiarą i jej prawami oczywiście kompletnie się nie interesują. Oliwy do ognia dolewają oczywiście media, które zachowują się jak hieny, które upatrzyły osłabionego lwa i chcą go dobić – stawiają niedoszłą ofiarę pod pręgierzem zdezorientowanej opinii publicznej, odbierają jej prywatność i spokój i tak już zszargany przez bandycki napad. Ponieważ jednak znaczna część społeczeństwa jest zazwyczaj po stronie ofiary, myśli praktycznie i zdroworozsądkowo działania podejmowane przez policję i wymiar sprawiedliwości dążące do ukarania jej za, na przykład, „przekroczenie granic obrony koniecznej” podważają i tak już nadwyrężony autorytet tych instytucji a występy ględzących „ekspertów” powiększają frustrację społeczną i przekonanie, że działają one przeciwko porządnym, spokojnym obywatelom co w efekcie prowadzi właśnie do poderwania autorytetu państwa.
Na koniec należy jasno podkreślić kilka spraw. Nie jest sprawiedliwy taki system prawny, w którym ofiara ma mniej praw niż napastnik, w którym obawa przed represjami prawnymi odbiera napadniętemu odwagę i chęć obrony w momencie kiedy zostanie on napadnięty, w którym wymaga się od ofiary przestępstwa w momencie jego zaistnienia oceny granic obrony i adekwatności podjętych środków.
W normalnym systemie ryzyko podejmowane jest przez bandytę dokonującego napadu a jego ofiara ma prawo złapać pierwszą lepszą rzecz jaka jej się nawinie pod rękę i bez zastanowienia zrobić wszystko co tylko instynkt samozachowawczy podpowie by pozbyć się napastnika. Za skutki zawsze jest bowiem odpowiedzialny autor napadu – bo to on łamie reguły i on musi się liczyć z konsekwencjami.
Monika Nowak
Jeżeli mówimy o obronie koniecznej nie możemy ominąć tematu dostępu do broni palnej. We współczesnym świecie – zwłaszcza w Europie – dominuje pogląd, że udostępnienie i zrezygnowanie ze ścisłej reglamentacji broni drastycznie zwiększy ilość przestępstw dokonanych z jej użyciem. Jako przykłady podawane są najczęściej nagłaśniane przez media masakry dokonywane przez szaleńców, które przeważnie mają miejsce za oceanem. Przykłady te można o kant tyłka potłuc przede wszystkim dlatego, że napastnik owładnięty żądzą mordu I TAK tę broń zdobędzie a jego ofiary, będące przeważnie praworządnymi obywatelami winnymi Bogu ducha i podatki fiskusowi, są takiej możliwości pozbawione.
Stawia to – znowu – agresora w uprzywilejowanej pozycji, daje mu środki, których jego ofiara nie posiada i to w majestacie prawa. Ponadto jeżeli prześledzimy dokładnie przebieg owych masakr to zawsze (powtarzam: ZAWSZE) okaże się, że dobrze przygotowany napastnik (bądź napastnicy) zaatakował ludzi bezbronnych. Ostatnia masakra w Nowym Yorku pod Empire State Building pokazuje to doskonale: Big Apple jest miastem, w którym broń nosić może tylko policjant będący na służbie, cywile mają całkowity zakaz posiadania jakiejkolwiek broni palnej. Nawet agenci FBI, którzy nie przebywają na terenie miasta służbowo muszą ją zdeponować na komisariacie. Podobnie wyglądała najsłynniejsza masakra ostatnich lat – Anders Breivik na wyspie Utoya zaatakował nieuzbrojone i niechronione dzieci zabijając 77 osób.
Czy wydarzenia te miałyby inny przebieg, gdyby broń była powszechnie dostępna a w miejscu napadu trafił się uzbrojony człowiek? Można jedynie domniemywać, ale najprawdopodobniej tak. Agresor dostałby kulę w łeb już po pierwszych kilku strzałach i ofiar byłoby znacznie mniej. Ponadto już sama możliwość, że trafi się na ludzi uzbrojonych i gotowych po broń sięgnąć działa odstraszająco. Napastnik zastanowi się dziesięć razy zanim podejmie działanie, w wyniku którego może stracić życie. Bandyci to w 9 przypadkach na 10 tchórze, którzy bez problemu skatują czy zamordują słabszego od siebie, ale którzy natychmiast kulą ogony pod tyłki kiedy okazuje się, że niedoszła ofiara zamiast trząść się ze strachu stawia skuteczny opór. W dodatku opór, w wyniku którego bandyta może ze skutkiem natychmiastowym przenieść się na tamten świat.
Jest jeszcze jedna kwestia, równie ważna jak możliwość skutecznej obrony, którą daje pistolet czy rewolwer drzemiący w kaburze pod pachą. Broń jest demonizowana, większość ludzi uważa ją za złą samą w sobie. To jest błędne myślenie. Broń jest takim samym narzędziem jak młotek, kombinerki czy lampa lutownicza. Każdy przedmiot może być wykorzystany w złym celu, ale przecież nie potępiamy samochodów tylko dlatego, że pijany kierowca zabił przechodnia, nie zakazujemy posiadania noży po usłyszeniu, że ktoś komuś poderżnął gardło od ucha do ucha. Broń może być, oczywiście, wykorzystana w celach przestępczych. Ale może służyć również do obrony słabszych, do stawienia oporu szarżującemu bandycie. Przedmioty, nawet te strzelające ołowianymi kulami, są moralnie neutralne. To człowiek może je wykorzystać w dobrym lub złym celu. I to człowiek, tylko i wyłącznie, decyduje o tym, czy cel ma dobry czy też wręcz przeciwnie…
Alexander Degrejt
Zagladam tu i ówdzie. Czesciej oczywiscie ówdzie. Czasem cos dostane, ciekawsze rzeczy tu dam. ''Jeszcze Polska nie zginela / Isten, áldd meg a magyart'' Na zdjeciu jest Janek, z którym 15 sierpnia bylismy pod Krzyzem.