Globalnie i Lokalnie
Like

Modlitwa; powtarzam tylko raz

08/08/2014
1390 Wyświetlenia
7 Komentarze
14 minut czytania
Modlitwa; powtarzam tylko raz

Zakładając że Bóg jest co najmniej znacznie wyższą ode mnie inteligencją (no cóż, nie jest to żaden wyczyn), a w praktyce nieskończoną mądrością, dziwnie się czułem powtarzając modlitwy.

0


Głuchy czy głupi?

Jesli rozmawiam z kimś kogo szanuję, mówię mu to co chcę przekazać raz – i wystarcza. Jeśli musiałbym powtórzyć to dwa albo trzy razy, miałbym do czynienia z głuchym albo nie słuchającym mnie człowiekiem, co ukazuje że nie liczy się ze mną, nie szanuje mnie; albo zwyczajnie z głupkiem. A co jeśli przez całe dzieciństwo powtarzałem modlitwy setki tysięcy razy, bez żadnych efektów?

Po co mam bezustannie klepać modlitwy? Czy istocie, energii, bytowi który stworzył wszechświat, tryliony galaktyk i niezliczone cuda, potrzebne jest moje bezmyślne powtarzanie wymyślonych przez kogoś formułek? Jak wiemy powtarzanie usypia, wyłącza inteligencję i świadome myślenie – pobożny człowiek powtarza modlitwy tak samo, jak krowa bezustannie przeżuwa trawę; oboje robią to bezmyślnie. Jakie z tego korzyści? Krowa tę trawę przerabia na mleko, a człowiek przez nawyk modlitwy, nawykowo uczy się wyłączać myślenie, swój świadomy, analityczny umysł. Wątpię by Bóg chciał, byśmy dar od niego, umysł – wyłączali mantrami, usypiającym powtarzaniem modlitw. Modliłem się by Bóg sam mi to wytłumaczył, niestety jak się zapewne Państwo domyslają, nic z tego nie wyszło; napotkałem mur milczenia. No cóż, zapewne nie ja pierwszy i nie ostatni.

Modlitwa jak mantra i hipnoza

Każdy kto zna mechanizmy hipnozy, doskonale wie że aby wytworzyć w człowieku jakiś nawyk, trzeba wyłączyć krytyczne myślenie. Jeśli ktoś czuje że wódka daje mu szczęście, ulgę od codziennych problemów, lęków i rozterek z którymi sobie nie umie radzić, wie świadomie że także go niszczy, ale to emocje wygrywają gdy trzeba podjąć decyzję, a nie świadomy umysł. Taki człowiek gdy skorzysta z pomocy hipnoterapeuty, musi poddać się pewnemu zabiegowi – trzeba zmienić jego obecne negatywne przekonania (przez które pije wódkę) na takie które uczynią jego życie lżejszym, przyjemniejszym; wtedy potrzeba gaszenia zbyt dużego bólu alkoholem zmniejszy się bądź zgaśnie. By zainstalować mu nowe przekonanie, np. „przyjemnie i bezpiecznie żyje mi się na trzeźwo, miło jest sobie żyć”, trzeba pacjentowi wyłączyć świadomość – ponieważ on nigdy nie przyjmie tej sugestii. Przecież wie że gdy jest trzeźwy, cierpi – nowa sugestia więc nigdy nie przedostanie się przez sito racjonalnego umysłu, nie zapuści korzeni i nie wyda owoców trzeźwości. Robi się to wprowadzając człowieka w trans, usypiając go powtarzaniem różnych słów powoli i spokojnie. To właśnie robi długotrwała modlitwa – wyłącza Twoją świadomość. Ba! robią to także reklamy. Ty myślisz że tylko głupek mógłby wymyślić tak okropnie nudną reklamę proszku do prania, a tymczasem dokładnie o to chodzi – nuda ma Cię uśpić, przytepić analityczny umysł, by sugestia z nazwą proszku dotarła do podświadomości.

Nie dociera! wrzaśniesz oburzony, że ktoś może Ci sugerować manipulację Tobą. Ależ dociera, bo chyba nie uważasz że wielkie firmy wsadzałyby w takie reklamy miliardy dolarów od lat? Jeśli tak robią, to znaczy że to doskonale działa. Najpierw usypia się świadomość, później umieszcza w podświadomości sugestię, na którą zwykle byś się nie zgodził. A gdy idziesz do sklepu, kupujesz bo coś Ci się podoba – ta emocja oczywiście nie wzięła się z znikąd, a z podświadomości, w której umieszczono sugestię reklamową. Modlitwa eliminuje umysł analityczny, by umieścić w ludzkiej podświadomości nie reklamę proszku do prania, a obrazy pełne przemocy, poczucia winy, grzechu i niższości. Po co? Bo tylko zastraszony, nieszczęśliwy człowiek korzysta z usług religii. Im więcej się boi, tym więcej odda kapłanom – w nadziei że lęk ustanie. Niestety, nie ustanie. Ktoś kto jest szczęśliwy, podziwia i rozkoszuje się światem; nie potrzebuje klepać modlitw żeby usnąć, przytępić swój umysł. Bo i po co? Świątynią człowieka szczęśliwego jest niebo usiane gwiazdami, lekki powiew wiatru, szmer strumyka bądź huk rozbijających się o nieczułe skały gorących fal; od tysiącleci dostają kosza, lecz łatwo się nie poddają. To jak ja i moi czytelnicy, nasz burzliwy, wieloletni romans. Pragnę zdobyć ich serce, podziw i pieniądze, lecz oni łatwo się nie poddają. Kiedyś ich zdobędę.

Co daje modlitwa?

To wszystko jest bardzo brzydkie. Modlitwy bezustannie powtarzane, mają mnie emocjonalnie związać z obrazem Boga, promowanym przez religię w której od młodości (chcąc nie chcąc) byłem zmuszony się rozwijać. Ale Bóg milczy, a religii i ich mniejszych braci, nazywanych pogardliwie sektami (czyli majacych mniej zwolenników) jest wiele – kilkaset. Każda z nich ma swój obraz Boga i na swój sposób interpretuje jakąś świętą książkę, którą pisał oczywiście człowiek, być może przekonany że dyktuje Bóg. Ale takich ludzi przekonanych że rozmawiają z Bogiem, pełno jest w szpitalach psychiatrycznych. Jeśli twierdzisz że rozmawiasz z Bogiem, to jeśli nikt Ci nie wierzy, przypną Cię pasami i naszprycują lekami. Jeśli wielu Ci wierzy, założysz potęzna organizację religijną, która będzie państwu dyktowała swoje warunki. To co odróżnia psychicznie chorego od świętego, a religię od sekty, to ilość ludzi która wierzy w daną ideę. Dlatego by ludzie stali za Tobą murem, najlepiej ich nastraszyć; piekłem, grzechami, poczuciem winy że narozrabiali, chociaż tego w ogóle nie pamiętają. Gdy się boją, można przywdziać ich w zbroje, napuścić na innych by ogniem i mieczem nawracali. Kto nie chce, zostaje skrócony o głowę, reszta chce – w ten sposób grono zwolenników się powiększa, aż wreszcie wygryza się inną religią, by wprowadzić swoją.

Modlitwa wcale nie zbliża do Boga – modliłem się latami, a Boga wcale nie czułem. Byłem za to coraz bardziej otępiały, coraz agresywniej reagowałem na każdą informację, która nie przystawała do szablonu, zainstalowanego we mnie przez powtarzanie modlitw. Chciałem poczuć Boga, gdyż czułem się samotny, bałem się. Księża mówili – modlić się trzeba więcej. Modliłem się więc więcej, bez rezultatów. Modląc się, chodząc do kościoła, ciągle czułem że coś tu mocno nie gra – religia mnie poniżała, unieszczęśliwiała. Teraz wiem, że był to głos mojej duszy, mojego duchowego centrum, które z religią ma tyle wspólnego, co krzesło z krzesłem elektrycznym. Mówi się że modlitwa daje ukojenie – jeśli ukojeniem jest wyłączenie analityzmu, to ja dziękuję za takie „ukojenie”.

Umysł, dar by czynić sobie ziemię poddaną

Czy żeby mieć związek z Bogiem, muszę otępiać jego dar, umysł? Czyż to właśnie nie on, a nie paciorki modlitewne są przyczyną wygód, internetu, toalet, ciepła w zimę, z których chętnie korzystają zwolennicy modlitw? By pójść do nieba, mam powtarzać i klepać jak mantry modlitwy, przesuwać paciorki w różańcu, skupiać się i wyobrażać sobie męki Jezusa, które wcale nie wiadomo czy właściwie były? Dlaczego gdy powtarzaniem modlitw wycofa się mój umysł, mam wprowadzać w siebie pełne cierpienia i męki Boga (za którą jestem rzekomo odpowiedzialny) obrazy i przekonania? Czy Bóg naprawdę potrzebuje hipnotycznych, rytualnych i magicznych zabiegów? Wątpię. Potrzebują tego ludzie z organizacji, która ze strachu wiernych przed piekłem, może mieć swoją potęgę. Badania Dr Johnsona nie zostawiają złudzeń – jedna negatywna sugestia powtarzana przez autorytet, niszczy dziecku doszczętnie pewność siebie na całe życie. A co ma powiedzieć dziecko katolika, kiedy od dzieciństwa bombardowane jest zwłokami na krzyżu, narzędziu tortur – poczuciem winy za śmierć Jezusa, za grzech pierworodny. Jak ma się czuć? Ma się źle czuć, ma się bać. Oto potęga religii – istoty ludzkie z wielkimi możliwościami, sprowadza się do bycia generatorem negatywnych emocji, lęku, strachu i poczucia winy, oraz bezmyślnego klepania modlitw. Jeśli modlitwa jest drogą do celu jakim jest Bóg, to jest tylko narzędziem, niczym więcej. To taki interesik – ja się pomodlę, a za to będę miał kilka punktów w niebie.

Dlatego nie modlę się, bo i po co? Mam umacniać się w wierze? Nie muszę wierzyć, ten świat jest piękny w swej drapieżności, cudownie skomplikowany, cokolwiek go stworzyło także musi być piękne. Po co wierzyć w Boga, albo wierzyć jak ateiści że nie istnieje? Ja wiem że istnieje przyczyna, jeśli w ogóle na Boskim poziomie dostrzegania coś takiego jak przyczyna jest.

Tańczę sambę

Jeśli Przyczyna, Bóg istnieje, to wszystko musiało powstać z tej Boskiej substancji. Jestem więc nią i inaczej być nie może. Po co więc się modlić, do kogo? By coś dzięki temu mieć? Biznesiki z Bogiem, rozumiem, ale na jakich zasadach? Bóg je stworzył, czy ludzie którzy dzięki temu zarabiają poważne pieniądze?

Nie tańczę jak mi grają cwaniaczki; skaczę do rytmu swej wewnętrznej, pięknej muzyki. I ona mówi różne rzeczy, ale zawsze są one zupełnie inne niż to, co twierdzą autorytety, świat i religie. Ja osobiście rozumiem to tak, że tę przyczynę można kontemplować, podziwiać, rozkoszować się wizualizacją jej obecności; ale traktować ją jak kogoś upośledzonego umysłowo, powtarzać setki tysięcy razy prośby o coś, czego i tak najprawdopodobniej nie dostanę? Co to, to nie.

———————–

Zapraszam do kupna moich e książek „Stosunkowo dobry”, oraz „Wyprawa po samcze runo” w E wersji, KLIK albo papierowej KLIK. Zachęcam do ściągnięcia mojej książki „Co z tymi kobietami?” jako darmowego e booka KLIK. Jeśli się spodoba, zawsze można dostać ją w każdej księgarni, na terenie całej Polski. Zapraszam wszystkich serdecznie na mój fanpage KLIK, Bardzo jestem wdzięczny wszystkim tym, którzy poczuwają się do dbania o cały ten interes i go finansują KLIK, także poprzez PayPal, mój meil to  coztymikobietami@onet.pl

0

samiec http://www.samczeruno.pl

Mojemu ciału dano imię Marek. Przepchnięto je przez szkołę z tytułem ekonomisty. Teraz te ciało działa jako pisarz, ale kim tak naprawdę jestem, nie mam kurwa bladego pojęcia.

126 publikacje
85 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758